Reklama

Marcin Kowalczyk: Wystrzegam się bycia marionetką

Za aktorski debiut - kreację Magika w filmie Leszka Dawida "Jesteś bogiem" (2012) - Marcin Kowalczyk otrzymał Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego, Orła, Złotą Kaczkę oraz wyróżnienie na festiwalu w Gdyni. Niemal dwa lata później młody aktor wraca na ekrany w niezależnej produkcji "Hardkor disko".

W rozmowie z Tomaszem Bielenia Marcin Kowalczyk opowiedział, jak doszło do powstania "Hardkor disko", odciął się od dominującego w mainstreamowym kinie "myślenia szołbiznesowego" oraz skrytykował "hierarchiczną strukturę" polskiego teatru.

W filmie "Hardkor disko" - reżyserskim debiucie nagradzanego twórcy teledysków Krzysztofa Skoniecznego - Kowalczyk wciela się w postać tajemniczego Marcina, który zaraz po przyjeździe do miasta spotyka trochę młodszą od siebie Olę. Zafascynowana nim dziewczyna zaprasza go do swojego świata, w którym królują mocne używki, niekończące się imprezy artystycznej bohemy i nielegalne wyścigi samochodów. Marcin przyjechał jednak z głęboko skrywaną tajemnicą i dokładnym planem zemsty, o którym ani dziewczyna, ani jej najbliżsi nie mają pojęcia...

Reklama

Pamiętasz, jak to się wszystko zaczęło?

Marcin Kowalczyk: - Poznaliśmy się na jakiejś imprezie, chwilę się wygłupialiśmy i tyle z tego pamiętam... Potem Krzysiek do mnie zadzwonił, zaprosił do siebie i powiedział, że chciałby zrobić film. Jeszcze wtedy nie za bardzo wiedział, co to miałaby być za historia, ale główne założenia były jasne: miał to być film radykalny, opowiedziany językiem współczesności i szczery. Potem zaprosił do współpracy Roberta Bolesto i zaczęli pisać scenariusz. Krzysiek w końcu zaprosił mnie do siebie; pamiętam, że byłem zmęczony, więc położyłem się na jego łóżku, a on stanął nade mną i opowiedział cały film. Robert siedział obok i słuchał. Na końcu podzieliłem się z nimi moimi przemyśleniami i wątpliwościami, i zaczęła się dyskusja. Wtedy już wiedziałem, że wchodzę w to, że robimy, że wiem, o co mu chodzi i że mi chodzi o coś podobnego. Brzmi to jak składanie zeznań...

- Lubię pracować z ludźmi, którzy są otwarci na argumenty, słuchają innych, niekoniecznie chodzi im o uparte stawianie na swoim, są przy tym refleksyjni - Krzysiek ma w sobie dużą odwagę a ja bardzo cenię odwagę u ludzi.

Co ci się spodobało w tej historii?

- To, że to nie historia w tym filmie jest najważniejsza, ale obraz, ruchomy obraz, wrażenie - a w historii to, że mimo prostoty, nie jest jednoznaczna i ta niejednoznaczność służy poruszanym w tym filmie kwestiom. Byłem też pod wrażeniem opowieści Krzyśka o tym, w jaki sposób zamierza nakręcić ten film. Chciał uchwycić ducha naszych czasów, sportretować współczesną kondycję metropolii w dość kameralny a zarazem dokumentalny sposób. Przedstawił mi bohatera, którego chciałby powołać do życia.

- Bohater, w którego wcielam się w "Hardkor disko", mimo że z krwi i kości, jest pewną figurą. Należy to świata przedstawionego, ale jest trochę innej bajki. Ten film został w ten sposób pomyślany, by widz próbował sobie sam odpowiedzieć na pewne pytania, żeby stworzyć na tyle dużą przestrzeń, by widzowie musieli sobie sami poradzić z różnorakimi aspektami tej historii, fabularnymi, etycznymi, czy estetycznymi. W ten sposób chcieliśmy się zmierzyć z rzeczywistością, którą widzimy. Rzeczywistością, w której centrum znajduje się kontrast między dwoma pokoleniami, dobrem i złem, winą i niewinnością i tak by można długo wymieniać, ale chodzi o to, że to nie jest nam obojętne.


Zastanawiam się, ile propozycji kinowych odrzuciłeś od czasu sukcesu "Jesteś bogiem"?

- Mam duży problem z mówieniem o filmach, które robię, albo - jak w tym przypadku - zrobiłem, a co dopiero o tych, których nie robiłem.

Wiele osób zastanawiało się po roli Magika, jaka przyszłość czeka Marcina Kowalczyka. Tymczasem na twoją kolejną rolę czekaliśmy niemal 2 lata.

- To jest myślenie "szołbiznesowe". Jak czuję, że ktoś chce wykorzystać moją osobę na fali nagłej popularności, to grzecznie ale stanowczo dziękuję. Nie chcę wyskakiwać z lodówki, tylko zabierać głos w sprawach, które mnie dotykają.

Jaśmina Polak, która partneruje ci w "Hardkor disko", to koleżanka z krakowskiej PWST.

- Pamiętam sytuację, w której Krzysiek na krawężniku pokazuje mi w telefonie zdjęcie aktorki do roli Oli. Wtedy zasugerowałem, żeby się spotkał z Jaśminą, bo mimo że znaliśmy się powierzchownie, to wydała mi się najbardziej odpowiednia do całej tej awantury. Jaśmina jest niezaprzeczalnie współczesna i ma talent.

Masz już także za sobą zdjęcia do kolejnego niezależnego filmu "Hel".

- Podobna historia. To nie było przecież tak, że po "Jesteś bogiem" ja tylko siedziałem i czekałem na oferty. Też zapukałem do paru drzwi. Zazwyczaj do młodych ludzi, którzy nie mają w sobie takiego klasycznego kompleksu filmowca. "Jesteś bogiem" był drugim filmem realizowanym jednocześnie z debiutem "Ki" Leszka Dawida, "Hardkor disko" to pierwszy film Krzyśka Skoniecznego, także "Hel" jest dziełem młodych ludzi; zarówno Kasia Priewieziencew, jak i Paweł Tarasiewicz to też debiutanci. Poza tym pracowałem też z ludźmi ze szkół filmowych, zarówno z Katowic, jak i z Łodzi - i te przygody bardzo sobie cenię. Z krótkim metrażem zapoznał mnie Martin Rath. Zrobiliśmy razem "Arenę", teraz się przyjaźnimy.

- A jeśli chodzi o "Hel", to będzie naprawdę grubo... To też taka zabawa konwencją. Klimat kina amerykańskiego, opuszczony Hel poza sezonem, mroczna atmosfera.... dość, bo wszystko wygadam. Zadzwonili do mnie, wysłali scenariusz, materiały i następnego dnia byłem już na Helu.


Nie wiadomo jeszcze, kiedy ten film trafi do kin. Wiem, że były problemy z finansami...

- Nie wiem, nie lubię rozmawiać o pieniądzach.

Teatr?

- Teatr? To jest dopiero przestrzeń. Bardzo lubię bawić się narzędziami, które oferuje teatr. Problem w tym, że nie spotkałem jeszcze w teatrze kogoś, komu mógłbym zaufać. W teatrze dominuje ciągle "stara szkoła" reżyserii, która polega na manipulacji, na żerowaniu na traumach i słabościach aktorów i pracy na ich nieświadomości.

- W polskim teatrze ciężko o partnerstwo, a pozór partnerstwa mnie w ogóle nie interesuje. Wystrzegam się bycia marionetką, która będzie fikać emocjonalne koziołki na scenie. Teatr jest dla mnie przestrzenią otwarcia i zaufania, ale wymagam tego od obydwu stron. Nie potrafię się otworzyć przed kimś, kto się chowa za parawanem "reżysera". Ta hierarchiczna struktura jest dla mnie nie do przejścia. Wywiady i wypytywanie również nie kojarzą mi się ze spotkaniem. A ja szukam ciekawych spotkań.

Co dalej?

- Zobaczymy, co dalej. Nie ma ciśnienia, ale ciekawość jest.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Marcin Kowalczyk | Hardkor Disko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy