Wiecie, że po oceanach pływają wyspy śmieci, słyszeliście o mikroplastiku, plastikowych rurkach w brzuchach fok, wielorybów i morskich żółwi, o butelkach wyrzucanych na malownicze plaże? No to nic nie wiecie, a udowadnia to Ali Tabrizi, młody dokumentalista, który wychował się na filmach Jacquesa Cousteau i innych odkrywców mórz i oceanów.
Oryginalny, angielski tytuł "Ciemnych stron rybołówstwa" brzmi "Seaspiracy" - "Morska teoria spiskowa". I chwilami, w czasie seansu, naprawdę przeciera się oczy ze zdziwienia, jak dalece posunęliśmy się w dewastacji systemu, który podtrzymuje życie na naszej planecie.
Ali Tabrizi był kiedyś tym młodym idealistą, który chodził po plażach i zbierał śmieci pozostawione przez innych. Ze swojego życia wyeliminował maksymalnie dużo jednorazowych plastików, starał się edukować i rozwijać w duchu proekologicznym. Szperał, szperał, aż się doszperał... Idąc za głosem serca i miłości do wielorybów i delfinów, zaczął trafiać na coraz bardziej niepokojące fakty, nie zawsze obecne w debacie publicznej na temat klimatu i zanieczyszczenia środowiska. W "Ciemnych stronach rybołówstwa" dzieli się nimi, prowadząc własne śledztwo i rozmawiając z różnymi ekspertami, naukowcami i aktywistami. Bywa że ryzykuje życiem i zdrowiem, przynajmniej aresztowaniem lub mandatem. Nie są to żarty - według informacji, którymi dzieli się z widzami, w Papui Nowej Gwinei w ciągu 5 lat zginęło 18 obserwatorów rządowych, którzy mieli kontrolować połów ryb. W 2015 roku na Filipinach obserwatorce Gerlie Alpajora rodzina rybaka aresztowanego za nielegalne połowy groziła śmiercią. Niedługo potem do jej domu wtargnęli uzbrojeni ludzie i zastrzelili ją na oczach synów. Takich zbrodni i tajemniczych zaginięć na morzu jest więcej. Rybołówstwo to przemysł wart miliardy dolarów...
Reżyser w swojej opowieści nie podąża jednak tropem pospolitych kryminalistów, choć wyraźnie stwierdza, że w proceder zaangażowane są mafie i zbrodniarze, którzy zajmują się też przemytem narkotyków, handlem ludźmi i przymusową, niewolniczą pracą. Bardziej przerażające wydaje się to, że robią to pod parasolem ochronnym rządów i znanych organizacji, także tych "dobrych".
W "Ciemnej stronie rybołówstwa" obrywa się wszystkim, bez wyjątku, każdej instytucji i urzędnikowi, nawet jeżeli chodzi tylko o zaniechanie czy przemilczenie. Są tu stowarzyszenia przyznające certyfikaty zrównoważonego połowu - jak się okazuje, fikcyjne, wydawane chyba "na piękne oczy", za odpowiednią opłatą, bez specjalnej kontroli, na podstawie relacji kapitana statku i korporacji. Po seansie trudno będzie uwierzyć w jakąkolwiek pieczątkę znalezioną na sklepowej półce.
Są tu też stowarzyszenia edukujące ludzi na temat dbania o środowisko, które dziwnym trafem regularnie przypominają o rurkach, butelkach i innych mikroplastikach, a zapominają o głównym trucicielu wód (blisko 50%): tonach plastikowych sieci rybackich, pozostawianych w morskich odmętach i zabijających zwierzęta, które się w nie zaplątują lub nimi żywią. Twórca przybliża również sam proces połowu - nie, to nie mała czerwona rybacka łódka z trzema rybakami w ciepłych kurtkach, którzy walczą z żywiołem natury niczym w "Moby Dicku". Ktoś jeszcze tak sobie wyobrażał ten przemysł? To oczywiście wielkie trawlery, które za pomocą włoków dennych i pelagicznych do połowu w toni, ciągnionych za statkiem, wyjaławiają morskie dno, zostawiając za sobą pustynię. Wyławiają wszystko - w tym stworzenia, które nie mają wylądować na talerzu, są po prostu: łowione, zabijane i wrzucane z powrotem do morza. Dewastacja jest tak wielka i dzieje się z tak dużą częstotliwością, że katastrofa Deepwater Horizon wydaje się niczym, drobnym, niemal nieznaczącym epizodem.
Ali Tabrizi przygląda się też procedurom subsydiowania połowów przez rządy, w tym Unię Europejską w... Afryce Zachodniej. Miały gwarantować bezpieczeństwo żywnościowe - "jak na ironię, teraz są źródłem niedoboru żywności w wielu rozwijających się regionach" - słyszymy z ekranu. "To kontynuacja historii plądrowania kontynentu afrykańskiego" - stwierdza jeden z rozmówców reżysera.
Przemysłowe rybołówstwo i przemysłowe piractwo na wybrzeżach afrykańskiego kontynentu ma też swoje inne tragiczne konsekwencje, przypomina reżyser i jego rozmówcy, zabija (dosłownie) lokalne społeczności. Kolejna informacja z filmu: "Ocenia się, że rocznie ginie 24 tys. pracowników na morzu. Śmiertelność wśród rybaków Afryki Zachodniej jest największa w całej branży". To głód pcha ich daleko w wody, bo blisko ich wiosek ryb już nie ma.
To jeszcze nie koniec - może różowiutki łosoś prosto ze Szkockiej farmy? Kolor można wybrać z próbnika, bez niego ryba byłaby raczej szara. Tajskie krewetki? Rybka z dodatkiem kwasów omega... stój, rtęci? Nawet jeżeli opinie i fakty - te w filmie "Ciemne strony rybołówstwa" przeplatają się ze sobą - podzielimy przez dziesięć, nawet jeżeli przez tysiąc podzielimy podawane liczby, po seansie nadal pozostanie ogrom niepokojących pytań i kwestii, z którymi wymieniane przez twórcę organizacje i rządy powinny zostać skonfrontowane.
Chciałoby się, żeby film Tabriziego był przesadą, mockumentem. Twórca trochę, tego ukryć się nie da, podkręca emocje. Wykorzystuje muzykę, montaż, wplata dynamicznie ujęcia z ukrycia, z kamery z ręki. To buduje nerwową atmosferę, poczcie zagrożenia, które znamy z kina sensacyjnego. Tylko czy jest to aby na pewno zarzut? Czy język, oczekiwany dziś przez widzów, przekreśla wagę samego tematu i zaprezentowane dane? Nie. A rybołówstwo jest przecież częścią jeszcze większego przemysłu - spożywczego. Jak powszechnie wiadomo, troszczącego się o dobro i zdrowie człowieka i planety (to był sarkazm!).
"Ciemne strony rybołówstwa": 7/10
Zobacz również:
Stanisław Bareja: "Miliony śmiechogodzin"
Co obejrzeć w weekend? Filmowe propozycje serwisów streamingowych [Netflix, HBO, Amazon, Polsat Box Go]
Weekend w kinie: Fakty i fikcja
Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.