"Daaaaaali!" to nie biografia na temat malarza, ale fantazja. To próba znalezienia tylnego wejścia do jego głowy. Istnieje tu jedynie umowna, mętna przestrzeń, jak gdyby artysta za sprawą wyobraźni usiłował rozsadzić ramy zastanego świata.
Nie wyobrażam sobie zresztą, by mogło być inaczej, skoro za kamerą stanął Quentin Dupieux. W nakręconej przeszło dziesięć lat temu "Morderczej oponie" miał brawurowo ekscentryczny pomysł, by obsadzić w głównej roli samochodowe ogumienie o imieniu Robert, które zabija wszystko, co stanie mu na drodze. Bohaterowie jego "Reality" marzyli o tym, by kręcić filmy o telewizorach kineskopowych, które ożywają i eksterminują ludzkość za pomocą elektromagnetycznych fal. "Deerskin" był zaś filmem, w którym Jean Dujardin wydał ostatnie oszczędności na skórzaną kurtkę z vintage’owym sznytem i postanowił - na jej prośbę - unicestwić wszystkie inne kurtki na Ziemi. Nie wiadomo, co siedzi w jego głowie, nie da się tego nazwać. Wiadomo, że ludzie świetnie na tych filmach się bawią.
Zbliżone dylematy rodzą się na myśl o Salvadorze Dalim, jego zjawiskowość wymyka się opisom. "Jestem człowiekiem ekscentrycznym, czy bym chciał czy nie chciał" - mawiał i manifestował to w swoich twórczych działaniach. Kiedy szykował się do nakręcenia "Psa andaluzyjskiego", sporządził wraz z Luisem Buñuelem listę tego, co potrzebne jest im do filmu. Były tam cztery zdechłe osły w stanie rozkładu, które należało położyć na czterech fortepianach, prawdziwa ucięta ręka, oko krowy i trzy gniazda mrówek. Legenda głosi, że jego najsłynniejsze dzieło "Trwałość pamięci" powstało za sprawą leżącego na talerzu, rozpuszczonego camemberta. Wymyślił też telefon z homarem zamiast słuchawki. Ludzie uważali go za dziwaka, tak samo widzi go Dupieux. "Daaaaaali!" to podróż przez zakamarki rozbuchanego ego artysty - ujęta w nawias i prześmiewczo komentująca jego status.