"Sędziowie pod presją": Kawałek wolnej Polski [recenzja]

Kadr z filmu "Sędziowie pod presją" (www.lollipopfilms.pl) /materiały prasowe

Watch Docs to jeden z dwóch największych na świecie festiwali filmowych poświęconych prawom człowieka. Dokument o demontażu odrębności konstytucyjnej wymiaru sprawiedliwości w Polsce, "Sędziowie pod presją" Kacpra Lisowskiego, wydawał się naturalnym filmem otwarcia. To kino ważne, rodzące refleksję na temat filarów wolnego demokratycznego państwa.

Jakie znaczenie ma niezawisłość sądów? By posłużyć się porównaniem - podział władzy na władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, jest jak trzy nogi. Zasada jest prosta: na tych nogach opiera się całe państwo. Jeśli któraś z nóg zostaje osłabiona lub przetrącona, to cała konstrukcja zaczyna się przechylać, chybotać. Jedna kulejąca noga pociąga za sobą kolejne, efekt jest rujnujący. Nic nie zostaje z państwa, ze wspólnoty.

Problem jest oczywiście dużo bardziej skomplikowany, ale to porównanie dobrze obrazuje, w którą stronę majstrowanie przy trójpodziale władzy zmierza. Kiedy Igor Tuleya jedzie do Katowic na inaugurację Śląskiej Kafejki Prawnej, inicjatywy śląskiego oddziału Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia", stara się znaleźć sposób na to, jak w prostych słowach wyjaśnić, dlaczego poważne nadkruszenie niezawisłości sądów przekłada się na życie każdego zwykłego obywatela. Na spotkaniu towarzyszy mu Krzysztof Parchimowicz, legenda polskiej prokuratury, sprawę tłumaczy spokojnie, rzeczowo, ale dosadnie: "władza chce ponownie zniewolić wolnych ludzi rękami prawników".

Reklama

Koniec wolnych sądów dotyka nas wszystkich

W największym skrócie, "Sędziowie pod presją" to dokument, który przekonuje, że koniec wolnych sądów dotyka nas wszystkich. Film otwiera sonda wśród młodych ludzi, którzy wyszli na ulicę protestować. Pytanie brzmi, po co jest prawo? Raz ktoś odpowiada, że prawo jest po to, żeby regulować społeczny ład i bronić tych, którzy tej obrony i wsparcia potrzebują, ktoś inny mówi, że prawo powstało po to, żeby słuchać tych niewysłuchanych. Na koniec ktoś dodaje: "Problem w tym, że prawo przestało mnie chronić. Rządzi ten, kto ma pałkę".

Początek filmu to posiedzenie Sejmu w Sali Kolumnowej, które odbyło się 16 grudnia 2016 roku. Zdaniem opozycji, obrady były nielegalne - niektórzy posłowie nie zostali wpuszczeni do sali, nie dopuszczono ich do głosu, nie wiadomo, czy udało się uzbierać kworum. Sprawa została zaskarżona, prokuratura dwukrotnie umorzyła postępowanie, ale warszawski sąd, którego składowi przewodniczył Igor Tuleya, decyzję o umorzeniu uchylił. Sędzia wskazał, że zostały pogwałcone podstawowe zasady ustrojowe. Znalazł się tym samym na celowniku, wraz z nim całe środowisko sędziowskie. Ruszyła lawina spraw dyscyplinarnych przeciwko sędziom - pojawiły się też bezpodstawne oskarżenia, paszkwile, hejterskie anonimy. W 2016 roku jedna ustawa zmieniła wewnętrzną organizację prokuratury. Zdegradowani o kilka szczebli zostali doświadczeni bezstronni prokuratorzy, ich miejsce zajęły inne, wyselekcjonowane osoby.

Nie jest to tylko film interwencyjny

Sędziowie są zgodni: "prokuratura i sądy podporządkowane zostały władzy politycznej". Lisowski podąża tropem tej myśli, ale robi to w sposób rzetelny i ujmuje najdrobniejsze szczegóły z zapalczywością śledczego. Nie jest to jednak tylko film interwencyjny bliski telewizyjnego reportażu, jakich w ostatnich latach powstało wiele. Kiedy trzeba Lisowski potrafi odwrócić się na chwilę plecami do wielkiej polityki, skupić się na małej, jednostkowej tragedii, czasem na pierwszy rzut oka niedostrzegalnej.

Lisowski obserwuje z bliska przeżycia swoich bohaterów, szuka prawdy tych przeżyć. W jednej z najbardziej dramatycznych scen filmu, była prezes Sądu Najwyższego, Małgorzata Gersdorf, czyta listy, które dostawała od hejterów. "Życzę ci Targowiczanko, ty brudasko moralna, żebyś miała wypadek i żebyś resztę życia spędziła ślepa na wózku inwalidzkim". To tylko jeden z wielu przykładów. Gersdorf komentuje ze spokojem: "To jest bardzo katolickie odniesienie, takie mamy społeczeństwo i sposób walki". Nie każdy jednak potrafi zachować żelazne nerwy. Sędzia Marcin Loranc, łamiącym się głosem powie, że sędzia bywa samotny, kiedy wszyscy są przeciwko niemu. Jednym z bohaterów filmu jest również Waldemar Żurek - jeden z najbardziej szykanowanych sędziów w Polsce. "W tym wszystkim dotknęło mnie, że moją żonę w ciąży zaczęły kontrolować służby, urodziła się mała, z wadą serca" - mówi.

"Musi być szacunek do sądu"

W centrum filmu i w centrum kamery postawiony jest Igor Tuleya - sędzia, który stał się twarzą sędziowskiego buntu, którego bezkompromisowa postawa i działania wbrew naciskom rządzących, wyprowadziły ludzi na ulicę. Przez tę niezłomność przeziera jednak zmęczenie i niepewność. Ten stan świetnie oddaje scena, w której adwokatka Sylwia Gregorczyk-Abram pyta Tuleyę, skąd bierze siłę do walki. Sędzia zawiesza tajemniczo głos i obracając paczką papierosów w dłoniach, rzuca jedno słowo: "Nikotyna". A po chwili dodaje: "Mówiąc poważnie, musimy to robić, ludzie tego oczekują, ale to nie leży w mojej naturze. Ja to lubię sobie zapalić, telewizor pooglądać, piwa się napić, serdelków z musztardą pojeść. Ale gdybym tego nie robił, to miałbym poczucie, że uciekłem w ważnej chwili. To ciągnęłoby się to za mną do końca życia".

Na koniec weźmy niuans, który powtarza się w filmie kilkakrotnie - pastowanie butów. Tuż przed sprawą dyscyplinarną robi to Tuleya, robi to też Żurek, ten drugi mruczy pod nosem: "Musi być szacunek do sądu, nawet jak to jest sąd ziobrowy". W tym drobnym geście, złapanym przez Lisowskiego na gorąco, zawiera się cały szacunek dla wykonywanego zawodu, misja tych, którzy stają w obronie prawa. Jak znikną oni, to znikną niezależne sądy, a sądy muszą pozostać przecież niezależne od nacisków, partyjniactwa, presji politycznej, żeby państwo nie zrobiło z człowiekiem, co chce. Lisowski pokazuje to na przykładzie reakcji na decyzję upolitycznionego Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, kiedy przez kraj przetacza się fala protestów. W finale widzimy, jak sędziowie też wychodzą na ulicę - żeby razem z ludźmi stanąć do nierównej walki w obronie sędziowskiej niezawisłości, kawałka wolnej Polski.

7/10

"Sędziowie pod presją", reż. Kacper Lisowski, Polska 2021.

Zobacz również:

Piotr Kraśko jeździł bez prawa jazdy! Teraz przeprasza!

"1970": Inne spojrzenie na historię [recenzja]

"Nie patrz w górę": "Armageddon" naszych czasów [recenzja]

Kochały się w nim wszystkie dziewczyny. Dlaczego porzucił Polskę?

Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy