Kiedy Agnieszka Holland kręciła przed kilkoma laty "Obywatela Jonesa" (2019) przekonywała, że wiele jest podobnych historii - cichych bohaterów, których heroiczne działania nie są szerzej znane, a z pewnością na to zasługują. Jedną z nich z pewnością jest ta Nicholasa Wintona. Za sprawą reżysera Jamesa Hawesa doczekała się wreszcie wydobycia z filmowej poczekalni.
- "Jedno życie" oparte jest na prawdziwej historii. Opowiada o Nicholasie Wintonie, który tuż przed wybuchem II wojny światowej uratował 669 żydowskich dzieci.
- W główną rolę wcielił się dwukrotny laureat Oscara, wybitny brytyjski aktor Anthony Hopkins. Na ekranie partnerują mu m.in. Helena Bonham Carter, Lena Olin i Jonathan Pryce.
- Film, który wyreżyserował specjalista od seriali James Hawes, oparty został na książce Barbary Winton, czyli córki Nicholasa Wintona.
Nie było to jednak wcale tak oczywiste, bo historia Wintona nie była znana, nie tyle na szerszą skalę, co nawet wśród najbliższych mężczyzny aż do końca lat 80. poprzedniego stulecia. Wtedy to żona bohatera znalazła jego zapiski oraz dokumenty sprzed kilku dekad. A dokładniej z przedednia wybuchu II wojny światowej, kiedy mężczyzna dzięki swoim heroicznym działaniom uratował 669 żydowskich dzieci, organizując ich transport z okupowanych przez nazistów Czech do Wielkiej Brytanii. Nie powinno zatem dziwić, że prasa określała go później mianem brytyjskiego Oskara Schindlera.
Sam temat determinuje w dużej mierze tonację "Jednego życia". Filmu będącego mieszanką kina biograficznego, wojennego oraz psychologicznego dramatu. Miksem jednak całkiem zręcznym, bo nie raz podobne historie tonęły przecież we wszechobecnym patosie czy nieznośnej czołobitności. Co pokazywało jedynie, że szlachetne intencje chwilami to za mało, a liczy się też pomysł oraz warsztat. Ten pierwszy nie jest tu może wyjątkowo oryginalny, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że jednak się sprawdza. "Jedno życie" rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, przeplatając co rusz napiętą atmosferę Pragi tuż przed wybuchem wojny z chwilami bardziej współczesnymi, kiedy o historii Wintona wreszcie usłyszeli Brytyjczycy. A ten był już uprzejmym, wciąż sprawczym, choć nieco chaotycznym i roztrzepanym staruszkiem.
Trudno wyobrazić mi sobie kogoś lepszego do stworzenia tego drugiego wcielenia ekranowego bohatera niż Anthony Hopkins. Ten wybitny, 86-letni brytyjski aktor, którego znamy z wielu niezapomnianych wcieleń z Hannibalem Lecterem na czele, wciąż pozostaje w znakomitej formie. W rolę Wintona włożył całą swoją aktorską mądrość, pokorę, ale też poczucie humoru, bo to również zdawało się być wspólnym elementem pomiędzy nim a ekranowym bohaterem. Zresztą reżyserowi Jamesowi Hawesowi, sprawdzającemu się ostatnimi czas przede wszystkim w serialach (m.in. "Czarne lustro" czy "Snowpiercer") udało się w ogóle na planie zebrać aktorską pierwszą ligę. Hopkinsowi towarzyszą bowiem: Helena Bonham Carter, Jonathan Pryce czy Lena Olin.
Oglądając poruszającą historię Nicholasa Wintona, zresztą podobnie było ze wspomnianym filmem Holland, nie sposób nie odnieść jej do współczesnej rzeczywistości i trawiących ją problemów. Coraz bardziej realne widmo globalnego konfliktu zbrojnego, kryzys uchodźczy z jakim Europa dość nieudolnie próbuje poradzić sobie od kilku lat. To wszystko już było. Co daje niestety do zrozumienia, że niezbyt dobrze odrabiamy lekcje z historii. Hawes w tle swojej opowieści obrazuje mechanizmy, jakie co pewien czas się powtarzają, zwykle wtedy, gdy nasza czujność pozostaje uśpiona. Niemniej nie o tym jest jego film. Brytyjski reżyser, przybliżając historię Wintona, szuka w tym mrocznym świecie jakiegoś światełka. Opowiada o wadze ludzkiego gestu, bezgranicznym poświęceniu, a przede wszystkim wielkiej odwadze. I co ważne, udaje mu się to wszystko odnaleźć. Z dala od wielkiej polityki, medialnych przekazów. W historii zwykłego, szarego człowieka. Tak jak to często bywa.
7/10
"Jedno życie" ("One Life"), reż, James Hawes, Wielka Brytania 2023, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 31 maja 2024 roku.