Tamara Arciuch: Trzecia ciąża i rozbierane sceny

Tamara Arciuch jako Kinga Kryńska w serialu "Druga szansa" /Michal Wargin / East News /TVN

Choć Tamara Arciuch odlicza tygodnie do porodu, to wciąż nie zwalnia tempa. Cierpliwie pracuje na planie dwóch popularnych seriali, a po powrocie z pracy z wielką przyjemnością zmienia się w perfekcyjną panią domu. Uwielbia sprzątać, gotować i dbać o synów oraz męża.

Wygląda na to, że pani bohaterka, Kinga, w kolejnym sezonie "Drugiej szansy" zrobi wiele, by odzyskać Marcina. Uważa pani, że w miłości, jak na wojnie, wszystko jest dozwolone?

Tamara Arciuch: - Nie! Owszem, czasem miłości można pomóc, ale nie za wszelką cenę. Na siłę to można co najwyżej wkręcić żarówkę... Kinga zawalczy o miłość Marcina, ale nie jest typowo czarnym charakterem, modliszką, więc obejdzie się bez skomplikowanych intryg i nieczystych zagrań. Ona chyba liczy na to, że sama jej obecność u boku ukochanego wystarczy. Podoba mi się to, że scenarzyści zadbali o to, by Kinga była postacią z krwi i kości. By miała swoje wady, ale i zalety. Jej postępowania nie oceniam negatywnie. Z Marcinem wiele ją łączy - wspólna praca, pasje i, co najważniejsze, syn. Dlatego wcale się nie dziwię, że będzie chciała, by znowu byli razem. Nie znam aktora, który nie stara się znaleźć w postaci, którą gra, pozytywów.

Co się pani w Kindze podoba najbardziej? Są cechy, których jej pani zazdrości?

Reklama

- Uwielbiam jej dystans i opanowanie. Kinga w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji nie traci zimnej krwi. Ale chirurdzy chyba już tak mają. Jestem pełna podziwu i uznania dla pracy lekarzy. To nie zawód, a powołanie. Wymaga specyficznych predyspozycji i ogromnych pokładów wewnętrznej siły. Przy tym zawodzie wszystkie inne bledną. Ale wracając do Kingi, to lubię ją również za to, że potrafi jasno i głośno powiedzieć to, co czuje i myśli. Mnie czasem brakuje odwagi.

Jest pani osobą publiczną. Ludzie panią rozpoznają i oceniają każde zachowanie.

- Mam wrażenie, że osobom popularnym mniej się wybacza. W chwili słabości natychmiast jestem oskarżana o gwiazdowanie i strzelanie focha. A przecież, jak każdy, mam prawo mieć gorszy dzień. Nie mogę przez 24 godziny na dobę być uśmiechnięta. Choć z natury jestem pozytywnie nastawiona do ludzi i świata.

Właśnie! W swojej karierze dorobiła się pani łatki "królowej lodu", ale ja chłodu nie czuję wcale. Czy trzymanie ludzi na dystans to celowa strategia?


- Żadna strategia ani poza, tylko wizerunek wykreowany przez role i media. Od początku grałam intrygantki, złośnice, mówiąc łagodnie - kobiety charakterne. I w takich rolach zaszufladkowali mnie reżyserzy. Miałam wybór: albo nie grać wcale, albo przyjmować propozycje i delikatnie przemycać moim bohaterkom pozytywne cechy.

Łatka osoby zimnej panią drażni, przeszkadza?

- Bywa, że czasem denerwuje. Był taki moment, że bardzo chciałam to zmienić, udowodnić wszystkim, że wcale taka nie jestem, ale to walka z wiatrakami. Ci, którzy mnie widzą w prywatnych sytuacjach, przeważnie przekonują się, że jestem raczej z tych normalnych. Staram się traktować ludzi serdecznie i być życzliwa. Czasem pozwalam sobie również na wygłupy i odrobinę szaleństwa.

Z tym szaleństwem to będzie musiała pani chyba odrobinę przystopować, bo za kilka miesięcy ponownie zostanie pani mamą. Jak się pani przygotowuje do tej roli?

- To moje trzecie dziecko i wiem, co mnie czeka. Jestem bardzo szczęśliwa, ale nie daję się zwariować gorączce związanej z oczekiwaniem na rozwiązanie: gadżetom, które można kupić, dietom, modom. Bardziej kieruję się intuicją. Gdy maleństwo przyjdzie na świat, i tak wywróci nasze życie do góry nogami.

Casting na nianię już pani ogłosiła?

- Bardziej liczymy na obydwie babcie, które doskonale sprawdziły się w przypadku naszego syna, Michała, a wcześniej moja mama pomagała mi również przy najstarszym, Krzysztofie.

Planuje pani zrobić sobie przerwę w karierze?

- Zupełnie o tym nie myślę. Nie obawiam się też, że ominie mnie jakaś rewelacyjna rola, nowe szanse. Starszego syna urodziłam, gdy miałam 24 lata. Przestraszyłam się, że pojawił się ktoś, za kogo będę odpowiedzialna do końca życia, a byłam dość młoda i ledwo zaczęłam odpowiadać za siebie. Teraz już nie czuję żadnego strachu. Jestem szczęśliwa i skupiam się wyłącznie na pozytywnych emocjach.

Wraca pani także na plan "M jak miłość" i producenci muszą uwzględnić fakt, że jest pani w ciąży. Będziecie to ukrywać?

- Może Anna też będzie w ciąży, a może wyjedzie? To wiedzą na razie tylko scenarzyści.

A gdyby to pani miała napisać dalsze losy Anny, co by pani jej zafundowała?


- Nową miłość? Chociaż od razu zaznaczę, że z Jackiem Kopczyńskim pracuje mi się doskonale. Tak, powrót dawnej niespełnionej miłości, dla której moja bohaterka kompletnie straci głowę, mógłby bardzo widzów zainteresować.

À propos związków, to pani i Bartek Kasprzykowski wyglądacie na bardzo szczęśliwych. To była miłość od pierwszego wejrzenia?

- Nawet nie od drugiego i nie od trzeciego. Najpierw długo byliśmy przyjaciółmi, a dopiero potem pojawiła się miłość...

Oboje jesteście aktorami. To ułatwia, czy przeszkadza w związku?

- Moim zdaniem to samo doświadczenie i przeżywanie podobnych emocji bardzo ułatwia nam życie. Specyficzne dla artystów zachowania, odczucia, wrażliwość - Bartek zna to od podszewki i już nic nie muszę mu tłumaczyć. Zawód aktora to ciągła huśtawka, a jak jeszcze dołoży się show-biznes, w którym jakoś musimy funkcjonować, to powstaje mieszanka wybuchowa. Ale nie przesadzajmy, bo inni mają gorzej, chociażby wspomniany lekarz. Inna odpowiedzialność i ranga. Ja do swojego zawodu staram się mieć zdrowy dystans.

Są takie zadania aktorskie, których pani odmawia albo za którymi nie przepada? Pocałunki, sceny rozbierane?

- Bez przesady, mam 40 lat i już nikt ode mnie nie będzie wymagał, bym biegała na golasa. Oczywiście żartuję! Ale prawda jest taka, że ciało jest moim narzędziem pracy. W scenach, które wymagają przekraczania granicy intymności, powtarzam sobie w duchu: "to nie ty, tylko twoja bohaterka". Z wiekiem nabrałam dystansu i coraz łatwiej sobie ze wszystkim radzę.


Małgorzata Pyrko

Telemax
Dowiedz się więcej na temat: Tamara Arciuch
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy