Berlinale 2023
Reklama

Berlinale 2023. "Infinity Pool": Jaki ojciec, taki syn [recenzja]

Nazwisko Cronenberg zobowiązuje, choć pewnie może stanowić i kulę u nogi. Zwłaszcza gdy nie jest się tym starszym w rodzinie, który przez ostatnie kilkadziesiąt lat w równej mierze fascynował, co szokował widzów na całym świecie, stając się jedną z ikon kina. Patrząc na artystyczne wybory Brandona Cronenberga, nie ma najmniejszych wątpliwości, na planach jakich filmów się wychował, i choć obrał podobną drogę co ojciec, stara się to robić po swojemu. "Infinity Pool" jest tego najświeższym dowodem.

Nazwisko Cronenberg zobowiązuje, choć pewnie może stanowić i kulę u nogi. Zwłaszcza gdy nie jest się tym starszym w rodzinie, który przez ostatnie kilkadziesiąt lat w równej mierze fascynował, co szokował widzów na całym świecie, stając się jedną z ikon kina. Patrząc na artystyczne wybory Brandona Cronenberga, nie ma najmniejszych wątpliwości, na planach jakich filmów się wychował, i choć obrał podobną drogę co ojciec, stara się to robić po swojemu. "Infinity Pool" jest tego najświeższym dowodem.
Alexander Skarsgård w filmie "Infinity Pool" /Neon /materiały prasowe

O filmie, który miał swoją premierę na styczniowym festiwalu Sundance, a w Europie po raz pierwszy pokazany został na Berlinale, głośno było na długo przed tymi seansami. Zaczęło się od kontrowersji wokół kategorii wiekowej, jaką w Stanach Zjednoczonych przypisano pierwotnej wersji "Infinity Pool". NC-17 oznaczała bowiem, że film zobaczyć będą mogli tylko widzowie powyżej osiemnastego roku życia, a w konsekwencji - pewną finansową klapę. Ostatecznie po wprowadzeniu pewnych korekt obniżono tę kategorię i choć reżyser przekonuje, że publiczność nie powinna się przejmować, bo wersje te niewiele się od siebie różnią, trudno mi sobie wyobrazić, co jeszcze bardziej szokującego mogło być w tej pierwszej. 

Reklama

"Infinity Pool": "Biały Lotos" dla psycholi

Nietuzinkowa promocja, z punktem kulminacyjnym podczas premiery na Sundance, na którą wcielający się w główną rolę Alexander Skarsgård przyszedł w obroży na szyi, z przyczepioną do niej smyczą, była wymowna. A jeśli dodać do tego hasło z jednej z recenzji, co rusz cytowane w kontekście filmu, że to "'Biały Lotos' dla psycholi", można było poczuć się co najmniej zaintrygowanym. Tę lekcję wszyscy stojący za "Infinity Pool" odrobili znakomicie. 

Porównania do serialu HBO, który bije ostatnimi czasy rekordy popularności, nie są bezzasadne, bo początek filmu Cronenberga spokojnie posłużyć mógłby za jeden z odcinków pierwszego sezonu. Świecące słońce, bajeczna plaża i ekskluzywny tropikalny kurort, gdzie największym problemem wypoczywających tam gości jest pójście po kolejnego drinka. Tak wygląda wakacyjna codzienność raczej przeciętnego pisarza Jamesa Fostera (w tej roli Skarsgård) i jego żony Em (Cleopatra Coleman), a przynajmniej do czasu, gdy poznają inną z rezydujących tam par. Za namową Gabi (Mia Goth) opuszczają pilnie strzeżony kompleks i w czwórkę jadą pozwiedzać okolicę na własną rękę. 

Wypadek, do jakiego, z winy Jamesa, dojdzie w drodze powrotnej, nie tylko pozwoli Cronenbergowi na fabularne puszczenie wodzy fantazji, ale też formalne zabawy zarówno ze strukturą filmu, jak i w obrębie gatunku filmowego horroru. Kara śmierci, klonowanie, przemoc, masturbacja w rytm mieniącego się kolorami ekranu oraz pulsujących, ciężkich dźwięków, będą od teraz na porządku dziennym. Ale biorąc pod uwagę personalia reżysera, nikogo to chyba specjalnie nie zaskakuje. 

Deformacja ludzkiego ciała

Niespodzianką nie będzie pewnie też to, że w centrum swojego zainteresowania w tej osobliwej hybrydzie horroru i science fiction Cronenberg stawia ludzkie ciało. Deformowane pod wpływem zadawanej przemocy, która służy zarówno rozrywce, jak i podnieceniu. Brzmi niepokojąco, ale też znajomo, a mam na myśli zrealizowany przed ponad dwiema dekadami "Crash" (1996) ojca Brandona, Davida. W "Infinity Pool" ten fantasmagoryczny świat, niczym z koszmaru to arena do snucia refleksji o podwójnej moralności oraz uprzywilejowaniu. Zbudowana za pomocą drastycznych środków, ale i udanych oraz niezwykle wymagających (zakładam, że także emocjonalnie) aktorskich kreacji. 

Kamera skierowana jest przede wszystkim na Skarsgårda, jednak show skrada Mia Goth w roli wodzącej na pokuszenie Gabi. Podczas ostatniego weneckiego festiwalu można było podziwiać ją w zjawiskowym "Pearl" Ti Westa, teraz stworzyła kolejną nietuzinkową kreację. Zresztą przyglądając się jej filmografii, jestem pod wrażeniem oryginalnych, a przy tym mocno ryzykownych wyborów, na jakie się decyduje. Co powoduje, że trzydziestoletnia brytyjska aktorka to obecnie jedno z najciekawszych nazwisk w branży.

Najbardziej szokujący film roku? Widzowie opuszczali salę kinową

Brutalna poetyka "Infinity Pool" sprawia, że jest to film zdecydowanie nie dla wszystkich. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Dowód przyszedł bardzo szybko, bo podczas projekcji, w której brałem udział, ze szczelnie wypełnionej sali w trakcie seansu wyszło kilkadziesiąt osób. I trudno im się dziwić, gdyż to film dla ludzi o naprawdę mocnych nerwach. Kontrowersyjny, obrazoburczy, ale intrygujący i ciekawy. Mówi się, że będzie to najbardziej szokujący film roku. Odważne stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że za nami dopiero dwa miesiące, ale nie ma co ukrywać, że w tej kategorii z pewnością znajdzie się w czołówce. Ojciec Brandona z pewnością będzie dumny.

7/10

"Infinity Pool", reż. Brandon Cronenberg, produkcja: Kanada, Chorwacja, Węgry 2023, premiera: Berlinale 2023.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Brandon Cronenberg | Berlinale 2023
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy