Kacper Kuszewski: Pozory mylą
Nigdy nie marzył o byciu gwiazdą. To, że trafił do "M jak miłość", serialu, który stał się fenomenem, było przypadkiem. Teraz, grając główną rolę w spektaklu "Pozory mylą", Kacper Kuszewski ma okazję zastanowić się nad mechanizmami, które rządzą show-biznesem.
Kim jest pański Sherman?
Kacper Kuszewski: Sherman, główny bohater spektaklu "Pozory mylą", jest księgowym, które przez lata wiódł spokojne życie. W tajemnicy przed wszystkimi pisał książkę, ponieważ marzył o byciu literatem. Wydawca zachwycił się utworem Shermana i postanowił zorganizować przyjęcie na jego cześć. To wprawiło mojego bohatera w przerażenie. Ponieważ ma nieśmiałe usposobienie i duże kompleksy, prosi przyjaciela, aby zastąpił go na publicznej promocji. Przebojowy i przystojny Matt przyjmuje propozycję. Tak rozpoczyna się cały łańcuch nieporozumień. W spektaklu kilka ról jest dublowanych, ja gram na zmianę z Robertem Koszuckim.
Czy ten spektakl niesie również jakieś głębsze przesłanie?
- "Pozory mylą" to przede wszystkim komedia, ale pod wierzchnią warstwą spektaklu znajdziemy trochę prawdy o dzisiejszym świecie, który w dużej mierze jest kreowany przed media. Bardzo wierzymy we wszystko, co przeczytamy w internecie i gazecie albo zobaczymy w telewizji. Wydaje się nam, że to, co tam pokazane, jest prawdą. A tak naprawdę rzeczywistość wygląda nieco inaczej.
Na twojego bohatera spada brzemię sławy. Jeśli chodzi o twoją karierę, z największym szałem medialnym musiałeś się chyba mierzyć podczas udziału w "Tańcu z gwiazdami". Byłeś wtedy na skraju wytrzymałości?
- Byłem przygotowany na to zainteresowanie. Na szczęście "Taniec z gwiazdami" przydarzył się w momencie, kiedy miałem już za sobą wieloletnie doświadczenie grania w popularnym serialu. Wiedziałem, jak się obronić przed wszędobylskimi mediami. Potrafiłem wyznaczyć granicę prywatności.
Marzyłeś kiedyś o byciu gwiazdą?
- Wybierając zawód aktora, nigdy o tym nie myślałem. To, że zagrałem w serialu, który zdobył taką popularność, jest przypadkiem. Nawet nie poszedłem na casting do "M jak miłość". Zadzwoniono do mnie na dwa miesiące przed rozpoczęciem zdjęć z propozycją roli. Producenci zobaczyli mój casting do innego filmu fabularnego i uznali, że się nadam. Na początku miałem dużo wątpliwości, czy wziąć tę rolę. W okresie, gdy byłem tuż po szkole, panowało przekonanie, że gra w serialu to zajęcie poniżej aspiracji zawodowych dobrego aktora. Ale kiedy dowiedziałem się, jacy znakomici aktorzy będą w nim grali, stwierdziłem, że nie ma się co zastanawiać - zdobędę jakieś doświadczenie, czegoś się nauczę. Tak więc zgodziłem się. Potem serial okazał się fenomenem. Popularność, którą zyskaliśmy, przerosła wszelkie nasze oczekiwania.
Jak zachowywała się publiczność podczas pierwszych pokazów spektaklu "Pozory mylą"?
- Wybitna aktorka komediowa, Anna Seniuk, której jestem wychowankiem, powiedziała, że przygotowywanie komedii jest bardzo żmudne i dużo trudniejsze niż praca nad dramatem czy tragedią. Dlatego że w komedii widownia jest niezwykle istotnym partnerem dla aktorów w budowaniu całego spektaklu. I dopóki ten partner się nie zjawi, to właściwie to jest praca po omacku. My nie wiedzieliśmy, czy spektakl w ogóle będzie zabawny. Jeśli tak, to w którym miejscu. Na co widownia będzie reagować, a na co nie? Rzeczywiście, te pierwsze spektakle to były same niespodzianki. Publiczność żywo reagowała w innym miejscach niż się spodziewaliśmy. Niemniej, za każdym razem musimy energię widowni wpleść w to, co robimy.
Kręcimy się wokół aktorstwa, a przecież równolegle kwitnie twoja kariera muzyczna. Jesteś nowym wokalistą Leszczy. Jak trafiłeś do zespołu?
- Chłopcy z Leszczy zadzwonili do mnie. Usłyszeli kilka piosenek z mojej solowej płyty "Album Rodzinny" i uznali, że mam wystarczające umiejętności wokalne, a także energię i poczucie humoru, by zostać frontmanem ich zespołu. Ta propozycja bardzo mnie zaskoczyła i jednocześnie ucieszyła. Chociaż miałem dużo wątpliwości, bo nigdy nie byłem zawodowym wokalistą. Co innego zaśpiewać recital piosenki aktorskiej, a co innego grać koncerty w plenerze dla kilku tysięcy osób. Pierwsze próby wypadły obiecująco, polubiliśmy się, mamy podobną wizję tego, co chcielibyśmy robić. Właśnie jesteśmy w przededniu naszego pierwszego sezonu koncertowego. Dla mnie występy z Leszczami to kolejne zadanie aktorskie. Muszę wejść w rolę wodzireja, porwać do zabawy tłum. To dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Przyznam, że sprawia mi dużą frajdę.
Gdzie was usłyszymy?
- Otrzymaliśmy dużo propozycji koncertów. Mam nadzieję, że wystąpimy na festiwalach w Opolu i Sopocie. Będziemy też koncertować w ramach Lata z Radiem. Przed nami intensywny letni okres! Teraz przygotowujemy zupełnie nowe utwory. Wydaliśmy pierwszy singiel zatytułowany "Konfiture". Co więcej, namówiłem chłopaków do odgrzebania z archiwów starych kawałków, których nie grali wcześniej na koncertach. To są świetne piosenki w klimacie swingowo-bigbandowym, z żartobliwymi tekstami.
Mamy pierwsze dni wiosny. Czy powziąłeś w związku z tym jakieś postanowienia?
- Wracam do sportu - do biegania, roweru, siłowni. W ostatnich miesiącach pracowałem tak dużo, że w ogóle nie miałem czasu na aktywność fizyczną, czuję, że brak mi energii. Powrót do żywych zaczynam od wyjazdu na urlop. To najlepszy moment, gdyż później czeka mnie trasa koncertowa z Leszczami i podróże z Teatrem Pieśń Kozła. Spędzę tydzień na jednej z greckich wysp. Zabieram ze sobą buty do biegania.
Spektakl "Pozory mylą" będzie pokazywany w różnych teatrach w Polsce. Premiera odbyła się 12 marca w Filharmonii Częstochowskiej.
Rozmawiał Andrzej Grabarczuk (PAP Life).