W latach 80. kochała się w niej cała Polska. Jak wygląda dziś?
"Byłam chudziutka, ładniutka, bardzo dużo grałam" - wspominała po latach początki kariery Anna Gornostaj. W pamięci Polaków zapisała się rolami w takich produkcjach, jak "C.K. Dezerterzy", "Wcześnie urodzony", "Jestem przeciw" czy "Zmiennicy". Po pewnym czasie aktorka zniknęła jednak z ekranów. Co dziś słychać u gwiazdy, która 23 lutego kończy 65 lat?
Anna Gornostaj była wielką gwiazdą lat 80. XX wieku. To wtedy cała Polska podziwiała ją w filmach "C.K. Dezerterzy", "Wcześnie urodzony" i "Jestem przeciw". Jednak jej kariera nie potoczyła się tak, jak to sobie wymarzyła.
Gornostaj urodziła się 23 lutego 1960 roku w Warszawie. "Magia teatru dopadła mnie, gdy miałam 12 lat. Jako statystka trafiłam do odnoszącego wtedy triumfy gdańskiego Teatru Wybrzeże. Wychowałam się za jego kulisami. Stamtąd już tylko krok do decyzji, by studiować w szkole teatralnej" - opowiadała aktorka w jednym z wywiadów dla "Tele Tygodnia".
Bez trudu dostała się do szkoły teatralnej w Warszawie. "Miałam dużo szczęścia. Blondyneczka o wielkich błękitnych oczach. Takie osoby są potrzebne, by grać role dzieci i młodych naiwnych" - wyznała.
W młodości była uważana za wielką nadzieję polskiego kina i teatru. Po ukończeniu szkoły dostała mnóstwo propozycji angażu. Ostatecznie dołączyła do zespołu Teatru Narodowego, kierowanego wówczas przez Adama Hanuszkiewicza. Rolą Zosi w "Panu Tadeuszu" od razu podbiła serca widzów.
W świat kina wkroczyła w 1983 roku. Pojawiła się wówczas w filmie "Soból i panna". Trzy lata później zachwyciła rolą Marii "Mariolki" Grzybianki w serialu "Zmiennicy". Potem zagrała w kultowej komedii "C.K. Dezerterzy". Jako Mitzi uwodziła Kanię, czyli Marka Kondrata. Do dziś ich śmiałe sceny krążą po internecie.
"Byłam chudziutka, ładniutka, bardzo dużo grałam. Nie oszukujmy się, młoda, piękna kobieta, do tego bez ubrania, przyciąga widza niczym magnes" - mówiła Anna Gornostaj w wywiadzie dla "Tele Tygodnia".
"W szkole teatralnej uczono nas, że narzędziem aktora jest nie tylko talent czy głos, ale i jego ciało. I tak je trzeba traktować, ćwiczyć, dbać o nie" - dodała.
Dopiero tuż przed 40. urodzinami, gdy po urodzeniu drugiego dziecka, zaczęło jej przybywać kilogramów, aktorka uznała, że czas, kiedy mogła chwalić się ciałem, minął.
"Po raz ostatni rozebrałam się na planie w 2000 roku. Zagrałam wtedy scenę miłosną z Januszem Gajosem w 'To ja, złodziej' Jacka Bromskiego. Miałam 40 lat. Po czterdziestce rozbierane role się skończyły" - opowiadała aktorka.
Niewiele wtedy grała. Jej kariera nie rozwijała się tak, jak to sobie wymarzyła. Okazało się, że dla aktorek takich jak ona po prostu nie ma ról.
"Wpadłam w taki wiek, że nie mogłam już grać amantek, a jeszcze - kobiet dojrzałych. Poza tym po urodzeniu dwójki dzieci zmienił się mój wygląd... Stałam się kobietą papuśną" - wyznała w wywiadzie dla "Tele Tygodnia".
Gdy skończyła 50 lat, przypomniano sobie o niej i zaczęła coraz częściej pojawiać się w serialach.
"Moją specjalnością stały się kobiety śmieszne, charakterystyczne. Okazało się, że weszłam w niszę, bo aktorki uciekały od tej swojej naturalnej fizyczności. Zaczęłam jak oszalała grać w serialach. Miałam pusty kalendarz, a producenci szukali kobiet w moim wieku" - mówiła aktorka dla "Tele Tygodnia".
Prawdziwym nieszczęściem było dla niej jednak nie to, że przestała dostawać role w filmach, ale to, że wyrzucono ją z Teatru Ateneum, z którym związana była przez ćwierć wieku.
"Po 25 latach zostałam zwolniona ze względów oszczędnościowych" - żaliła się w rozmowie z "Angorą".
"Przez trzy lata rozpaczałam, zamiast wziąć sprawy w swoje ręce. W końcu jednak, dzięki koleżankom, które mnie wspierały, zrozumiałam, że muszę uruchomić się do działania" - dodała.
Aktorka zrobiła kurs dla menadżerów kultury - nauczyła się na nim m.in. jak zdobywać środki na produkcje teatralne.
"Zaczęłam prowadzić malutki teatr offowy w Forcie Sokolnickiego. Garnęli się do nas fantastyczni artyści. Uwierzyłam, że nie mam się czego bać. Razem z mężem otworzyliśmy swój prywatny teatr Capitol" - powiedziała w rozmowie z magazynem "Party".
Od 2008 roku Gornostaj jest współwłaścicielką i dyrektorem artystycznym Capitolu. Dziś to wielka "firma" zatrudniająca prawie 200 osób, posiadająca dwie sceny stacjonarne, jedną impresaryjną oraz klub muzyczny, przestrzeń eventową i kuchnię.
"Zrobiło się z tego ogromne przedsięwzięcie" - stwierdziła w wywiadzie dla Party.
Teatr Capitol jest dziś jedną z najlepszych prywatnych instytucji tego typu w Polsce. Anna Gornostaj nazywa go swoim "trzecim dzieckiem" i "drugim domem". Rzadko występuje gdzie indziej.
"Już nie chcę. Chcę grać tylko u siebie. Mam oferty z różnych seriali, ale występuję w jednym od wielu lat i wystarczy. Nie mam już ani czasu, ani siły. Mój teatr jest najważniejszy" - powiedziała "Angorze".