Reklama

Piotr Witkowski: Porozumienie ponad podziałami

- "Proceder" to film o wrażliwym, ale przy tym skomplikowanym chłopaku, który czasem po prostu nie radził sobie z negatywnymi emocjami - mówi Piotr Witkowski, który w nowej produkcji Michała Węgrzyna wcielił się w postać tragicznie zmarłego rapera, Tomasza Chady.

- "Proceder" to film o wrażliwym, ale przy tym skomplikowanym chłopaku, który czasem po prostu nie radził sobie z negatywnymi emocjami - mówi Piotr Witkowski, który w nowej produkcji Michała Węgrzyna wcielił się w postać tragicznie zmarłego rapera, Tomasza Chady.
Rap stał się immanentną częścią mojego życia - wyznaje Piotr Witkowski /Wojciech Stróżyk /Reporter

Mateusz Demski, Interia: Na festiwalu w Gdyni Michał Węgrzyn powiedział mi, że wielu aktorów zrezygnowało z roli Tomasza Chady w "Procederze", bo obawiali się ewentualnych konsekwencji na ulicy. Podobno zostałeś obsadzony w ostatniej chwili.

Piotr Witkowski: - Zostało sześć tygodni do rozpoczęcia zdjęć, wszystko było ustalone, ale Michał cały czas nie miał głównego bohatera. Castingi rzeczywiście trwały bardzo długo, kolejni aktorzy rezygnowali. Wiedzieli, że jeśli skrewią tę rolę, to mogą mieć później nieprzyjemności. Wiesz, "Proceder" to biograficzny film, w związku z czym ludzie oceniają cię nie tylko pod kątem możliwości aktorskich, ale podobieństwa do człowieka, który ma miliony oddanych fanów. Jak nie przekonasz do siebie tych ludzi, to film jest na starcie spalony.

Reklama

To skok na głęboką wodę.

- Mnie to nakręcało i uruchamiało. Nie chce się tu przechwalać, ale uważam, że najlepsze wyzwania aktorskie to te, kiedy trzeba się porwać z motyką na słońce. W przypadku tego filmu tak było, bo musiałem wejść w zupełnie obcy świat. U mnie w domu nigdy nie słuchało się rapu. Moi rodzice zarażali mnie w dzieciństwie Jackiem Kaczmarskim, Magdą Umer, Kabaretem Starszych Panów albo muzyką poważną. A tutaj nagle trafiłem na casting, gdzie pojawili się ludzie z wytwórni Step Records i znajomi Tomka Chady. Później się dowiedziałem, że to właśnie oni przekonali Michała, by zostawić mnie w grupie potencjalnych kandydatów do roli. Powiedzieli: "Stary, ten gość ma w sobie coś z Tomka". To go ostatecznie przekonało.

Chcesz powiedzieć, że przekonał ich chłopak spoza tak hermetycznego środowiska, który nie miał absolutnie nic wspólnego z polską sceną hip-hopową? Jakoś trudno mi to sobie wyobrazić.

- Musiałbyś sam ich dopytać, ale mam wrażenie, że wyczuli jakieś podobieństwo między naszymi charakterami. Na castingu mówili, że Tomek był człowiekiem pełnym sprzeczności. Momentami wycofanym, a innym razem otwartym i żartobliwym. I ze mną jest podobnie. Michał zawsze powtarza, że mam dwie nogi - jedną męską i drugą żeńską. Że mam w sobie siłę i wrażliwość. Pewnie to zaważyło na decyzji. Choć wiadomo, że musiałem też trochę spocić się na siłowni (śmiech).

No właśnie - twoja zdolność do metamorfozy jest w tym filmie imponująca. Jak się do tego przygotowałeś?

- Kiedy decyzja zapadła, to zaczął się ostry maraton: siłownia, restrykcyjna dieta, deskorolka, przygotowania kaskaderskie walk ulicznych, rozmowy z bliskimi Tomka. A przede wszystkim nauka rapowania i wczucie się w klimat. Miałem na to wszystko tylko sześć tygodni, dlatego pracowałem po dwadzieścia godzin dziennie. Wiesz, co jest ciekawe, że w pewnym momencie przestałem odczuwać zmęczenie. Czasem w środku nocy miałem oczy wlepione w sufit i mówiłem sobie: "Trzeba jeszcze raz przesłuchać ten numer, później przećwiczyć inny, a najlepiej trzy razy sprawdzić, z kim Tomek je nagrywał". Nie musiałem spać, bo nakręcała mnie ta ciągła "myślówa". Do głowy uderzały mi endorfiny, adrenalina. To był rodzaj podniety i zakochania w temacie.


Co było najtrudniejsze?

- Rozmowa z mamą Tomka. Spotkaliśmy się na Grochowie, pokazała mi okolicę i kamienicę, gdzie mieszkali. Poza tym dała mi jego zdjęcia z dzieciństwa, koszulkę i bardzo prywatne notatki z czasów terapii antyuzależnieniowej. Codziennie zabierałem je ze sobą na plan. To były moje talizmany, z których emanował duch Tomka.

To musiało być coś więcej niż zwykłe spotkanie. Nie tak dawno doświadczyła utraty najbliższej osoby. W marcu minął zaledwie rok od śmierci Chady.

- Na pewno poczułem ciężar odpowiedzialności. Zrozumiałem, że nie mogę wykorzystać tej roli na użytek własnej kariery, a moim jedynym zadaniem jest walka o dobre imię Tomka. Nie chodzi o wystawianie laurki, ale rzetelny portret człowieka. "Proceder" to film o wrażliwym, ale przy tym skomplikowanym chłopaku, który czasem po prostu nie radził sobie z negatywnymi emocjami. Który mimo wszystkich przewinień, błędów, niedoskonałości, dążył do stabilizacji i założenia fajnej rodziny. Tomek, jak wielu z nas, był pogubiony, próbował poskładać swoje życie do kupy. Niestety, nie udźwignął ciężaru, który okazał się za duży jak na jednego człowieka.

Pomówmy w takim razie o wywrotowym życiorysie Chady. Niektórzy twierdzą, że bezrefleksyjnie gloryfikujecie przestępcę. Że promujecie wśród młodzieży postać złodzieja i dilera grypsującego w więzieniu.

- No właśnie, to irracjonalne! Często takich ludzi nazywa się okropnie mianem "patusów" i "bezmózgów", których trzeba zamykać w zoo. Szkoda tylko, że zamiast z góry oceniać, ludzie nie zdobywają się na zrozumienie. Dlaczego oni stali się przestępcami? Co motywuje ich do takich czynów? Trudne dzieciństwo, trudne życie? Czy naprawdę chcą być tam, gdzie są? To zrozumiałe, że żaden normalny człowiek świadomie nie opiera swojej życiowej drogi na kradzieżach i pobiciach. Tomek też nie chciał tak żyć. Wiedział, że jego doświadczenia nie są wcale powodem do dumy, dlatego przestrzegał przed tym we wszystkich swoich numerach. Rapował o tym, że w żadnej z ról w jego życiu "nie chciałbyś się obsadzić". Weźmy "Desperackie rozrywki": "Bez tego by nas nie było. Desperackie rozrywki. Wycieczki szlakiem melin. Speluny i dziwki. Wódka i używki. Wszystko się mieszało. Pełen brak kontroli i moralny chaos". Te słowa pokazują, w jakich realiach przyszło mu się wychować.

Proceder jest filmem o pokoleniu, które naznaczyły osobliwe lata transformacji. Michał Węgrzyn czułym okiem zarejestrował realia życia na blokowisku w stolicy.

- Tak, bo jeszcze kilka lat temu świat wyglądał inaczej i nie był tak oczywistym miejscem. Nasz kraj, kiedy wchodził w fazę modernizacji, nie dawał młodym, urodzonym na blokowiskach ludziom zbyt wielu możliwości. Można było, albo zapieprzać za bezcen w fabryce, albo żyć prawem dżungli. Wiele osób wybierało tę drugą, niebezpieczną drogę, bo myśleli, że to pozwoli im godnie żyć. A kiedy powijała im się noga to nie było już dla nich ratunku. Nie mogli liczyć na wsparcie ze strony państwa. Nie mogli tak po prostu zapisać się na terapię odwykową i walczyć z nałogiem. Człowiek w takiej sytuacji staje się jeszcze bardziej bezradny. Chcieliśmy pokazać, że Tomek w młodości też nie otrzymał, ani szansy, ani wyboru.

Dziś ta zmodernizowana Polska zupełnie pomija takich ludzi i ma błędne o nich pojęcie. Mam na myśli to, że w społeczeństwie klasowym łatwo przychodzi nam ocenianie kogoś, kto na pierwszy rzut oka odstaje od normy. Bez względu na to, jaki człowiek stoi po drugiej stronie.

- To prawda. Człowiek z tak zwanych "wyższych sfer" często rości sobie prawa do tego, że jako jedyny może tworzyć sztukę i mieć wrażliwą stronę. Odrzuca prawdę o ludziach z bloków i nie dopuszcza do siebie myśli, że inni też mogą mieć marzenia. A przecież serce, dobro i wrażliwość można znaleźć wszędzie. Nieważne, gdzie się urodziłeś i którą szkołę skończyłeś. Ważne, kim jesteś i co masz do zaoferowania innym. Chodzi o to, że czasem wystarczy się trochę zastanowić nad tym całym obrzydliwym podziałem kastowym i hejtem, zedrzeć z siebie maskę społecznego statusu, a na koniec wysłuchać drugiego człowieka. To jest przekaz, który można uznać za spuściznę Tomka.

Można odnieść wrażenie, że silnie zrosłeś się z postacią Chady. Trudno było otrząsnąć się z tej roli i wrócić do siebie? 

- No cóż, zajęło mi to kilka miesięcy, czyli zdecydowanie dłużej niż przypuszczałem. To było bardzo trudne, ten film był inny, niż moje poprzednie dokonania. Zawsze uważałem się za profesjonalistę, który po zakończeniu pracy na planie idzie dalej swoją drogą. A teraz nie mogłem wrócić do siebie. I być może nigdy w stu procentach już nie wrócę. Mój kumpel powiedział mi ostatnio, że po tym filmie się zmieniłem. Nie chodzi jednak o to, że ogoliłem się na łyso, a od ćwiczeń na siłowni zrobiłem się szerszy. Miał na myśli, że coraz częściej zdarza mi się mówić - nie. Że jestem bardziej stanowczy i łatwiej przychodzi mi wskazywanie tego, co jest dla mnie dobre, a na co nie powinienem się zgadzać. Myślę, że Tomek dał mi taką pewność siebie. I pozwolił mi zbliżyć się do samego siebie.

Al Pacino kiedyś powiedział: "Czasami postaci, które gramy, pomagają nam poradzić sobie z naszym własnym życiem". To samo mówi się o tekstach Chady. Masz jakiś ulubiony? 

- Myślę, że "Jest nas dwóch", bo dobrze opisuje wewnętrzne sprzeczności każdego z nas. "Jeden uprzejmy i ułożony. Drugi nieprzystosowany, nieco wykolejony. Pierwszy dotrzymuje słowa i spójnie skleja zdania. Drugi często się umawia i nie oddzwania...". Kolejny numer: "Ferment" - uwielbiam ten kawałek, daje mi bardzo dużo siły i wiary w siebie. Podobnie jak: "Na tych osiedlach", "Rap zaufania" czy "Od apelu do apelu". "Ja wciąż oddycham, na życie mam apetyt...". Tak naprawdę mógłbym wymienić tuzin innych tytułów, wszystko zależy od nastroju. Kiedy jesteś zły, to Tomek pozwala ci się wykrzyczeć. Jeśli jesteś przybity, a wszystko rozpada się w rękach, to potrafi wesprzeć. Poza tym w sposób ujmujący pisał o uczuciach, rozstaniach. To są takie słowa, które naprawdę wiele znaczą.

A więc zamieniłeś muzykę poważną na uliczny rap. 

- Nie do końca, ale na pewno stał się immanentną częścią mojego życia. Nawet moi bracia wciągnęli się w temat. Kiedy dowiedzieli się, że ta muzyka i te wersy wypływały z życia Tomka, byli pod wrażeniem. Widziałem, że mój młodszy brat, który korzysta z mojego Spotify, coraz częściej dodaje do playlisty rap. Też się wciągnęli (śmiech).

Piotr Witkowski - absolwent PWSFTviT im. Leona Schillera w Łodzi. W 2010 roku współpracował z Teatrem Chorea w Łodzi, a od 2012 roku jest aktorem Teatru Wybrzeże. Występował m.in. w "Marii Stuart" w reżyserii Adama Nalepy, "Śmierci białej pończochy" i "Broniewskim" w reżyserii Adama Orzechowskiego, a także w "Wesołych kumoszkach z Windsoru" w reżyserii Pawła Aignera.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Proceder (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy