Marieta Żukowska: Jestem urodową histeryczką
Dzień zaczyna od medytacji i naturalnego izotoniku, jej dieta to głównie warzywa i owoce, pod oczy stosuje krem z apteki za 7 złotych. Marieta Żukowska zdradziła swoje sposoby na bycie piękną, co jej zdaniem jest pojęciem względnym...
Czym dla pani jest piękno, jak je pani definiuje?
Marieta Żukowska: To jest bardzo subiektywne zjawisko, którego nie da się zmierzyć żadną miarą, ponieważ są różne kanony piękna. Nawet moja ukochana aktorka, Tilda Swinton, mówi, że jak to jest, że ktoś ma prawo oceniać, że ktoś jest piękny, a ktoś inny nie jest... W moim odczuciu piękno to wewnętrzna siła, energia, blask. Kiedy jesteśmy młode, jesteśmy ładne i wszystko jest napięte, ale uroda mija. Natomiast bardzo często u kobiet, które mimo że mają już zmarszczki, widzę, że wciąż posiadają tę radość życia, taką czułość do siebie, akceptacją siebie i to piękno absolutnie od nich emanuje.
Jak się pani wspomaga w byciu piękną?
- Przede wszystkim - zdrowo jem, czyli dużo warzyw i owoców, unikam natomiast jedzenia przetworzonego. Uwielbiam oliwę z oliwek, wręcz przeginam z jej ilością i często stosuję jej za dużo. Co więcej, nakładam ją sobie też na twarz. Mam też w zwyczaju popijanie ciepłej wody z cytryną, miodem, solą i pieprzem cayenne, czasami dodaję jeszcze nasiona kolendry. To mi daje energię jak kawa - nie jestem od niej uzależniona, ale też nie jestem przy tym wszystkim ortodoksyjna.
A jak pani dba o swoją urodę?
- Jestem trochę taką urodową histeryczką, bo bardzo dużo pracuję, a kiedy mam dzień wolny nakładam i wsmarowuję w siebie wszystko jakby na zapas (śmiech). Natomiast na co dzień korzystam z peelingu, który kiedyś zrobiła dla mnie moja przyjaciółka, z wykształcenia będąca chemikiem. Jest on naturalny, opiera się na oleju z pestek winogron, na soli i niesamowitych olejach eterycznych. Z kolei pod oczy używam maści za 7 złotych z apteki.
Czy uprawia pani jakąś aktywność fizyczną?
- Tak, bardzo lubię biegać, jednak 1,5 roku temu miałam poważny wypadek i mogłam tylko się rehabilitować, ale teraz wracam do formy. Znalazłam sobie rozwiązanie w postaci flow-jogi, czyli połączenia jogi z aerobikiem. Czasem ćwiczę też na siłowni z trenerem. Zresztą uważam, że nie ma nic seksowniejszego niż dojrzała kobieta, która o siebie dba - być może nigdy wcześniej nie ćwiczyła, ale się nie daje i zaprzyjaźnia się ze swoim ciałem, a ono oddaje jej tą energię. Bo to nie chodzi o to, żeby być super fit, żeby być modelką. Jak wspomniałam, jest wiele kanonów piękna.
- Czymś, co praktykuję, bo pokochałam na tyle, że od pół roku nie opuściłam jeszcze ani jednego dnia, jest też transcendentalna medytacja. To jest takie zadbanie o mojego ducha, co powoduje niesamowity wzrost mojego komfortu psychicznego. Także to jest najlepszy zastrzyk energii, radości, jednocześnie spokoju i takiego połączenia się ze sobą, takiego tu i teraz tylko z samym sobą
Czy całe to dbanie o siebie traktuje pani jako obowiązek czy przyjemny rytuał?
- Jestem specyficzna pod tym względem, ponieważ moim narzędziem pracy jest moje ciało, więc wiem, jakie to jest ważne, żeby ono było w dobrej kondycji. Nie chodzi tutaj tylko o wygląd, tylko czasami muszę być na planie 12 godzin, do tego po godzinie na dojazd i powrót, więc mój dzień czasami trwa bardzo długo. Niekiedy mój organizm daje mi znać o tym, że nie mogę iść już tak bezkarnie na imprezę, rano wstać i być w formie. Więc jest to pewnego rodzaju mój obowiązek wobec mojej pracy.
- Natomiast te kobiece rytuały też lubię. Z moją sześcioletnią córką uwielbiamy iść np. na masaż balijski albo wziąć wspólną kąpiel, podczas której się peelingujemy. Uważam, że im bardziej ukochamy nasze ciało, tym bardziej będziemy z nim w przyjaźni. To bardzo dobrze działa też na naszą duszę, w końcu jak głosi przysłowie - w zdrowym ciele, zdrowy duch.
Z aktorką Marietą Żukowską rozmawiała Paulina Persa (PAP Life)