Reklama

Paulina Chylewska: "Pani od sportu" i duże nosy

To rok niezwykle dla niej ważny. Bo Paulina Chylewska, choć w TVP prowadzi wiele programów, jednak znana jest głównie jako "pani od sportu". Teraz więc czeka na Euro oraz igrzyska olimpijskie.

To rok niezwykle dla niej ważny. Bo Paulina Chylewska, choć w TVP prowadzi wiele programów, jednak znana jest głównie jako "pani od sportu". Teraz więc czeka na Euro oraz igrzyska olimpijskie.
Paulina Chylewska /Kamil Piklikiewicz /East News

Wkrótce rozpoczyna się Euro. Jest pani kibicem piłki?

Paulina Chylewska: - No pewnie. Jak mam męża komentatora sportowego i sama w takiej redakcji pracuję, to trochę nie mam wyjścia. Ale w ogóle jestem kibicem chyba od urodzenia. W moim domu zawsze się oglądało mistrzostwa świata, mistrzostwa Europy, igrzyska olimpijskie. Mama, tata, rodzeństwo, babcia, dziadek - zawsze.

Ma pani swoją ulubioną drużynę narodową?

- Wiadomo, że Polska. A oprócz niej? O rany! To trudne pytanie. Bo ja zawsze kibicuję raczej najsłabszym. Takim, o których wszyscy mówią, że są bez szans, a ja im życzę, żeby sprawili niespodziankę. Mam dla nich jakąś empatię.
Myślę, że kibicować Niemcom czy Hiszpanom jest najłatwiej.

A piłkarza?

- Na pewno nigdy w życiu Ronaldo! Uważam, że jest beksą na boisku, choć to oczywiście fantastyczny zawodnik i nie można mu odmówić kunsztu. Oglądałam kiedyś dokument o nim i była tam między innymi scena, kiedy naukowcy podłączyli go do skomplikowanej aparatury i strzelał gole. Próbowali z nim różnych sztuczek: z zamkniętymi oczami, tyłem, przodem - on zawsze strzelał! Natomiast mnie ten piłkarz nie przekonuje - płacze, ma pretensje, marudzi. Jeśli już, to Messi. No i Suarez, chociaż nie podoba mi się, że gryzie rywali po uszach, ale to, co robi na boisku, jest absolutnym majstersztykiem. Mój mąż określiłby go mianem grajka doskonałego. I coś w tym jest, rzeczywiście z piłki z pozoru beznadziejnej on strzela gola.

Reklama

A w naszej reprezentacji?

- Powiedziałabym, że Lewandowski, choć to oczywiste. Mówiąc zupełnie serio, podziwiam Kamila Glika. Po pierwsze dlatego, że świetnie sobie radzi w Turynie, jest kapitanem i nadaje ton drużynie, a z drugiej strony to piłkarz, który potrafi się genialnie odnaleźć w reprezentacji. Adam Nawałka na początku na niego nie stawiał, więc widać, że ciężką pracą udowadnia, że się nadaje, potrafi dać kolegom dobrą energię. Po prostu jest bardzo fajnym kolesiem - spokojnym, nie ma wokół niego skandali, ma poukładane życie i to mi się w nim bardzo podoba. To jest dobry przykład tego, co można osiągnąć bardzo ciężką pracą.

Który piłkarz jest, według pani, najprzystojniejszy?

- Nie wiem, bo mnie się podoba Zlatan Ibrahimović, ale on wcale nie jest ładny. Poza tym koledzy z redakcji trochę się ze mnie śmieją, bo mnie w ogóle podobają się sportowcy, którzy mają duże nosy (śmiech).

Miała pani kiedyś marzenie, żeby być komentatorem?

- Nie, to jest potwornie trudne. Podziwiam chłopaków, którzy są w stanie przez 90 minut opowiadać, i to w miarę do rzeczy, co się dzieje na boisku. Moim zdaniem, do tego trzeba umieć czytać grę. Ja nie czytam. Czasami, jak siedzę na Stadionie Narodowym, mój mąż mówi: "Zobacz, jak oni są ustawieni. Tu jest czterech, tam dwóch i jak się rozbiegną, to za chwilę wrócą do tej samej pozycji". Jak on mi to mówi, to ja widzę. Natomiast w przeciwnym wypadku kompletnie nie. Komentowanie to piekielnie ciężka robota. A ja zawsze staram się, by moje marzenia były w miarę możliwe do spełnienia.

Jak pani myśli, dlaczego jeszcze pokutuje wyobrażenie, że kobiety nie lubią oglądać meczów?

- Mam wrażenie, że to się zmienia. Kiedy się idzie do klubu czy knajpki oglądać wspólnie mecz, to widać, że kobiet jest coraz więcej. Jeszcze kilka lat temu siedzieli głównie faceci i ja - teraz inaczej. Zresztą to jest trochę tak, że jak nam idzie, a ostatnio idzie, to w ogóle chętnych do oglądania piłki jest coraz więcej. Było tak ze skokami, z piłką ręczną... Fajnie, że to się zmienia, bo to buduje supermiłą atmosferę podczas oglądania.

Jaki sport pani uprawia?

- Zajmuję się tym typowo rekreacyjnie, nigdy niczego nie uprawiałam wyczynowo i tak mi zostało do dziś. Jeżdżę na rowerze, na rolkach, na nartach, pływam. Nie lubię biegać, więc tego nie robię. Wszystko lajtowo, nawet bez szczególnej regularności. Dwa-trzy razy w tygodniu i myślę, że to wystarczy.

W jaki sposób wdraża pani córki do aktywnego życia?

- Zajmuje się tym mąż, taki jest podział ról w domu. On zaraża je wszystkim, łącznie z graniem w piłkę, uczył je jeździć na rowerze, na nartach. Ostatnio Marcin przyznał, że gdyby miał zwolnić Lenę z jakiejś lekcji, to prędzej byłaby to matematyka, ale nigdy WF (śmiech).

Prowadziła pani "Kawę czy herbatę?". Nie korci pani, by wrócić do magazynów lifestylowych albo zacząć nowy etap w programach newsowych?

- Nie, do newsów, poza sportowymi, nigdy mnie nie ciągnęło. Programy poranne - owszem. Zresztą są takie plany, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Jestem taka, że nigdy się na nic nie nastawiam. Mam to szczęście, że fajne rzeczy do mnie przychodzą w różnych momentach życia. Niedługo czekają mnie igrzyska i to mnie w tej chwili zajmuje.

Katarzyna Sobkowicz

Super TV
Dowiedz się więcej na temat: Paulina Chylewska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy