James Gray ponownie wraz z gwiazdorską obsadą opowiada osobistą historię. W Armageddon Time, chyba najczulszym z jego dotychczasowych filmów, wraca do czasu dzieciństwa w latach 80. W nowojorskim Queens mały chłopiec usiłuje zrozumieć, na czym polega ten cały „amerykański sen”, o którym wszyscy tu marzą, nawet jego rodzice, z przerażeniem obserwujący kolejne sukcesy Reagana (Anne Hathaway i Jeremy Strong z serialu Sukcesja). Na zwyciężaniu za wszelką cenę, na parciu do przodu, a może na okazaniu drugiemu człowiekowi choć trochę dobroci? – czego usiłuje nauczyć go pamiętający wojnę dziadek (Anthony Hopkins). W jesiennym świecie Graya nostalgia nie pozwala zapomnieć o dziecięcym strachu, o bólu i rozczarowaniu – także samym sobą. Paul, pragnący zostać w przyszłości artystą, oraz jego nowy przyjaciel Johnny, na którego społeczeństwo już dawno machnęło ręką, szybko przekonują się, że w życiu trudno liczyć na sprawiedliwość, ale zawsze można dokonać wyboru. Także w trakcie przemowy Maryanne Trump.
Po premierze "Armagedonu" Jamesa Graya podczas 75. Festiwalu Filmowego w Cannes recenzje były w ogromnej większości bardzo pochlebne, a niektórzy mówili nawet o Złotej Palmie. Ostatecznie jury zupełnie zignorowało najnowsze dzieło twórcy "Ad Astry". Cóż, trudno im się dziwić. Nie mogę także zrozumieć początkowego entuzjazmu dla filmu tak bardzo starającego się powiedzieć "coś ważnego", ale...
Czytaj więcej