Rafał Królikowski: Miłość zawsze procentuje
Dla jego serialowego bohatera ważna jest... nowa marynarka. Rafał Królikowski stawia zaś na przyjaźń i dobre relacje rodzinne.
Goguś, egoista, karierowicz, zimny drań - takim dał się jak dotąd poznać pański bohater, Jakub Zeit. Czy to pana zdaniem prawdziwy czarny charakter?
Rafał Królikowski: - Hola, hola - ile tu mocnych słów! Poczekajmy trochę z oceną. Czasami to, co widać na pierwszy rzut oka, może okazać się mylne. A działania i przede wszystkim motywacja - opacznie zrozumiane. Myślę, że ten pozornie zimny, wyrachowany drań ma jednak coś przyzwoitego pod skórą, jakieś zalety. Przecież inaczej nie zakochałaby się w nim taka kobieta, jak Monika (Małgorzata Kożuchowska).
Że miłość bywa ślepa - to wiemy, zresztą Monika zdążyła się już przekonać, jak wielki popełniła błąd. Jakub ją zawiódł w ciężkiej chwili, zdradził z "przyjaciółką"...
- Czasami życie nas zmusza do trudnych decyzji, moralnie dyskusyjnych, tak stało się właśnie w przypadku Jakuba. Pogubił się... bardzo (uśmiech). Mam jednak nadzieję, że uda mu się jeszcze pokazać bardziej ludzką twarz. I kto wie, czy nie zyska coraz większej sympatii widzów.
A pan go lubi?
- W pewnym sensie tak. Granie kontrowersyjnych ról stanowi wyzwanie i myślę, że każdy aktor byłby zadowolony na moim miejscu, mogąc się zmierzyć z tak ciekawą i niejednoznaczną postacią.
Nie wiemy zatem, co tak do końca siedzi w Jakubie. Wiemy natomiast od samego początku, jak się prezentuje - jest niesamowitym elegantem, wystylizowanym w każdym calu!
- To już zasługa Doroty Williams, ekspertki w tej dziedzinie. Wspólnie omawiamy każdą scenę i dopasowujemy strój odzwierciedlający aktualny stan ducha Jakuba. To paradoksalnie ma spore znaczenie, ponieważ Jakub wyraża się dość ostentacyjnie właśnie poprzez swój styl i sposób bycia.
Należy pan do pracowitego i zdolnego klanu Królikowskich. Znanym aktorem jest pański brat, Paweł i bratanek, Antoni. Do tego, w "Klanie" od dzieciństwa gra pana bratanica, Julia. Dobrze jest mieć taką silną grupę wsparcia?
- Oczywiście! Jesteśmy ze sobą blisko, wymieniamy się doświadczeniami. Łatwiej się poruszać w naszym zawodzie, mając świadomość, że człowiek nie jest sam. Dla mnie to ważne.
Nie w każdej rodzinie panuje taka zgodność i solidarność, jak u was...
- Może to kwestia wychowania i okoliczności? Los rzucił naszą całą trójkę - mnie, brata i naszą siostrę - z dala od rodzinnego gniazda w Zduńskiej Woli. Wszyscy trafiliśmy do Warszawy, gdzie trzeba było walczyć o przetrwanie, urządzać się od nowa. Każde z nas doceniało zawsze, że ma za plecami kogoś "swojego", kto w razie potrzeby wesprze dobrą radą czy gestem. Nasi rodzice byli nauczycielami, nie mogliśmy więc liczyć na zabezpieczenie materialne z ich strony, ale dali nam coś znacznie cenniejszego. Nauczyli nas kochać i szanować się nawzajem. To dziś procentuje.
Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj.