Reklama

"Armagedon" bez sukcesu kasowego. Kinomani to "kapitalistyczne lemingi"

Wyreżyserowany przez Jamesa Graya autobiograficzny "Armagedon" zapewnił mu jedne z najlepszych recenzji w karierze. Świetnie przyjęty na festiwalach w Cannes i Nowym Jorku film nie zdołał jednak podbić box-office’u, gdzie zarobił niecałe sześć milionów dolarów.

Wyreżyserowany przez Jamesa Graya autobiograficzny "Armagedon" zapewnił mu jedne z najlepszych recenzji w karierze. Świetnie przyjęty na festiwalach w Cannes i Nowym Jorku film nie zdołał jednak podbić box-office’u, gdzie zarobił niecałe sześć milionów dolarów.
James Gray na premierze filmu "Armagedon" ("Armageddon Time") w Madrycie (2022) /Juan Naharro Gimenez/WireImage /Getty Images

"Armagedon" bez sukcesu kasowego

Choć film "Armagedon" nie zarobił na razie tyle, ile spodziewano, twórcy nie są rozczarowani. Dla reżysera zyski osiągnięte w kinach nie są najważniejsze. A widzów, którzy zwracają na to uwagę, nazywa "kapitalistycznymi lemingami".

James Gray to jeden z tych twórców filmowych, któremu nigdy nie było dane się cieszyć z sukcesu kasowego. Nie zmienia to faktu, że filmy autora takich dzieł jak m.in. "Ad Astra" czy "Zaginione miasto Z" doceniane są przez krytyków filmowych. Również dzięki temu Gray mimo finansowych porażek swoich dzieł nie poddał i systematycznie powraca na duży ekran z kolejnymi produkcjami.Reżyser nie zamierza jednak starać się, by jego filmy przyniosły ogromne zyski.

Reklama

"Z komercyjnego punktu widzenia 'Armagedon' to porażka. Ale porażką jest wszystko. To znaczy wiem, że to nieprawda, bo 'Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu' nie była porażką. Ale znajdujemy się obecnie w takiej sytuacji, że dosłownie żaden film nie radzi sobie dobrze. I w pewnym momencie wyrównuje to szanse" - ocenił Gray w rozmowie z magazynem "GQ".

Gray nie obawia się o to, że niemożność przyniesienia zysku przez filmy, które nie są częścią franczyzy, sprawi, że kino artystyczne upadnie. Reżyser zwraca uwagę, że wyniki box-office’u są tylko małą częścią kulturowej spuścizny kina.

"Jako osoba zajmująca się filmem wiem, że nie ma to żadnego długoterminowego wpływu na ocenę danego dzieła. Kocham kino, ale nie wiem, ile zarobiła w kinach 'Mechaniczna pomarańcza'. Nie myślę więc o tym, bo i tak nie mam na to żadnego wpływu" - wyjaśnił swoje podejście Gray.

Kinomani to "kapitalistyczne lemingi"

Jedyne, co w kontekście wpływów z box-office’u zastanawia reżysera, to zwykli widzowie, którzy obsesyjnie sprawdzają wiadomości na temat tego, ile dana produkcja zarobiła w kinie.

"Mówi to nam coś o tym, jak bardzo zindoktrynowani przez kapitalizm jesteśmy. Ludzie mówią mi, że mój film nie zarobił złamanego centa. Mają udziały w zyskach studia, czy po prostu są lemingami, którzy uważają, że dla innych ma to jakąkolwiek wartość?" - stwierdził na koniec twórca "Armagedonu".

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy