Zaakceptowanie bariery "niemożliwości"
- Najtrudniejsze było zaakceptowanie bariery "niemożliwości", jakiej nie mam jako osoba pełnosprawna. Gdy ją poczułem, wszyscy obecni wtedy na sali wiedzieli, że właśnie pojawił się Mateusz, jakiego szukałem - mówi w rozmowie z INTERIA.PL Dawid Ogrodnik, odtwórca głównej roli w filmie Macieja Pieprzycy "Chce się żyć".
"Chce się żyć" to oparta na faktach opowieść o cierpiącym na porażenie mózgowe chłopcu, który po latach wegetacji, dzięki nauczeniu się złożonego z graficznych symboli języka Blissa, mógł nawiązać kontakt ze światem. Inspiracją do powstania filmu Pieprzycy był dokument Ewy Pięty "Jak motyl" (2004).
Dla Dawida Ogrodnika rola w "Chce się żyć" to pierwszy kinowy występ od czasu ekranowego debiutu w "Jesteś bogiem" Leszka Dawida, gdzie wcielił się w postać Rahima. W mejlowej rozmowie z Tomaszem Bielenia Ogrodnik opowiedział o aktorskich poszukiwaniach niepełnosprawności, odsłonił kulisy fizycznego przygotowania do roli oraz ujawnił, jak współpracował z Kamilem Tkaczem, który wcielił się w głównego bohatera w młodości.
Maciej Pieprzyca przyznał, że po próbnych zdjęciach pomyślał, że nie pasujesz wrażliwością do roli w "Chce się żyć".
Dawid Ogrodnik: - Pierwsze spotkanie nie należało do udanych. Przyjechałem w dresie, obcięty na zero. Skojarzenie Maćka było więc oczywiste, klasyfikujące mnie w określonej grupie społecznej. Trochę jak głównego bohatera filmu, ocenił mnie po wyglądzie a nie tym, co kryje się wewnątrz. Przeglądając materiały castingowe i konsultując je z przyjaciółmi, doszedł do wniosku, że chyba się pomylił i zaprosił mnie jeszcze dwukrotnie.
Czym wreszcie przekonałeś reżysera do swojej osoby?
- Musiałbyś zapytać Maćka osobiście. Nigdy nie próbowałem go oszukać, że coś potrafię zagrać, jak nie potrafiłem. Raz przerwałem casting, bo stwierdziłem, że dalej nie ma sensu. Mówił, że w jakiś sposób go to urzekło, choć początkowo zdenerwowało. Może to był właśnie ten moment...
Jak wyglądały przygotowania do roli? Postać, którą grasz w "Chce się żyć", mimo iż wzorowana była na autentycznym bohaterze, wymagała stworzenia od podstaw.
- Przygotowania rozpoczęły się od wizyty w Międzylesiu. Odwiedziliśmy Przemka, którego życie zainspirowało najpierw Ewę Piętę do zrobienia filmu dokumentalnego, a później Maćka Pieprzycę do napisania scenariusza. W późniejszym okresie doszły spotkania z rodzinami [kolejnych chłopców]: Szymona i Sebastiana. Mimo iż tych spotkań nie było dużo, wystarczyły, żeby stworzyć postać od podstaw, inspirując się życiem tej trójki. Zacząłem więc szukać swojej niepełnosprawności. W późniejszym okresie pomagał mi Bartek Ostapczuk - pantomimista. Od strony medycznej, o gubienie wagi i mój ogólny stan zdrowia dbał Dariusz Brzeziński. Miałem komfortowe warunki stworzone przez producenta Wiesława Łysakowskiego i dużo czasu żeby własne eksperymenty konfrontować z rzeczywistością.
Z pierwowzorem bohatera, w którego się wcielasz, pojawiliście się też na koniec filmu, w trakcie napisów końcowych.
- Było dokładnie tak, jak widać. Sztucznie stworzona sytuacja, w której przebywamy w swoim towarzystwie i rozmawiamy. Starałem się rozładować napięcie i rozśmieszałem Przemka, choć sytuacja była mało komfortowa, zarówno dla niego, jak i dla mnie.
Kreacja w "Chce się żyć" musiała być również fizycznym wyzwaniem. Jak doszło do tego, że przygotowując się do tej roli zacząłeś współpracę z Bartłomiejem Ostapczukiem. Co było największą trudnością w pracy nad ciałem?
- Zajęcia z Bartkiem poszerzyły wachlarz możliwości zachowań mojego bohatera. W kluczowym momencie podczas pracy z Bartkiem połączyła się sfera emocjonalna z cielesną i zaczęły być nierozłączne. Najtrudniejsze było zaakceptowanie bariery "niemożliwości", jakiej nie mam jako osoba pełnosprawna. Gdy ją poczułem, wszyscy obecni wtedy na sali wiedzieli, że właśnie pojawił się Mateusz, jakiego szukałem.
Jest w filmie scena, w której twój bohater, po udanej próbie rozchybotania wózka, przewraca się na plecy. Jak wyglądała realizacja tej sceny? Czy reżyser wymagał od ciebie, żebyś wziął w niej udział bez kaskadera?
- Ta scena była zaproponowana przeze mnie i zabroniona w realizacji przez reżysera i producenta. Przerwano na chwilę zdjęcia i rozmawiano ze mną, żebym tego nie robił...
Niezwykle interesująca wydaje się aktorska współpraca z Kamilem Tkaczem, który gra głównego bohatera w dzieciństwie. Czy to ty wprowadzałeś chłopca w świat fizycznej dysfunkcji? Jak udało wam się uzyskać ten rodzaj organicznego dopasowania?
- Ćwiczyłem z Kamilem kilka razy w tygodniu po parę godzin. Żeby rola była w całości wiarygodna, podczas trwania zdjęć z udziałem Kamila grałem jego fragmenty, a on to powtarzał. Oglądaliśmy z reżyserem i operatorem Pawłem Dyllusem na podglądzie efekt i wracałem z uwagami swoimi i całej ekipy. Pod koniec zdjęć byłem zbyteczny, bo Kamil sam wiedział już, jak grać i często mnie zaskakiwał. Biłem brawo i szalałem z radości.
Która scena w "Chce się żyć" była dla ciebie największym wyzwaniem, okazała się najtrudniejsza z aktorskiego punktu widzenia?
- Na początku zdjęć usłyszałem od reżysera: "No, jutro ważny dzień, bo mamy trudną scenę". Powiedziałem, żeby tak do mnie nie mówił, bo każda scena jest dla mnie tak samo ważna i tak samo trudna.
Dorota Kolak stwierdziła, że kiedy po kilku tygodniach od zakończenia zdjęć zobaczyła cię ponownie, z trudem mogła rozpoznać w koledze z planu Dawida Ogrodnika, tak bardzo zjednoczyłeś się w jej oczach z postacią, którą grałeś. Czy łatwo było "zrzucić" z siebie tę kreację po zakończeniu zdjęć?
- Kiedy decydujesz się świadomie na coś, musisz wziąć pełną odpowiedzialność i konsekwencję za tym idące. Ta cena, jaką się płaci, jest proporcjonalna do efektu, jaki widać na ekranie.
Oprócz "Chce się żyć", niedługo zobaczymy cię również w "Idzie" Pawła Pawlikowskiego. W obrazie tym mogłeś pochwalić się swoim muzycznym wykształceniem. Nie tylko wcielasz się w postać saksofonisty, lecz również sam wykonujesz na saksofonie niektóre z numerów, które słyszymy w filmie. Czy kontynuujesz w jakiś sposób muzyczną pasję?
- Gram na klarnecie i na dzień dzisiejszy jest to jedyna kontynuacja moich muzycznych zainteresowań. Raczej mam niezrealizowane marzenia muzyczne. Może kiedyś przyjdzie na nie odpowiedni czas.
Jak wyglądają twoje najbliższe plany zawodowe?
Zrealizowany jest już film Anny Kazejak "Obietnica", w produkcji znajduje się zaś spektakl Teatru Telewizji "Skutki uboczne" Petra Zelenki w reżyserii Leszka Dawida. Na dziś to wszystko i na tych projektach koncentruję swoją uwagę.
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!