Reklama

Karolina Szymczak: Zagrała u boku Brada Pitta i podbija Hollywood

Do polskich kin trafił niedawno film "Babilon" z Margot Robbie, Bradem Pittem oraz Karoliną Szymczak. Mając 30 lat polska aktorka spełniła swoje wielkie marzenie z dzieciństwa. Kiedy pojawiła się na planie Paramount Pictures, jednej z największych wytwórni filmowych w Hollywood, napisała: "Była sobie dziewczyna, która wychowała się w małym miasteczku bez perspektyw, a mimo to miała wielkie marzenia. Ta sama dziewczyna pisze teraz stawiając stopę na scenach, na których stawiały swoje stopy najbardziej uznane aktorki na świecie. Jeśli myślisz, że marzenia się nie spełniają, to znaczy, że nigdy naprawdę nie marzyłaś". Tylko nam aktorka opowiedziała o swojej drodze do gwiazd.

Do polskich kin trafił niedawno film "Babilon" z Margot Robbie, Bradem Pittem oraz Karoliną Szymczak. Mając 30 lat polska aktorka spełniła swoje wielkie marzenie z dzieciństwa. Kiedy pojawiła się na planie Paramount Pictures, jednej z największych wytwórni filmowych w Hollywood, napisała: "Była sobie dziewczyna, która wychowała się w małym miasteczku bez perspektyw, a mimo to miała wielkie marzenia. Ta sama dziewczyna pisze teraz stawiając stopę na scenach, na których stawiały swoje stopy najbardziej uznane aktorki na świecie. Jeśli myślisz, że marzenia się nie spełniają, to znaczy, że nigdy naprawdę nie marzyłaś". Tylko nam aktorka opowiedziała o swojej drodze do gwiazd.
Karolina Szymczak zaczyna karierę w Hollywood /AKPA

Wspominasz często dziecięcą nagrodę teatralną i marzenie, które wówczas wypowiedziałaś głośno: "Chcę zagrać z Bradem Pittem". Miałaś dziesięć lat, a na trzydzieste urodziny dostałaś wymarzony prezent z dzieciństwa. Jesteś szczęściarą?

Karolina Szymczak: - Na pewno nią bywam. Jak każdy z nas. Każdy ma swoje małe i duże szczęścia w życiu.

Często dostajesz w życiu takie prezenty od losu?

- Nie do końca nazwałabym roli w "Babilonie" prezentem od losu. To też moja praca, którą wykonałam przez te dziesięć lat, kiedy uczyłam się aktorstwa i brałam udział w castingach. Myślę, że w tym przypadku było to szczęście połączone z moją pracą i dążeniem do celu.

Jak wyglądała twoja droga do aktorstwa? Wiedziałaś od zawsze, kim chcesz zostać?

Reklama

- Już jako mała dziewczynka brałam udział w teatrzykach szkolnych. Byłam bardzo wstydliwym dzieckiem, dlatego wyjście na scenę było dla mnie niezwykle stresujące, ale kiedy już na niej stałam i zaczynałam grać, to wszystko ze mnie schodziło. Potem, w liceum, dostałam zaproszenie do kółka teatralnego, ale wtedy byłam już modelką i marzenia o aktorstwie zeszły na drugi plan. Latałam po całym świecie i bywałam w Polsce naprawdę rzadko. Ja chyba do tej pory nie potrafię się w stu procentach zidentyfikować zawodowo. Kocham grać. Kocham plan zdjęciowy. To na pewno zajmuje dużą część mojego serca. Kocham też psy. Ukończyłam właśnie szkołę i mam dyplom - dietetyka zwierzęcego. Studiowałam też psychologię, która jest moją ogromną pasją. Jest tego trochę w moim życiu. Uważam, że można się spełniać w kilku rzeczach.

Co - poza oczywiście talentem, pasją, determinacją - sprawia, że spełnia się twój "american dream". Dobry amerykański agent czy decyzja o życiu i pracy w Ameryce?

- Agent na pewno pomaga, ale żeby go mieć, trzeba udowodnić, że się coś potrafi. Życie w Kalifornii jest trudne i przede wszystkim bardzo drogie, więc trzeba tam zarabiać, żeby móc się utrzymać. Szczególnie w Los Angeles. Myślę, że to, że się nie poddaję, pozwala mi iść do przodu, bo w tym zawodzie jest o wiele więcej porażek niż sukcesów. Trzeba się otrzepać i iść dalej z myślą o tym, co mnie czeka, a nie z rozpamiętywaniem tego, co mogłam mieć, a nie dostałam.

Ukończyłaś amerykańską szkołę aktorską, pracowałaś jako modelka w wielu miastach na świecie. Czujesz się obywatelką świata?

- Tak. Jak najbardziej. Od zawsze wiedziałam, że Polska nie jest moim jedynym domem. Jeśli zostanę matką, chciałabym również dać takie poczucie swojemu dziecku. Chciałbym, żeby się czuło obywatelem świata. To zmienia perspektywę patrzenia na świat i na ludzi.

Jak reagują twoja rodzina i znajomi, kiedy pojawiasz się na amerykańskich czerwonych dywanach u boku największych gwiazd? To także jedna z nielicznych okazji, by zobaczyć twoje oficjalne wyjście z mężem.

- Myślę, że rodzina i przyjaciele mnie wspierają i mi kibicują. Cieszą się moim szczęściem. Choć dla nich jestem wciąż tą samą Karoliną. Dla mnie bycie częścią "Babilonu" to wielkie wydarzenie. Mieć możliwość pracowania z najlepszymi jest spełnieniem marzeń chyba każdej aktorki. Moim na pewno było.

Masz bardzo plastyczną twarz. O takiej mówi się "kameleon". Opowiedz o tej chwili, kiedy Karolina Szymczak, po słowie akcja, staje się bohaterką filmową?

- Dziękuję. W szkole Margie Harber w Los Angeles uczyłam się tego, że jak jestem na planie, to jestem postacią, nie Karoliną Szymczak, natomiast mogę przypisać mojej postaci własne doświadczenia, osobowość, cechy charakteru. Wielu aktorów w Stanach pracuje w ten sposób. To jest jeden z fajniejszych momentów w tym zawodzie. Kiedy możesz się zmieniać. Moment, w którym przekraczasz jakieś granice, których na przykład we własnym życiu byś nie przekroczyła.

Jak stawałaś się Olgą z "Babilonu"? Miałaś dużo czasu na przygotowanie roli, korzystałaś z jakiś szkoleń, by posiąść specjalne umiejętności? Kiedy zobaczyłaś Olgę pierwszy raz w lustrze, co od niej "dostałaś"?

- Moja rola jest bardzo niewielka, a dowiedziałam się o tym, kogo zagram i dostałam scenariusz cztery miesiące przed wejściem na plan zdjęciowy, więc miałam bardzo dużo czasu na przygotowanie. Damien Chazelle, reżyser, był ze mną cały czas w kontakcie, co było naprawdę wyjątkowe, bo w filmie mamy ogromną ilość aktorów, więc miał co robić. Moja postać jest wzorowana na prawdziwej węgierskiej aktorce kina niemego, więc to było tym bardziej ciekawe, że ja wiem, kim ona była i mogłam zapoznać się z jej wycinkami biograficznymi czy filmami. Olgę zobaczyłam w lustrze w momencie, kiedy charakteryzatorki dały mi perukę do domu na kilka dni, żebym mogła się do niej przyzwyczaić. Jest to krótki czarny bob, więc w moim przypadku to ogromna przemiana. Wtedy Olga ze mną "zarezonowała". To było fantastyczne uczucie.

To niesamowita historia, niesamowity świat, podróż do przeszłości, do czasów kina niemego. Także na planie zadziałała ta magia kina? Magia filmu?

- "Babilon" powinni zobaczyć wszyscy miłośnicy kina. To nie tylko dziki i szalony film. To przede wszystkim opowieść o tym, jak kino się rodziło. O wzlotach i upadkach. O tym, jak bardzo tego kina potrzebujemy. Jak kino nas zbliża, jak wzbudza w nas emocje, a czasem nawet popycha nas do prawdziwych zmian życiowych. Pamiętam, jak weszłam do studia numer 4 w Paramount Pictures, w którym wszystko wyglądało jak z lat 20 XX wieku. Do tego aktorzy w kostiumach. To było niesamowite uczucie. Prawdziwa magia kina. Ta magia, którą jak raz poczujesz, to już na zawsze chcesz w tym uczuciu pozostać. To było coś wyjątkowego.

Wracając do marzenia z dzieciństwa. Czy Brad Pitt okazał się taki, jakim widziała go mała dziewczynka?

- Okazał się normalnym, zabawnym, uczynnym kolegą i to chyba było w tym wszystkim najbardziej wyjątkowe. Mam wrażenie, że często nam się wydaję, że jak ktoś ma status gwiazdy, to idzie to w parze z "gwiazdorskim" zachowaniem. Ja w kilku przypadkach przekonałam się już, że medialne plotki nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Natomiast granie z Bradem było czymś absolutnie wyjątkowym. Obserwowanie go w pracy, partnerowanie mu, przegadywanie wspólnie scen, próby, to wszystko było dla mnie ogromną lekcją aktorstwa. Na zawsze zostanie w mojej pamięci. To zdecydowanie był mój niezapomniany masterclass!

Z ciekawością zapytam, czy spotykasz się na castingach lub gdzieś "na mieście" z Izą Miko?

- Castingi w tej chwili wysyła się tylko drogą elektroniczną, więc nie widujemy się z aktorami i aktorami na castingach, ale Izę Miko znam i spotykamy się w Los Angeles, jak mamy okazję. Podziwiam Izę za jej osiągnięcia za Oceanem, za to jak świetnie sobie tam radzi. Za to, że spełniła swoje marzenia, bo wiem jakie jest to trudne dla dziewczyny z Polski przebić się w Hollywood. Zamieszkać tam, spełniać się zawodowo i żyć. Dlatego uważam, że powinniśmy doceniać każde, nawet małe, osiągnięcia naszych rodaków i rodaczek za Oceanem, bo wygranie castingu w Stanach to wygranie z tysiącem aktorów lub aktorek, którzy startują do tej jednej roli. Bycie tą pierwszą to jest naprawdę sukces. Pamiętajmy, że w aktorstwie nie ma drugiego miejsca.

Jak to się stało, że zamieniłaś Złotoryję na Los Angeles?

- Myślę, że tę perspektywę dał mi modeling. Już jako 21-latka miałam agencję i w Nowym Jorku, i w Los Angeles. Modeling otworzył przede mną świat. Mieszkałam w przeróżnych miejscach na świecie. Chciałabym, żeby każda dziewczyna, która myśli, że nic jej w życiu nie czeka, bo nie ma na to perspektyw, wierzyła, że może wszystko, że to tylko od niej zależą jej własne perspektywy.

Jak wygląda twój zwyczajny dzień w LA?

- Są dni, kiedy mam cztery castingi, więc siedzę pół dnia w studio albo u acting coacha, a potem kolejne pół dnia stoję w korkach, ale też są dni, kiedy jedziemy z psami na wycieczkę i odpoczywamy. Tak naprawdę niewiele się różnią od tych w Polsce. Dla mnie Los Angeles jest jak drugi dom, więc nie traktuję bycia tam jak wakacji.

Kto i co dodaje ci wiatru w skrzydła? Dokąd sięgają twoje aktorskie marzenia? Znając siłę twojej sugestii, możesz mierzyć naprawdę wysoko!

- Aż się boję pomyśleć. Marzę o roli w Polsce. Chciałabym pokazać, że jednak się czegoś nauczyłam. Moim ogromnym marzeniem byłoby też stanąć na planie z Kate Winslet. To moja ukochana aktorka. Podziwiam ją od dziecka. Widziałam jej wszystkie produkcje. Jeśli mogłabym kiedykolwiek stanąć z nią na planie, to już nawet mogłabym więcej nic nie zagrać i czułabym się spełniona. Marzyłabym również o roli, która jest kompletnie inna ode mnie. Od mojej osobowości. To zawsze największe wyzywanie aktorskie.

Muszę przyznać, że jesteś jednym z najjaśniejszych odkryć aktorskich ostatnich lat. Wyniki w wyszukiwarce Google szaleją. Najczęściej pojawia się przy twoim nazwisku Brad Pitt, ale również Piotr Adamczyk. Dzieci aktorów muszą długo pracować na własne imię, ale okazuje się, że w Polsce bycie żoną uznanego aktora jest równie trudne. Patryk Vega ma nosa i odwagę do przełamywania stereotypów. Daria Widawska w "Plagach", Aldona Jankowska w "Last Minute" czy "Pitbullu". Z taką myślą wystąpiłaś w "Polityce"?

- Nie przyjmuję ról, żeby łamać stereotyp żony znanego aktora. Przyjmuję role, które wnoszą coś w moje życie jako aktorki. Rola w "Polityce" była kontrowersyjna. Odważna. Daleka od tego, kim ja jestem w życiu prywatnym. To mnie zainteresowało. Myślę, że w Polsce nigdy nie zdejmę z siebie łatki żony znanego aktora. Mogę jedynie pokazać, że oprócz bycia żoną to jednak mam swoje pasje, zainteresowania i potrafię coś zagrać.

Widzisz swoje miejsce w polskich produkcjach i co musiałoby się wydarzyć, żebyś w Polsce dostała szansę na miarę swojego amerykańskiego CV?

- Bardzo bym chciała. Byłoby wspaniale w ogóle dostawać szansę brania udziału w castingach w Polsce. To już byłby dla mnie ogromny krok naprzód. Polska jest moim domem i zawsze nim będzie, więc spełnianie się zawodowo we własnym kraju byłoby kolejnym spełnieniem marzeń. Choć Stanów nie odpuszczam.

A myślisz może czasem, a po co mi to do cholery? Świat stoi dla mnie otworem!

- Mam wrażenie, że dla nikogo świat nie stoi otworem, dopóki sam sobie go nie otworzy. Nic w życiu nie przychodzi łatwo. Każdy ma swoje problemy. Każdy ma zakręty w życiu. Jesteśmy za swoje życie odpowiedzialni i my nim kierujemy. Nie uważam, że jedna rola może pozwolić mi na noszenie głowy wyżej. Żadna rola, tak naprawdę, nie daje mi takiego przyzwolenia. Jeśli się ten zawód kocha, to najważniejsze jest być na planie. To się liczy. Czy to będzie plan w Stanach, w Polsce, czy na Węgrzech, wszędzie będę szczęśliwa, ponieważ jestem szczęśliwa, kiedy gram i niesamowicie mnie to napędza do życia.

Jaką dewizą kierujesz się w życiu? I czy miejsce, w którym dziś jesteś, możesz nazwać szczęśliwym?

- Dla mnie szczęście to są momenty w życiu. W tym momencie jestem szczęśliwa. Mam dobry okres w każdym aspekcie swojego życia, ale też wiem, że jest to zmienne.

Miłość to najlepsze paliwo. Jest coś, za co chciałbyś podziękować Piotrowi? W tym momencie waszego życia.

- Na pewno za to, jak mnie wspiera. Cieszy się z każdego mojego sukcesu. Bardzo we mnie wierzy. To jest niesamowicie ważne, żeby ktoś w nas wierzył. To nam daję dużą siłę. Mnie tego bardzo brakowało. Myślę, że też dlatego trudno mi było rozwinąć wcześniej skrzydła.

Dokąd teraz? Co przed tobą?

- Teraz czas na Polskę. Mam kilka zawodowych planów. Mam nadzieję, że się powiodą. Tego sobie życzę w 2023 roku. Wszystkim życzę, żeby każdego dnia stawiali krok bliżej swoich marzeń.

Beata Banasiewicz/AKPA

AKPA
Dowiedz się więcej na temat: Karolina Szymczak | Babilon (2022)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy