Reklama

Marzenia Marcina Dańca

Dla niektórych nowy rok to szansa na zmianę. Ale Marcin Daniec nie ma żadnych postanowień. A to pewnie dlatego, że... nie brak mu niczego.

Sukces gonił sukces. Tak w wielkim skrócie można podsumować ubiegły rok Marcina Dańca (56 l.). Wszystko wskazuje również na to, że i w tym roku będzie podobnie.

Panie Marcinie, z nowym rokiem nowym krokiem?

Marcin Daniec: - Czy ja wiem? Nie za bardzo przepadam za szumem wokół sylwestra. Nie umiem aż tak bardzo radować się z nadejścia nowego roku, bo natychmiast górę bierze żal za tym, który właśnie się skończył.

Szkoda, z chęcią posłuchałabym o pańskich szaleństwach sylwestrowych nocy...

- Zatem trochę panią rozczaruję. Sylwestra częściej spędzałem bowiem w... pracy, niż na balu.

Reklama

Ale jak już się to udało, to zabawie nie było końca, prawda?

- Jeżeli jesteśmy z żoną na pięknym balu, to oczywiście szalejemy do białego rana. Jednak zawsze o północy "uciekamy" na chwilę, żeby kameralnie złożyć sobie życzenia. Jesteśmy bardzo przejęci tą chwilą. Nie ma wtedy mowy o żartach.

Telefoniczne życzenia także składacie?

- Dodzwonić się tego dnia do kogoś o północy graniczy przecież z cudem! Najczęściej słyszymy, że "abonent jest poza zasięgiem". Musimy czekać kilkadziesiąt minut, aby dodzwonić się do teściów i mojej starszej córki z życzeniami. Karolka właśnie w sylwestra ma urodziny. Ale przez te wszystkie lata uzbroiliśmy się już w cierpliwość.

Co w takim razie z postanowieniami noworocznymi?

- Przez wiele lat miałem jedno postanowienie. Chciałem rzucić palenie. I co? Nigdy nie udało mi się tego dokonać pierwszego stycznia. Rzuciłem ten nałóg w październiku. Najważniejsze, że od 8 lat nie palę i jestem z tego powodu dumny jak mały chłopiec.

Żadnych innych nałogów, z którymi chciałby pan skończyć?

- Nie nadużywam alkoholu! Jestem uczciwy i sumienny. Każdą wolną chwilę spędzam w domu. Nie umiem sobie przypomnieć żadnego... grzechu. Wychodzi więc na to, że grzeczny chłopiec ze mnie. Chciałbym jedynie, by nadchodzący rok nie był gorszy od poprzedniego.

To chyba jednak będzie trudne zadanie, bo z tego co mi wiadomo, rok 2013 był dla pana wyjątkowo udany...

- Nasza córeczka, dzięki niespełnionemu zawodowo trenerowi Marcinowi Dańcowi pływa jak syrenka Arielka. Wzorowo przeszła test kwalifikacyjny do bardzo prestiżowej szkoły w Krakowie. Usłyszeliśmy od pani pedagog, że Wikusia jest super! Po takich słowach mieliśmy z żoną chyba po trzy metry wzrostu! Moja dorosła córka, Karolka, świetnie sobie radzi w wychowaniu półtorarocznej córeczki, Julki. I jeszcze jedna ważna rzecz. Zrobiliśmy odkładany przez cztery lata remont naszego domu! Oczywiście bez wpuszczania do kuchni psa i kota... Żona wręcz fruwa z radości.

A jakie jest pańskie najważniejsze wydarzenie zawodowe zeszłego roku?

- Trudno wskazać wyłącznie jedną rzecz. Wygrałem trzy bardzo prestiżowe turnieje tenisowe artystów. Wystąpiłem w bardzo fajnych i ważnych kabaretonach: w Mrągowie, Kielcach i na Festiwalu w Opolu, na którym otrzymałem wyjątkową nagrodę - Ikonę Festiwalu. Jestem z tego powodu szalenie dumny, bo dostało ją tylko... 50 artystów.

Chyba pan o czymś zapomniał. Wieść niesie, że wraca pan do telewizji?

- Rasowy dziennikarz wie jednak więcej od pana Boga! Pan Kapuściński, dyrektor Dwójki, stwierdził, że jest zbyt długa przerwa w emisji "Marzeń...". Minęły bowiem już cztery lata. A to dzięki temu programowi otrzymałem cztery Telekamery, w tym jedną złotą. Cieszył się on ogromną popularnością. Dlatego właśnie zadecydowano o jego powrocie. Emisja będzie na święta wielkanocne, a nagranie odbędzie się w marcu.

To może zdradzi mi pan jakieś szczegóły?

- Mogę zdradzić, że m.in. wystąpi ze mną Piasek. Namówiłem go na... rolę aktorską. Będzie grał studenta, a ja zomowca. I wie pani co będzie śpiewał? "Albo teraz i już, albo odejdź i przebacz"... Pierwszy raz w życiu zagram scenki teatralne z Jurkiem Kryszakiem i Czarkiem Pazurą. Z moim partnerem tenisowym, Maurycym Polaskim, zagramy scenę "Biedni panowie dwaj". Kasia Skrzynecka zagra Dulską. Po pięciu latach "urlopu" pojawi się na scenie "Marcinek". Będzie też "Kibic", który opowie o naszych "gigantach" i "Góral", który będzie śpiewał o "Panockach z góry".

To jak w takim razie sprawić, żeby 2014 rok był lepszy od poprzedniego?

- Chciałbym powtórzyć sukces w trzech najważniejszych turniejach tenisa ziemnego. Cieszyłbym się, gdyby "Marzenia..." miały tylu widzów, co ostatnio. Byłoby super, gdyby w telewizji pojawił się mój talk show. Mam już nawet dla niego roboczy tytuł: "Daniec - przekładaniec". I zdradzę pani w sekrecie, że są na to, (odpukać) całkiem spore szanse...

Widzę, że w życiu znajduje pan czas na wszystko?

- Oczywiście! Chcę od razu storpedować bezsensowne plotki o 300 występach w ciągu roku. Występuję w granicach rozsądku... Generalnie jestem w domu i urządzam z rodzinką wycieczki rowerowe. Często gram w tenisa. Odwiedza nas moja dorosła córka z mężem i ich córeczką. Chwaliłem się, że od 1,5 roku jestem dziadkiem? Staram się bardzo rozsądnie nad wszystkim zapanować. Rzecz jasna, trzeba pamiętać o widzach, ale na pewno nie wolno zapominać o rodzinie.

Poukładany domator?

- Nic się w tej kwestii nie zmieniło.

Ma pan swoje ulubione ojcowskie obowiązki?

- Jest ich wiele. Razem z żoną uwielbiamy spędzać czas z Wikusią. Dochodzi do tego, że kłócimy się ze sobą, które z nas ma ją odprowadzić do przedszkola. Gdyby pani tylko zobaczyła, jakie urządzamy przy tym podchody. Do mnie należą zajęcia z pływania, jazda na rowerze, nauka gry w tenisa i w... piłkę nożną. Codziennie do snu czytam Wikusi bajki, oczywiście z podziałem na role.

A jeżeli zapytam o typowe domowe obowiązki?

- Nie przyznam się, niestety, do sprzątania i mycia naczyń. Ale za to robienie ciężkich zakupów należy do nich jak najbardziej. Nie ukrywam tego i nie boję się, że koledzy nazwą mnie przez to pantoflarzem.

Zdradzi mi pan na koniec jakąś tajemnicę - coś, czego nikt o panu na pewno nie wie?

- Niedawno rozmawiałem z siostrą Mariolką. Przypomniała mi, że... uratowałem 6 osób od utonięcia.

Marcin Daniec - bohater?

- Byłem ratownikiem na basenie. W czasie pracy uratowałem jedną osobę, a pięć osób - w czasie "prywatnym". Wie pani co jest najbardziej niezwykłe w tej historii? To, że dwójkę chłopaków wyłowionych przeze mnie z wody spotkałem na swoim występie w... Chicago. Ze wzruszenia nie mogłem sklecić nawet pół zdania.

Alicja Dopierała

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy