Zdobył Oscara za film "Amerykańska fikcja". "Nie mieliśmy żadnych pieniędzy"
"Amerykańska fikcja" jest jego filmowym debiutem reżyserskim. Cord Jefferson podczas 96. ceremonii rozdania Oscarów został nagrodzony w kategorii najlepszy scenariusz adaptowany za wspomniany tytuł. W press roomie po otrzymaniu statuetki mówił o kulisach powstawania filmu oraz znaczeniu miasta Boston.
Cord Jefferson podczas 96. ceremonii rozdania Oscarów został nagrodzony w kategorii najlepszy scenariusz adaptowany za film "Amerykańska fikcja". Przemawiając ze sceny, wspomniał, że wiele osób nie chciało pracować przy jego filmie. Tym bardziej jest wdzięczny tym, którzy się na to zdecydowali.
Cord Jefferson nie tylko napisał scenariusz do filmu z Jeffreyem Wrightem w roli głównej. Również go wyreżyserował. Zaraz po wygraniu statuetki na konferencji opowiadał o kulisach powstawania "Amerykańskiej fikcji": " [...] Bardzo się napaliłem na zrobienie tego filmu. Wszyscy, którzy przy nim pracowali, byli przepełnieni pasją. Nikt nie przychodził na plan po pieniądze, bo nie mieliśmy żadnych pieniędzy. Ludzie byli tam, bo w to wierzyli. Bycie tutaj teraz z Oscarem w ręku, to pewnego rodzaju odpowiedź. Choć wydaje mi się to niesamowicie surrealistyczne. Jestem za to wdzięczny" - donosi Artur Zaborski dla Interii prosto z Hollywood.
"Nie mieliśmy dużego budżetu marketingowego. W dużej mierze polegaliśmy na marketingu szeptanym - przekazach ustnych ludzi, którym podobał się film. Oni mówili innym, że im się podobał. Wyciągnąłem z tego lekcję i próbowałem" - dodał Jefferson.
Twórca został zapytany o to, w jaki sposób ukazał Boston w swoim debiutanckim filmie.
"Chciałem pokazać Boston w inny sposób niż zwykle przedstawiany jest w filmach. Powiedziałem, że nie chcę żadnych zdjęć Fenway Park, żadnych zdjęć kaczek ani łodzi na rzece Charles. Chciałem odkryć inną stronę Bostonu. Jedną z nich są czarni. tak naprawdę ich się nie widzi często na ekranie. W 'Infiltracji', którą uwielbiam, czy w 'Zaginionej dziewczynie', którą też uwielbiam, jest dużo widoków miasta. Ale większość ludzi wygląda na Włochów lub Irlandczyków z klasy robotniczej. A istnieje zupełnie inna strona Bostonu, której tak naprawdę nie widzimy. Myślę, że to było ważne, że zrobiliśmy ukłon w stronę czarnej społeczności, która w pewnym sensie kwitnie w tej części świata. Ważne było dla mnie, żeby odzwierciedlić różnorodność doświadczeń czarnych. Jesteśmy tak samo zróżnicowani, złożeni i różnorodni, jak każda inna grupa ludzi. Dlatego dla mnie pokazanie tej strony Bostonu, która zwykle nie jest pokazywana, i pokazanie tego rodzaju ludzi, których zwykle nie pokazuje się na dużym ekranie, było ważne. Ważne jest pokazywanie różnorodności w różnorodności" - tłumaczy.
"Brak różnorodności oznacza, że ludzie zakładają, że jest jeden typ czarnego faceta, który wyraża całość doświadczenia bycia czarnym. Dla mnie ważne jest, aby zdać sobie sprawę, że tak nie jest. Żadna czarna osoba nie zawiera w sobie całości czarnego doświadczenia. Oczywiście, że mamy czarnych ludzi w slumsach; oczywiście, że mamy ludzi, którzy byli niewolnikami. Ale prawda jest taka, że z jednej strony jest niewolnik, a z drugiej - prezydent Stanów Zjednoczonych. Jedno i drugie to część doświadczenia czarnych w tym kraju. Mamy miliony historii do opowiedzenia pomiędzy tymi dwoma biegunami. Ważne jest dla mnie, żebyśmy mogli po prostu pokazać inną stronę tej części świata, żebyśmy mogli pokazać inną stronę Massachusetts. Trzeba pokazać to ludziom" - dodaje.
"Amerykańska fikcja" to komediodramat napisany i wyreżyserowany przez Corda Jeffersona. Fabuła filmu została oparta na powieści Percivala Everetta z 2001 roku. Głównym bohaterem jest sfrustrowany pisarz, który decyduje się stworzyć satyryczną książkę na temat stereotypowych "czarnych" powieści. W rolach głównych wystąpili: Jeffrey Wright, Tracee Ellis Ross, Issa Rae, Sterling K. Brown, John Ortiz, Erika Alexander, Leslie Uggams, Adam Brody i Keith David.
W pozytywnych słowach o filmie rozpisywał się Jan Tracz w recenzji dla Interii. "Jefferson triumfuje, ponieważ ucieka od banału, potrafi być czuły, umiejętnie prowadzi swoich aktorów, a do tego nie stara się wprowadzać grubo ciosanej dydaktyki. Zdaje sobie również sprawę, że jest jedynie reżyserem, który ma szansę nakreślić pewne niepokojące tematy, ale to widz musi sam wyciągnąć wnioski. Tylko tyle i aż tyle - Baldwin byłby dumny" - czytamy.