Mistrz kina francuskiego, jakim jest François Ozon, w swoim nowym filmie w intrygujący sposób eksploruje złożoną dynamikę rodzinnych relacji. Jest tu miejsce na grę pozorów, bolesną prawdę, humor, ale i tajemnicę. Świetne aktorskie kreacje przeplatają się w "Kiedy nadchodzi jesień" z inteligentnym, nieoczywistym scenariuszem.
Michelle (w tej roli Hélène Vincent) cieszy się spokojną emeryturą w niewielkiej burgundzkiej wiosce, gdzie większość czasu spędza u boku swojej najlepszej przyjaciółki Marie-Claude (Josiane Balasco). Bohaterka przygotowuje się do wizyty mieszkających w Paryżu córki i wnuka, który ma spędzić z nią najbliższy tydzień wakacji.
Nic nie idzie jednak zgodnie z planem, a przyjemny czas z bliskimi zamienia się w chwile pełne wzajemnych pretensji i oskarżeń. Na jaw wychodzą też dawno zapomniane rodzinne tajemnice. Przytłoczona całą sytuacją Michelle czuje się osamotniona i popada w depresję.
Aż do czasu, gdy z więzienia wychodzi syn Marie-Claude, który postanawia zamieszkać z matką. Wydarzenie, jakie dla Michelle staje się impulsem, by nieco się otrząsnąć, okazuje się dopiero początkiem komplikacji, a jej życie zmienia się o 180 stopni. I tutaj dopiero zaczyna się gęsta akcja – jak to zazwyczaj bywa u Ozona...
W swoim nowym filmie czołowy francuski reżyser François Ozon udowadnia, że wybierając się na grzybobranie, lepiej wziąć ze sobą porządny atlas. Bo skutki wrzucenia do koszyka nie tego grzyba co trzeba, mogą poważnie wpłynąć na dynamikę rodzinnych relacji, a nawet przyczynić się do rozwoju skomplikowanej kryminalnej intrygi. U Ozona spokojnie przecież być nie może.
Czytaj więcej