Reklama

Nieoczekiwane kulisy pracy z Meryl Streep. Wszystko wyszło na jaw

Meryl Streep wcielając się w Mirandę Priestly w „Diabeł ubiera się u Prady”, posunęła swoje aktorstwo do granic. Intensywne metody pracy sprawiły, że atmosfera na planie była napięta, a współpracownicy czuli się wręcz zastraszeni.

Meryl Streep to aktorka, która wielokrotnie udowodniła swoje niezwykłe zdolności aktorskie. Jednak podczas pracy nad filmem "Diabeł ubiera się u Prady" wcielanie się w postać Mirandy Priestly, bezwzględnej redaktor naczelnej magazynu "Runway", przyjęło formę tak intensywnej metodycznej gry, że nie tylko wpłynęło na atmosferę na planie, ale także odcisnęło piętno na samej aktorce.

Metoda, która kosztowała Streep więcej, niż się spodziewała

Dla Meryl Streep, wcielanie się w Mirandę Priestly nie kończyło się wraz z wyłączeniem kamer. Aktorka przyznała, że przez cały czas zdjęć pozostawała w roli - zarówno na planie, jak i poza nim. "Byłam nieszczęśliwa w swojej przyczepie. Słyszałam, jak wszyscy się śmieją i dobrze bawią. Byłam taka przygnębiona!" - wspominała Streep. Jej determinacja, by być "szefową" nie tylko w kadrze, ale i poza nim, kosztowała ją wiele, zarówno emocjonalnie, jak i społecznie.

Reklama

"Czułam się zastraszona" - reakcje współpracowników

Jedną z osób, które najbardziej odczuły zimną i niedostępną postawę Streep, była Anne Hathaway, wcielająca się w rolę jej asystentki, Andrei Sachs. Hathaway przyznała, że postać Mirandy wywoływała w niej lęk, ale jednocześnie doceniała podejście Streep do roli. "Czułam się zastraszona, ale zawsze miałam świadomość, że troszczy się o mnie. Wiedziałam, że wszystko, co robiła, miało na celu stworzenie atmosfery, która pomoże mi lepiej zagrać" - powiedziała Hathaway.

Emily Blunt, która zagrała wiecznie zestresowaną asystentkę Emily, również odczuła napiętą atmosferę na planie. Streep była emocjonalnie zdystansowana, chłodna i wręcz protekcjonalna, co potęgowało wrażenie autentyczności jej postaci.

Zaskakujący pierwszy dzień na planie

Jednym z momentów, który szczególnie zaskoczył współpracowników, była pierwsza scena z udziałem Mirandy Priestly. Hathaway spodziewała się, że Streep odegra swoją postać z dominującą energią i surowym tonem. Tymczasem aktorka zdecydowała się na zgoła inne podejście - swoje pierwsze kwestie wypowiedziała niemal szeptem. "Prawie spadłam z krzesła" - wspominała Hathaway. Ten zaskakujący wybór dodał Mirandzie Priestly jeszcze więcej autentyczności, czyniąc ją bardziej przerażającą niż klasyczne wyobrażenie despotycznego szefa.

Izolacja na planie i poświęcenie dla roli

Decyzja, by w pełni zanurzyć się w postaci Mirandy Priestly, nie pozostała bez wpływu na samą Streep. Aktorka przyznała, że izolacja od reszty obsady i ciągłe pozostawanie w roli było dla niej wyczerpujące. "To było straszne doświadczenie. Po tym obiecałam sobie, że nigdy więcej nie spróbuję metodycznego podejścia" - przyznała później w wywiadzie.

Meryl Streep i dziedzictwo Mirandy Priestly

Chociaż Streep po zakończeniu zdjęć była wyczerpana, jej poświęcenie opłaciło się. Miranda Priestly stała się jedną z najbardziej ikonicznych postaci w historii kina. Nie była jedynie karykaturą bezwzględnego szefa, ale złożonym, wielowymiarowym portretem kobiety, która jednocześnie przerażała i budziła podziw.

W jednym z wywiadów Streep podkreśliła, że jej interpretacja Mirandy była w pełni świadoma - aktorka chciała ukazać złożoność postaci, która, choć pozornie dominowała swoich podwładnych, była też produktem środowiska, w którym musiała walczyć o swoją pozycję. 

Zobacz też:

"Diabeł ubiera się u Prady" ma szansę na powrót! A co z Anne Hathaway?

"Diabeł ubiera się u Prady": Gdzie obejrzeć kultowy film z Anne Hathaway i Meryl Streep? 

Aktorka nie chce kontynuacji komediowego hitu? To był przełom w jej karierze

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Meryl Streep
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy