"Kos": Najbardziej wyczekiwany polski film roku! Polski Tarantino?

Jacek Braciak w filmie "Kos" /materiały prasowe

"Nienawistna ósemka" z Django na pokładzie - krzyknąłem w myślach po seansie "Kosa" Pawła Maślony. Nie dlatego, że scenarzysta Michał Zieliński i Maślona zrobili "zrzynkę" z Tarantino, co przecież jest w ostatnich dekadach w kinie praktyką powszechną. Maślona, podobnie jak w swoim zjawiskowym debiucie "Atak paniki", wrzuca do garnka wszystko co najlepsze w postmodernistycznym eklektyzmie dzisiejszego kina, ale przyrządza z tego nowe i swoje danie. Lubię tak podany obraz polskiego wolnościowego zrywu.

"Kos": Niegrzeczna wariacja historyczna spod znaku Tarantino

Jeżeli ktoś oczekuje, że "Kos" będzie patetycznym historycznym filmem z jedną z ikon polskości w centrum, to niech się przebudzi i przeprosi twórców (parafrazuję jeden z dialogów Q.). "Kos" to rasowa, tłusta i niegrzeczna wariacja historyczna, osadzona tuż przed insurekcją kościuszkowską. Wariacja, która jest opowiedziana uniwersalnym językiem z kodem kulturowym nie tylko zapisanym w polskim DNA, ale również płynącym w krwiobiegu całego zachodniego kina. Mamy tutaj w zasadzie tylko dwie historyczne postacie: Tadeusz Kościuszko (Jacek Braciak) i jego przywieziony z Ameryki adiutant Domingo Lapierre (Jason Mitchell), którzy pojawiają się na ojczystej ziemi osławionego w Ameryce Kościuszki, niczym legendarni kowboje, przyjeżdżający zrobić porządek w miasteczku. Już w pierwszej swojej scenie ratują bitego przez szlachtę chłopa, a oprawcom ładują śrut w zadki.

Reklama

"Kos" jest totalnie zanurzony w westernie spod znaku Tarantino, który na swój sposób przemielił mitologię stworzoną wcześniej przez dwóch maestro o imieniu Sergio - Corbucciego i Leone. Kościuszko i Domingo wyglądają jak dr. Schultz i Django. Tyle że, o niepoprawna politycznie zgrozo!, szlachetny Niemiec jest tutaj jeszcze bardziej szlachetnym (bo ideowym, a nie cynicznym) Polakiem. Kościuszko jest przecież oświeconym wrogiem rasizmu w wydaniu amerykańskim, a Domingo to zerwany z łańcucha niewolnik, pomagający teraz swojemu białemu przyjacielowi walczyć z zaborcami Rzeczypospolitej. Maślona nawiązuje jeszcze mocniej do "Nienawistnej ósemki" Tarantino, co dobitnie widać w konstrukcji wyjątkowo jak na polskie kino krwawego finału. Mam nadzieję, że reżyser nie obrazi się za to zestawienie z kinem Tarantino, bo bynajmniej nie oskarżam go o klasyczny "rip off". Maślona jest bardzo utalentowanym reżyserem, który zatrzymuje się na luźnej inspiracji, prowadzącej go do autorskiego spojrzenia na kino zemsty. Zemsty kościuszkowskiej i bardzo polskiej, bo przesiąkniętej zrozumiałą rusofobią.

Czy można jednak zestawiać ze sobą los polskich chłopów pańszczyźnianych z czarnymi niewolnikami w USA? Historycy spierają się na temat definicji pańszczyzny w Polsce i skali traktowania przez szlachtę chłopów jak niewolników. Szczególnie w XVIII wieku. Maślona nie ma żadnych wątpliwości w tej kwestii, kręcąc nawet scenę, w której wieśniak Ignacy (Bartosz Bielenia) i Domingo porównują swoje rany na plecach, zadane im przez ich panów. Jestem ciekaw, jak na scenę zareagują Afroamerykanie, jeżeli "Kos" zostanie pokazany w USA. Radykalna i neomarksistowska rewolucja Black Lives Matters wymaga, by traktować niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych jako coś absolutnie wyjątkowego na skalę świata, czemu nie dorównuje nawet Holokaust. To zresztą powoduje liczne napięcia między Żydami i radykalnymi działaczami afroamerykańskimi. Fakt, że w scenie występuje aktor, który wcielił się w Easy-E z N.W.A w "Straight Outta Compton" dolewa oliwy do ognia. Polska lewica Maślony za to nie "scancelluje". Ale amerykańska? Zresztą "Kos" pewnie wzbudzi gniew części polskiej prawicy, która może uznać, że obraz sadystycznej, pijanej i głupiej szlachty jest przesadzony.

"Kos": Kościuszkowskie kino zemsty

Maślona zupełnie świadomie bierze jednak Kościuszkę na sztandar z napisem lewica, co nie jest przecież zupełnie nowatorskie. Kościuszko był deistą i masonem zapatrzonym we francuskich jakobinów, a podczas rewolucji amerykańskiej wykazywał postawę abolicjonisty i radykalnego przeciwnika niewolnictwa. W swoich czasach był więc radykalną i skrajną lewicą. Majątek, jaki otrzymał za udział w wojnie o amerykańską niepodległość, przekazał Tomaszowi Jeffersonowi, by ten finansował z niego abolicję dla niewolników. 

Kościuszko zawsze był postacią kontrowersyjną również w sporach polskiej lewicy, ale w "Kosie" jest to rewolucjonista pełną gębą, obok którego w finale zostają wszyscy odtrąceni przez "ancien regime", czyli czarnoskóry, kobieta i chłopi pańszczyźniani. Kolejny symbol, który wpisuje się w mitologię Kościuszki, symbolizowaną przecież przez "kosę" z bitwy pod Racławicami. Maślona po prostu wszedł z dawno utartym wizerunkiem Kościuszki jako wyzwoliciela chłopów w sam środek popkultury. Tyle, że to już popkultura nasączona symboliką kina hollywoodzkiego. Scena wieszania przez pijanych szlachciców chłopa w karczmie przypomina "Missisippi w ogniu" i "Zniewolonego", a nie obrazy z kina europejskiego. Cóż, Maślona jest ukształtowany przez popkulturę z kaset VHS. Tak jak piszący te słowa, więc ten kod filmowy jest nam najbliższy.

"Kos" jest znakomicie wyreżyserowanym filmem, którego z pietyzmem rozciągnięte apogeum rozgrywa się przy jednym stole i w jednej izbie. To właśnie wtedy widać najmocniej wszystkie walory scenariusza i reżyserską sprawność reżysera "Ataku paniki". Tutaj również paniczny strach, paranoja i gniew pulsują w świetnym aktorskim kwartecie Braciak-Grochowska-Mitchell-Więckiewicz, który krwawo eksploduje w ostatnim akcie. 

Zdystansowany, dumny, ale też bardzo ludzki i swojski Braciak uosabia cały buntowniczy i patriotyczny majestat Kościuszki. Mitchell jest dumnym chłopakiem z N.W.A w XVIII-wiecznych szatach, którego antyrasistowskie tyrady mogłyby być równie dobrze wyrymowane 13 zgłoskowcem Mickiewicza. Robert Więckiewicz kradnie kilka scen jako diaboliczny i nikczemny Rusek, czyli wieczny wróg Polski. Ten Rusek nie jest tylko przedstawicielem caratu. On jest imperialistą, który mógłby nosić również mundur ZSRR tudzież przybrać barwy putinowskiego faszyzmu. Ruski mir i zawsze antypolski mesjanizm tego narodu są umiejętnie wkomponowane w postać Więckiewicza. Nie przez przypadek słyszy w końcu "idi na chuj". Agnieszka Grochowska jest natomiast emanacją polskiego matriarchatu, ale podlanego emancypacyjno-feministycznym sosem. Jej bohaterka jest bystra, dumna, silna i piękna. Widzę z nią spin off w roli mścicielki podczas insurekcji kościuszkowskiej! Również Bartosz Bielenia tworzy przejmujący obraz bękarta, który wierzy, że jego ojciec (Andrzej Seweryn) zostawił mu majątek, herb i go wyzwolił, przez co jest prześladowany przez wyjątkowo zdegenerowanego szlachcica i swojego przyrodniego brata (pięknie szarżujący jako zdegenerowany i bardzo Markizo de Sade’owski arystokrata Piotr Pacek).

Maślona pewnie prowadzi całą aktorką trupę, budując powoli napięcie przy stole, które eksploduje w rzeź, symbolizującą wszystkie polskie powstania trawione na końcu przez ogień. Ma też reżyser "Ataku paniki" oko do szczegółów, które są dla mnie szalenie istotne w kinie kostiumowym. Zepsute zęby biedaków, brud na kostiumach (świetna robota Doroty Roqueplo) i dopracowana w detalach scenografia Anny Anasowicz. Do tego dochodzą wyraziście plastyczne zdjęcia Piotra Sobocińskiego Jr. Maślona dostał ekipę najlepszych fachowców, którzy wykreowali bardzo realistyczny obraz końcówki XVIII wieku.

To zresztą upodabnia "Kosa" właśnie do spaghetti westernów, będących na antypodach wymuskanych teatrów telewizji, których umowność jest zmorą polskiego kina historycznego. 

"Kos" dowodzi, że o polskiej historii można opowiadać w sposób seksowny, odważny i wyrazisty, co zapowiadał już zeszłoroczny "Filip" Michała Kwiecińskiego. Na dodatek po raz kolejny widać, że nominowany do Oscara duet producentów Hickinbotham/Bodzak ma oko do wyłapywania świetnych scenariuszy. Debiutujący Zieliński napisał doskonale skrojony tekst, który w ręce wziął jeden z najbardziej utalentowanych reżyserów polskiego kina. Taka mieszanka musiała dać nam coś wyjątkowego, odważnego i bezczelnego. Prawdziwa insurekcja stylu.

8,5/10

"Kos", reż. Paweł Maślona, Polska 2023, dystrybutor: TVP.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kos (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy