Reklama

Jan Englert czekał na to ponad trzydzieści lat. Nie powstrzymała go nawet choroba

Jan Englert o pierwszym od trzech dekad filmie, w którym zagrał główną rolę. "Skrzyżowanie" w reżyserii Dominiki Montean-Pańków tylko w kinach od 28 marca.

Co sprawiło, że zainteresował pana scenariusz "Skrzyżowania" Dominiki Montan-Pańków?

Jan Englert: - Scenariusz "Skrzyżowania" był jednym z zaledwie trzech scenariuszy w ostatnich 20 latach mojego życia, który mnie zainteresował. Nie wliczam w to filmów Andrzeja Wajdy, bo takie propozycje przyjmuje się bez czytania. Ale wracając do tekstu Dominiki, to wydał mi się bardzo literacki. Nie nazywał rzeczy po imieniu. Nie był zerojedynkowy. Natomiast stanowił próbę dotknięcia czegoś. Przede wszystkim jednak poczułem, że ktoś napisał mi ROLĘ. Zaciekawiła mnie ta postać odchodzącego autorytetu. I wiedziałem, że bardzo chcę ją zagrać. Acz byłem pełen obaw, czy znajdą się pieniądze na produkcję.

Reklama

Trwało to parę lat, ale się udało. Stanął pan na planie...

- Stanąłem na planie z gorączką i zapaleniem oskrzeli. A zdjęć nie można było przesunąć. W dodatku były to w większości zdjęcia nocne, wymagające mojej nieustającej obecności i pełnej koncentracji. Ale w ogóle tego nie czułem. Grałem, jakby nic mi nie było. I muszę podkreślić, że czułem się wspaniale zaopiekowany.

Na planie, kolejny już raz w swojej karierze, spotkał się pan z Anną Romantowską.

- Znamy się rzeczywiście bardzo długo. I zawsze wspaniale nam się pracowało. Wydaje mi się, że czasem tak jest, że się ma z kimś chemię. Gra się z partnerem, który nie myśli tylko o sobie, ale również współgra. Ta historia wymagała od nas skupienia i współpracy. Bo to nie jest film-graffiti, tylko film-akwarela. Więc pędzlem trzeba było operować bardzo delikatnie. Nie szarżować.

Co pana na tym planie zaskoczyło?

- Przede wszystkim pokora. A ponieważ ta pokora się gromadziła wokół mojej roli, to była to czysta przyjemność. Czuło się skupienie wszystkich i taką wzajemną uważność. I nikt nas nie poganiał. Mogliśmy z Michałem Czerneckim na przykład budować napięcie milcząc. To było towarzyszenie bohaterowi, a nie kreowanie bohatera. I to nie zostało wycięte. Ta niecodzienność narracji jest siłą tego filmu. To jest opowiadane jak taka dobra francuska nowa fala.

"Skrzyżowanie" to także, rzadko spotykana w polskim kinie, opowieść o starości.

- To jest ciekawe w tej roli, że daje szansę złapania człowieka w ostatnich miesiącach życia i zmierzenia się z jego, czasem zaskakującym, sposobem bycia i myślenia. Podobnie, jak bohater filmu, jestem na etapie nurkowania w siebie. Odklejam w tej chwili w moim życiorysie mit od rzeczywistości. Myślę, że dobre starzenie się właśnie na tym polega. "Skrzyżowanie" to film dla ludzi, którzy lubią słuchać i zagłębić się w drugiego człowieka.

"Skrzyżowanie": O filmie

Ułożone życie Tadeusza, emerytowanego ordynatora szpitala, zmienia się w mgnieniu oka, kiedy dochodzi do dramatycznego wypadku drogowego. Zamiast spokojnej i dobrze zaplanowanej "złotej jesieni życia" staje on w obliczu sytuacji, która przerasta zarówno jego jak i najbliższe mu osoby. Cień pada na jego małżeństwo, relacje z synem oraz zbliżające się wesele ukochanej wnuczki. Ponadto w życiu Tadeusza pojawi się kobieta, pod której wpływem ten zacznie podejmować zaskakujące decyzje. Z dnia na dzień atmosfera zaczyna się zagęszczać, emocje biorą górę, a przyszłość przestaje być tak pewna jak się wydawało.

"Skrzyżowanie" tylko w kinach od 28 marca

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jan Englert | Skrzyżowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy