Marta Manowska: Bez przerwy oceniana
Marta Manowska do swojej pracy podchodzi bardzo sumiennie. Zawsze przygotowana i gotowa do działania dziennikarka swoim zapałem szybko zdobyła serca telewidzów. Nie ma dla niej zadań niemożliwych. Prezenterka nie przejmuje się przykrymi komentarzami pod swoim adresem i cały czas idzie do przodu.
Będąc dzieckiem marzyłaś o tym, by zostać dziennikarką?
- W szkole podstawowej, jak większość dziewczynek, chciałam być aktorką lub piosenkarką. Później te marzenia nabrały bardziej realnych kształtów. Studiując historię sztuki w Hiszpanii poczułam silniejszy pociąg do aktorstwa. Aktorkami były moja babcia i ciocia, które występowały w teatrze. Też tego zapragnęłam, ale życie przewrotnie poprowadziło mnie zupełnie gdzie indziej. Ostatecznie robię coś, co jest gdzieś na styku dziennikarstwa, psychologii i aktorstwa.
Już od wielu lat prowadzisz programy telewizyjne, co jest dla ciebie zaletą tej pracy?
- Moja przyjaciółka kiedyś powiedziała, że wielkim życiowym bogactwem jest możliwość bycia autentycznym w pracy, którą wykonujemy. Dopiero niedawno zrozumiałam, że to prawda. Próbowałam wyobrazić sobie sytuację, w której prowadziłabym program, którego bym nie lubiła, musiałabym udawać i sztucznie się uśmiechać. Wiem, że czułabym się z tym źle. W programach, które prowadzę, jestem sobą.
Telewidzowie mogą zobaczyć cię w programach "Sanatorium miłości", "Rolnik szuka żony" oraz "The Voice Senior" i "Kobiety w drodze", nie chciałabyś poprowadzić bardziej rozrywkowego show?
- Praca, którą wykonuję, jest dla mnie bardzo ważna, trochę uczyniłam z niej sens swojego życia. Pracuję bardzo dużo, ale nie przeszkadza mi to, ponieważ mogę realizować się w tym, co robię. Wszystko, z czym mam kontakt - ludzie, przeczytane książki, wysłuchane podcasty - służy temu, co potem dzieje się na planie albo w rozmowach z moimi gośćmi, a nie są to łatwe rozmowy. Czasami wiele mnie kosztują, ale każda z nich jest dla mnie niezwykle ważna. Te rozmowy pozostawiają we mnie ślad. Bardzo to sobie cenię i szanuję.
Masz poczucie, że dzięki swojej pracy możesz komuś pomóc?
- Zdecydowanie! Świadomość tego, że mogę komuś pomóc jest najpiękniejszym uczuciem. Często dostaję wiadomości z podziękowaniami, bo np. ktoś po obejrzeniu "Sanatorium miłości" zrozumiał, w jaki sposób chce żyć i co jest dla niego ważne. Z każdej takiej wiadomości bardzo się cieszę, bo to oznacza, że moja praca nie idzie na marne. "Kobiety w drodze" też są takim programem. Marzyłam o tym, żeby przedstawić historie kobiet, które robią coś, co dla innych może być inspiracją do jakiejś zmiany w życiu. W programie poruszamy bardzo wiele ważnych tematów.
Funkcjonujesz w świecie show-biznesu, który raczej stwarza więcej powodów do zmartwień niż radości. Nie wolałabyś czasami gdzieś się schować, ukryć i nie być za każdym razem oceniana?
- Chciałabym się schować, aczkolwiek publiczne wystąpienia i wyjścia są elementem mojej pracy. Mimo tego staram się je ograniczać i rozsądnie wybierać wydarzenia, w których uczestniczę. Poza tym zazwyczaj przez ponad pół roku jestem na planie zdjęciowym, a pozostałe kilka miesięcy pracuję w Warszawie. Rzadko bywam "na salonach". Wolny czas wolę spędzić w domu i poczytać książkę.
Jesteś piękną kobietą z ładną figurą, która podoba się mężczyznom. Masz jakieś kompleksy?
- Mam pełno kompleksów! Są one wynikiem czasów, w których żyjemy i w których ideały piękna są przesadnie nadmuchiwane i promowane. Wszyscy cały czas jesteśmy oceniani. Sami sobie zgotowaliśmy ten los. Nie jestem modelką, nie mam 190 cm wzrostu, długich nóg, idealnej twarzy. Będąc osobą publiczną jestem cały czas oceniana pod kątem tego, jak wyglądam, w co jestem ubrana, jak jestem pomalowana. Nie chcę tak żyć. Większość komentarzy, jakie widzę w social mediach brzmią: "Jest pani piękna", a gdzie jest w tym jakaś mądrość życiowa, doświadczenie? Powinniśmy być postrzegani przez swoje czyny i to jakimi jesteśmy osobami, a nie przez to, jak wyglądamy.
Przyjmujesz się komentarzami na swój temat?
- Ślady przykrych komentarzy, które padają pod moim adresem, podświadomie na pewno gdzieś we mnie zostają i jak kropla cały czas drażą skałę. Mimo wszystko ważniejsze jest dla mnie to, jak się danego dnia czuję, a nie to, jak wyglądam i co ludzie mówią. Czułabym się dobrze, nawet będąc niepomalowana i nieuczesana.
Rozmawiała Barbara Skrodzka/AKPA