Reklama

"Na gorąco z Gdyni": Eksperci Interii o filmach na 48. FPFF w Gdyni

Trwa 48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Dziennikarze Interii dzielą się swoimi wrażeniami z obejrzanych filmów. Co im spodobało? Co zagrało, a co nie? Na początek prezentujemy opinie Jakuba Izdebskiego i Krystiana Zająca.

Jakub Izdebski: "Fin del Mundo?", "Doppelgänger. Sobowtór"

"Fin del mundo?": Komedia absurdu, która być może obroniłaby się jako animacja. Niestety, jako film aktorski wypada jak przestrzelony teatr telewizji. 

Sceny zdają się nie kończyć, całość nie zmierza w żadnym kierunku, a końcowa masakra stanowi wisienkę na torcie tego kuriozum. Po "Ederly" z 2015 roku miałem bardzo duże oczekiwania względem nowego filmu Piotra Dumały. Niestety, zawód. 

"Doppelgänger. Sobowtór": Z jednej strony czuć w filmie realizatorską precyzję i budżet, z którego każdy grosz został mądrze wykorzystany. Niestety, zawodzi sama historia. Jest nieco lepiej, niż w wypadku "Figurantka" (także według scenariusza Andrzeja Gołdy), ale obie historie mają podobne problemy - bohaterowie egzystują obok siebie, w swych działaniach są często ograniczeni lub ich nie podejmują, a ich historie za późno zaczynają się przeplatać. W rezultacie fabuła, której założenia są przecież bardzo ciekawe, nie angażuje. To przyzwoity film, ale spodziewałem się znacznie więcej.

Reklama

Krystian Zając: "Lęk", "Tyle co nic"

"Lęk": "Lęk" to zdecydowanie najdojrzalszy z dotychczasowych filmów Sławomira Fabickiego, twórcy, który w 2003 roku był nominowany do Oscara za "Męską sprawę". Jego kolejne produkcje raziły jednak nachalnym symbolizmem i brakiem subtelności diegezy. "Lęk" pozbawiony jest tych wad, a jako że Fabicki zawsze mógł się pochwalić realizatorskim kunsztem, naprawdę ciężko coś filmowi zarzucić. Tym bardziej, że produkcję niosą Magdalena Cielecka i Marta Nieradkiewicz, po raz kolejny wcielające się w ekranowe siostry (wcześniej w "Zjednoczonych stanach miłości" Tomasza Wasilewskiego). Aktorska chemia pomiędzy nimi powoduje, że ciężko nie przejąć się losami Małgorzaty i Łucji, a końcowe sceny filmu mogą poruszyć niejedno serce na festiwalu w Gdyni.

"Tyle co nic" to produkcja o tyle niezwykła, że rozgrywa się w środowisku, któremu rzadko przygląda się polskie kino. Opowiada bowiem o rolnikach i ich problemach, będąc jednak nie tylko dramatem społecznym, ale również kryminałem i westernem. Grzegorz Dębowski, absolwent łódzkiej "filmówki", znakomicie przygotował się do swojego debiutu. Jego obraz poraża autentyzmem, a losy bohaterów trafiają do widza. Prezentując środowisko rolników, opowiada tak naprawdę o współczesnym człowieku, który walcząc o godność, rodzinę i prawdę, stara się jednocześnie zachować w sobie przyzwoitość.

Zobacz też:

Gdynia 2023: Ekranowe duety i polska wieś

48. FPFF w Gdyni: Sebastian Buttny o filmie "Święty". "Interesują mnie paradoksy"

Gdynia 2023: "Chłopi" faworytem do Złotych Lwów. Polski kandydat do Oscara?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Festiwal Filmowy w Gdyni
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy