Reklama

Małgorzata Kożuchowska: Lubię wyzwania

Małgorzata Kożuchowska pamiętana jest przez widzów głównie z ról Hanki Mostowiak z serialu "M jak miłość" oraz Natalii Boskiej z "rodzinki.pl", w której przez 9 lat grała u boku Tomasza Karolaka. Teraz aktorka wróciła do Teatru Narodowego, z którym była mocno związana na początku swojej kariery aktorskiej. Dołączyła również do obsady filmu "Gierek" oraz ekranizacji powieści Władysława Reymonta "Chłopi".

Małgorzata Kożuchowska pamiętana jest przez widzów głównie z ról Hanki Mostowiak z serialu "M jak miłość" oraz Natalii Boskiej z "rodzinki.pl", w której przez 9 lat grała u boku Tomasza Karolaka. Teraz aktorka wróciła do Teatru Narodowego, z którym była mocno związana na początku swojej kariery aktorskiej. Dołączyła również do obsady filmu "Gierek" oraz ekranizacji powieści Władysława Reymonta "Chłopi".
Małgorzata Kożuchowska na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych 2019 /AKPA

Miała pani kiedykolwiek styczność ze zjawiskami nadprzyrodzonymi?

Małgorzata Kożuchowska: - Wierzę w świat metafizyczny i duchowy, jednak sama niczego takiego nie przeżyłam. Dziwne zbiegi okoliczności? Tak, to mi się przydarzało, ale według mnie nie ma czegoś takiego jak "przypadek", wszystko dzieje się po coś. Dobrze jest te zdarzenia rejestrować i wyciągać z nich wnioski.

Pytam o zjawiska nadprzyrodzone, bo pojawiła się pani na deskach Teatru Narodowego w tytułowej roli w sztuce "Matka Joanna od Aniołów", a spektakl nawiązuje do głośnego przypadku opętania zakonnic we francuskim mieście Loudun w XVII wieku. Co było dla pani największym wyzwaniem?

Reklama

- Wyzwaniem było zrozumienie Matki Joanny, tego kim tak naprawdę jest oraz czym są owe opętania, o których pisze autor, Jarosław Iwaszkiewicz. W przedstawieniu zadajemy dużo trudnych i ważnych pytań, które pojawiają się na różnych etapach życia każdego człowieka. Spektakl i tekst dotykają metafizyki i najgłębszych zakamarków ludzkiej duszy. Dodam jeszcze, że dla mnie to sztuka również fizycznie bardzo wymagająca.

Dlaczego?

- Praca z choreografem Krystianem Łysoniem była fascynująca, ale żeby zrealizować jego założenia musiałam popracować nad kondycją fizyczną. Trochę pomogła mi w tym pandemia, bo miałam czas, by ćwiczyć w domu.

Czy to znaczy, że teraz częściej będziemy mogli oglądać panią na deskach teatru?

- Przyszłość w moim zawodzie jest trudna do przewidzenia. Propozycje pracy są albo ich nie ma. Cieszę się, że po dłuższej nieobecności mogłam wrócić do teatru. Scena przy Wierzbowej Teatru Narodowego w Warszawie jest moją ukochaną, ponieważ przez wiele lat grałam tu w "Błądzeniu" i "Kosmosie", przedstawieniach, które bardzo lubiłam. Reżyser, Jerzy Jarocki stawiał poprzeczkę bardzo wysoko, wymagał precyzji, a jednocześnie dużej wrażliwości.

Która z zagranych ról filmowych czy teatralnych była dla pani najtrudniejszym, najbardziej wymagającym zadaniem?

- Kiedy pracuję nad konkretną rolą, wtedy tylko ona jest ważna, najbardziej ukochana i poświęcam jej najwięcej czasu i emocji. Choć lubiłam wszystkie bohaterki, które przyszło mi grać, na pewno dużym wyzwaniem było dla mnie przedstawienie "Umowa, czyli łajdak ukarany" w reżyserii Jacquesa Lassalle'a.

- Lassalle z jednej strony kochał nasz słowiański temperament i wrażliwość, a z drugiej bardzo go powściągał i teatr, który nam zaproponował opierał się przede wszystkim na słowie. My, aktorzy, na co dzień w pracy używamy całego ciała do przekazywania emocji. Wówczas mieliśmy tylko tekst i wydawało się nam nieprawdopodobne, żeby dziesięciostronicową, gęsto okraszoną słowem scenę zagrać stojąc na dwóch jej przeciwległych końcach. I w dodatku, że widz to wytrzyma! Okazało się, że jest to możliwe. To było coś zupełnie nowego i innego, z czym przyszło mi się zmierzyć.

Teatr, ale również duży ekran się o panią upomniał. W filmie Michała Węgrzyna "Gierek" zagrała pani żonę Edwarda Gierka, Stanisławę - osobę, którą nadal wiele osób pamięta. Jak podeszła pani do tej kreacji aktorskiej?

- Podczas zdjęć towarzyszyła mi myśl, że tworzona przez nas opowieść nie jest fikcją, tylko mówi o ludziach, autentycznych osobach, których spora grupa widzów dobrze pamięta. Jednak "Gierek" to film fabularny, a nie dokument. Kreujemy rzeczywistość, ale bazując na prawdziwych wydarzeniach tamtych lat. Zawsze w tego typu produkcjach wyzwaniem jest wypośrodkowanie fikcji i rzeczywistości. Znalezienie balansu okazało się dla mnie najtrudniejsze.

Jak o jest być "pierwszą damą" PRL-u, Stanisławą Gierek?

- Podobna do pani Stanisławy raczej nie jestem, dlatego na samym początku miałam wątpliwości, czy to na pewno ja powinnam ją zagrać. Jednak reżyser, producent, operator i Misiek Koterski, który wciela się w postać mojego męża, Edwarda Gierka, jakoś mnie do tego przekonali i uspokoili, że w tworzonym przez nas świecie Stasia Gierkowa ma być właśnie taka.

- Dostałam ciekawe zadanie i by je dobrze wykonać musiałam przekopać się przez mnóstwo materiałów archiwalnych, książek, dokumentów, wywiadów. Na podstawie tego i własnej wyobraźni, mimo innej powłoki fizycznej, starałam się stworzyć obraz kobiety postawionej przez życie w roli pierwszej damy PRL, a jednocześnie po prostu matki, pani domu, babci w takim, a nie innym momencie historycznym naszego kraju.

Gdzie jeszcze w najbliższym czasie widzowie będą mogli panią zobaczyć?

- Jestem w zdjęciach do adaptacji "Chłopów" Władysława Reymonta, w reżyserii Doroty Kobieli, która stworzyła wspaniały film "Twój Vincent". To kompletnie inna konwencja - gramy sceny aktorskie, które potem będą malowane przez artystów i animowane na ekranie. Wystąpię w roli Organiściny. Dodam, że "Chłopów" czytałam po raz ostatni w szkole średniej, dlatego musiałam wrócić do tego tekstu. Świeżo po lekturze powiem z głębokim przekonaniem - i Reymont i Iwaszkiewicz byli genialnymi pisarzami.

Barbara Skrodzka/AKPA

AKPA
Dowiedz się więcej na temat: Małgorzata Kożuchowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy