"Kiedy nadchodzi jesień": Nowy film wybitnego twórcy to zawód? Za dużo tu wszystkiego

Kadr z filmu "When Fall Is Coming" /materiały prasowe

W swoim nowym filmie czołowy francuski reżyser François Ozon udowadnia, że wybierając się na grzybobranie, lepiej wziąć ze sobą porządny atlas. Bo skutki wrzucenia do koszyka nie tego grzyba co trzeba, mogą poważnie wpłynąć na dynamikę rodzinnych relacji, a nawet przyczynić się do rozwoju skomplikowanej kryminalnej intrygi. U Ozona spokojnie przecież być nie może.

  • "Kiedy nadchodzi jesień" to nowe dzieło uznanego francuskiego reżysera Françoisa Ozona, których niemal każdego roku zachwyca światową publiczność swoim nowym filmem.
  • Główną bohaterką produkcji jest emerytka, która po latach spędzonych w Paryżu na starość postanowiła osiąść na wsi i tam prowadzić spokojne życie. Towarzyszy jej w tym najlepsza przyjaciółka.
  • W filmie oglądamy gwiazdy francuskiego kina: Hélene Vincent, Josiane Balasko i Ludivine Sagnier.

Niektórzy nazwą to odwagą, inni uznają za przejaw artystycznego szaleństwa, ale francuski reżyser robi wszystko, byle tylko przypadkiem nie opatrzyć go jakąś etykietką czy nie zamknąć w którejś z szufladek. Dlatego w swojej bogatej filmografii spróbował już niemal wszystkiego. Od musicalu po kryminał, od melodramatu po dreszczowiec, wreszcie od kina kostiumowego po komedię z elementami fantasy. Ciągle poszukuje, eksperymentuje z formą, wierci się niemożliwie na reżyserskim krześle. Przyglądając się uważniej jego twórczości, poza niezwykłą pracowitością (zwykle realizuje jeden film w każdym roku), pewnym można być dwóch rzeczy. Po pierwsze - w którymś momencie obrazowanej historii zaskoczy nas woltą, jakiej raczej byśmy się po danej fabule nie spodziewali. Po drugie, że jego kolejny film będzie kompletnie inny od poprzedniego. Obie te zmienne sprawdzają się w przypadku najnowszej produkcji "Kiedy nadchodzi jesień" (2024).

"When Fall Is Coming": Wbrew stereotypom

Po mającej premierę przed rokiem wystawnej kostiumowej komedii kryminalnej zatytułowanej "Moja zbrodnia" (2023), tym razem Ozon postawił na znacznie bardziej kameralną, by nie powiedzieć intymną historię. Choć wątek sensacyjny i w tym przypadku nie pozostaje bez znaczenia. W centrum swojej opowieści francuski reżyser stawia energiczną seniorkę imieniem Michelle, która po latach spędzonych w Paryżu na starość postanowiła osiąść na wsi i tam prowadzić spokojne życie. Rozłąka z rodziną nie jest aż tak dotkliwa, zwłaszcza że większość czasu kobieta spędza u boku swojej najlepszej przyjaciółki, będącej w podobnym wieku Marie-Claude. Popijają kawkę, dyskutują, chodzą na grzyby. Emeryckie życie w dobrym tego słowa znaczeniu.

I tu trzeba się zatrzymać, bo starość, zwłaszcza ostatnimi czasy, nie jest tematem zbytnio lubianym przez kino. Zarówno w portretowaniu, jak i samym obejściu. Wiele aktorek publicznie przekonuje, że w pewnym wieku staje się dla reżyserów wręcz niewidzialna i nie ma dla nich żadnych ról. Tym stereotypom Ozon w swoim filmie postanowił zagrać na nosie i czyni to bardzo świadomie. Skonstruował fabułę skupioną wokół dwóch dojrzałych bohaterek (w tych rolach Hélene Vincent i Josiane Balasko), które nie dość, że lata temu zakończyły już swoje zawodowe aktywności, to i dawno odchowały dorosłe już dzieci.

Za dużo grzybów w barszczu

Te dwa tematy stają się zresztą w filmie bardzo istotne. Kontrowersyjna profesja kobiet, jakiej siłą rzeczy zdradzić nie mogę, oraz to w jaki sposób wpłynęła ona na kształtowanie się rodzicielskiej więzi i relacje pomiędzy matką a córką w jednym przypadku, a matką i synem w drugim. W rolę Valérie, córki Michelle wciela się Ludivine Sagnier i to kolejny interesujący przykład, za sprawą którego Ozon eksploruje temat wieku. Aktorka wystąpiła u niego ponad dwie dekady temu w "Basenie" (2003), prężąc się w bikini i eksponując swoje młodzieńcze wdzięki. W "Kiedy nadchodzi jesień" jest już dojrzałą, świadomą siebie kobietą, a także matką ukochanego wnuka Michelle - Lucasa. I to właśnie Valérie podejmuje decyzję, która napędzi to drugie, bardziej sensacyjne oblicze filmu. 

Niezwykle cenię Françoisa Ozona za tę ciągłą potrzebę poszukiwania oraz redefiniowania się. Wielu twórców po osiągnięciu pierwszego sukcesu wygodnie rozsiada się w fotelu i nie wychodzi poza sprawdzoną metodę. Ozon jest tego przeciwieństwem. Czasami mam jednak wrażenie, że Francuz nieco się w tym wszystkim zatraca i potrzeba radykalnych zmian przesłania całą resztę. To trochę casus "Kiedy nadchodzi jesień". Filmu w założeniu prostego, a finalnie nieco przekombinowanego. Choć Ozon nie schodzi poniżej pewnego poziomu, bywał już w lepszej formie. W tym barszczu jest po prostu za dużo grzybów. I nie wszystkie są jadalne.

Film znalazł się w programie 72. edycji Międzynarodowego festiwalu Filmowego w San Sebastian.

6/10

"Kiedy nadchodzi jesień" (Quand vient l'automne), reż. François Ozon, Francja 2024, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 10 stycznia 2025 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy