Nie należy traktować "Maczety" zbyt poważnie
Rola, którą Robert De Niro dostał w nowym filmie Roberta Rodrigueza "Maczeta", dała mu dużo zadowolenia; wcielił się w senatora, twardogłowego przeciwnika imigrantów, który formuje nieświęte przymierze z brutalnym członkiem milicji i podejrzanym korporacyjnym koniunkturalistą. "W postaci [senatora] McLaughlina podoba mi się to, że nie można go traktować serio" - wyjaśnia De Niro.
Proszę opisać wrażenia z planu "Maczety".
Robert De Niro: - Robert Rodriguez pracuje bardzo szybko, co mu się chwali. Świetnie mi się pracuje, dużo łatwiej niż zwykle, gdyż przyzwyczajony jestem do bardziej mozolnego procesu twórczego. Dzięki temu podejściu aktor przestaje się przejmować wieloma rzeczami, tylko po prostu wykonuje polecenia reżysera. To jest genialne.
Rola senatora McLaughlina została na twoją prośbę poszerzona. Jak do niej podchodziłeś?
- Podoba mi się to, że jest to bardzo ironiczna postać, którą nie należy traktować zbyt poważnie. To wyzwala aktora, który nie musi się czuć przytłoczony jakimiś wymogami. Tak jak słyszałem wcześniej od ludzi, którzy z nim pracowali, Robert Rodriguez gwarantuje dobrą zabawę na planie i budzi pełne zaufanie.
Czy wiedziałeś coś wcześniej o planach nakręcenia "Maczety"? Czy widziałeś jej fałszywy zwiastun?
- Widziałem go w "Grindhouse", ale nie miałem pojęcia, że planuje się jej nakręcenie. Zastanawiałem się nawet, jak powstał ten zwiastun i dopiero potem usłyszałem, że nakręcono go dużo wcześniej.
"Maczeta" ma bardzo niekonwencjonalną obsadę…
- Jeszcze jak! To dobrze, że jest taka… eklektyczna.
Co czyni ten film wyjątkowym na tle współczesnego kina akcji?
- Nigdy nie można być pewnym końcowego rezultatu. Mam nadzieję, że poczucie humoru Roberta oraz jego ironia wpłynie na styl tego filmu. Bardzo jestem ciekaw końcowego efektu. Jestem pewny, że moje dzieci docenią wrażliwość Rodrigueza i młodzieńczość jego obsady. To będzie dla nich wspaniałe.
Senator często zmienia poglądy, ale wkrótce odkrywa, że świat pozostał niezmieniony i pada ofiarą ironii losu. Czy jest postacią z krwi i kości, czy figurą mityczną?
- Można powiedzieć, że jest w nich po trosze z obu. Na pewno ma dużo elementów amerykańskiej mitologii - cynizm, zmiana poglądów, z czego politycy są dobrze znani. To daje mi dużą frajdę…
Trochę jakbyśmy oglądali kanał Fox News?
- Trochę tak (śmiech).
Jak pracuje się w Teksasie? Czy pracował pan tu już kiedyś?
- Nie, gram tutaj po raz pierwszy. Bardzo podoba mi się organizacja pracy, green screen. To robi wrażenie zwłaszcza w czasach, gdy wszystko stało się drogie. Rodriguez ma niepowtarzalny, przemyślany styl pracy i to dzięki temu genialnie mi się gra.