- Wiem, ile w moim własnym życiu by zmieniło, gdybym jako mała dziewczynka zobaczyła na ekranie w wielkim hollywoodzkim filmie czarną syrenkę, jak by to wpłynęło na moje poczucie pewności siebie i własnej wartości. Myślę, że ludzie tak bardzo cieszą się na nową wersję, bo ktoś wreszcie dał im poczucie przynależności, dostrzegł ich - mówi Halle Bailey, która zagrała tytułową rolę w filmie "Mała Syrenka", w wywiadzie dla Interii. Produkcja trafi na ekrany polskich kin 26 maja.
Kiedy światło dzienne ujrzały pierwsze zdjęcia z nowej, aktorskiej wersji "Małej Syrenki", świat oszalał. Nie tylko pozytywnie. Nagle spiętrzyły się głosy krytyki - no bo jak to może być, że grająca Ariel aktorka ma brązową skórę i ciemne oczy, w niczym nie przypominając porcelanowolicego rudzielca z kultowej kreskówki?
O tym, jak to jest zmieniać twarz disneyowskiej legendy i na czym polega wyemancypowanie "nowej" Ariel opowiada Annie Tatarskiej Halle Bailey - nominowana do nagrody Grammy popularna amerykańska piosenkarka, autorka tekstów i aktorka, która gra tytułową rolę we wchodzącym właśnie na polskie ekrany filmie Roba Marshalla.
Anna Tatarska: Zacznijmy od tego, co mniej przyjemne. Wiele osób nie mogło pogodzić się z tym, że nowa Arielka nie będzie grana przez białą aktorkę. Jak zniosłaś te kontrowersje, co one dla ciebie znaczyły?
Halle Bailey: - Starałam się skupić raczej na całej pozytywnej energii i miłości, które przyszły do mnie po tym, jak dostałam tę rolę. To dla mnie naprawdę niesamowite: pomyśl, ile młodych dziewczyn, ale też chłopców z czarnej społeczności, będzie mogło zobaczyć na ekranie siebie w tej postaci. Żyjemy w czasie wielkich zmian. To, że mogą reprezentować nowe pokolenie, jest dla mnie niezwykle ważne, tym bardziej w filmie, który kochałam jeszcze, jako mała dziewczynka. Starałam się do tego podchodzić od tej strony, odrzucając mroczne myśli.
Z drugiej strony, kiedy w sieci ukazał się trailer filmu, media społecznościowe zasypały nagrywane przez fanów filmiki z małymi dziewczynkami entuzjastycznie reagującymi na ciebie w charakteryzacji.
- Nawet trudno mi to opisać, jak się czuję, kiedy widzę małe dzieci tak entuzjastycznie reagujące na widok mojej postać. To na pewno wielki prezent dla małej dziewczynki, która wciąż żyje we mnie. Ale tak, jak już mówiłam, najważniejsza jest dla mnie kwestia reprezentacji. Wiem, ile w moim własnym życiu by zmieniło, gdybym jako mała dziewczynka zobaczyła na ekranie w wielkim hollywoodzkim filmie czarną syrenkę, jak by to wpłynęło na moje poczucie pewności siebie i własnej wartości. Myślę, że ludzie tak bardzo cieszą się na nową wersję, bo ktoś wreszcie dał im poczucie przynależności, dostrzegł ich.
Jak tworzyłaś tę postać, wiedząc, że bierzesz udział w wersji unowocześnionej, bardzo zmienionej, a jednocześnie ze świadomością, że tyle emocji wiąże cię z oryginałem?
- Arielka była moją ulubioną disnejowską księżniczką. Najważniejsze było dla mnie, żeby reprezentować na ekranie jej ducha. Starałam się uchwycić wszystkie te rzeczy, które wydawały mi się w niej najważniejsze: niezwykłą duszę, decyzyjność, niezależność, pasję. Dojrzałość i zdroworozsądkowość, z jakimi podchodzi do swojego życia i przyszłości. Ale też piękną miłość która się jej przytrafia. To taka wisienka na torcie w historii tej bohaterki. Starałam się też dać jej coś od siebie, szczególnie poprzez piosenki, bo jestem piosenkarką i muzyka jest u mnie na pierwszym miejscu.
- Znałam wszystkie utwory z filmu, bo śpiewałam je wielokrotnie pod prysznicem jako dziewczynka, oczywiście nigdy w życiu nie przypuszczając, że kiedykolwiek Ariel zagram. Wokalnie są to utwory niezwykle trudne. Ale dostałam błogosławieństwo śpiewającej oryginały Jodie Benson, a Alan Menken [kompozytor, zdobywca ośmiu Oscarów m.in. za "Pocahontas", "Alladyna", "Piękną i bestię" a także oryginalna, animowaną "Małą syrenkę" - red.] powiedział mi, że słuchając, jak śpiewam, miał łzy w oczach. Alan płaczący podczas słuchania, jak śpiewam jego piosenkę? Pomyślałam, że już nic lepszego mnie nie spotka, to było spełnienie moich muzycznych snów. Oboje ogromnie mnie wsparli, czułam, że mam ich zgodę na to by dodać coś od siebie, jednocześnie podchodząc z szacunkiem do pierwotnych wersji, które wszyscy znamy i kochamy. Wspaniale mi się też pracowało z Linem Manuelem Mirandą, producentem i autorem tekstów nowych utworów.
Mam wrażenie, że w waszej wersji Ariel jest o wiele bardziej niezależna. Stawia się - ale konstruktywnie! - ojcu, szuka potwierdzenia własnej wartości gdzieś indziej, niż tylko w spojrzeniu ukochanego.
- Mam wrażenie, że w tej wersji nie spotykamy całkiem innej postaci, tylko po prostu możemy w większym skupieniu i z większą uwagą zajrzeć do umysłu i serca Ariel, lepiej ją zrozumieć. Bardzo się cieszę, że mogłam pokazać ją od tej strony i wzmocnić cechy, które były w niej właściwie od samego początku. Inaczej pokazana jest u nas też relacja miłosna Ariel i Erica, ma ona o wiele głębszy wymiar. Dowiadujemy się nie tylko, że połączyło ich uczucie, ale przede wszystkim odkrywamy, dlaczego ta więź w ogóle się między nimi pojawiła. Połączyły ich wspólne zainteresowania, głód wiedzy, niegasnący apetyt na naukę nowych rzeczy i fascynacja światem, tym, co nowe i nieodkryte. Wielkim zaszczytem była dla mnie szansa wystąpienia w filmie, który tak wiele mówi o nas, współczesnych kobietach.
Twoja bohaterka musi zdobyć na pewno poświęcenia, by osiągnąć to, czego chce. Na jakie poświęcenia ty jesteś gotowa?
- Wydaje mi się, że w życiu każdy musi się zdecydować na wiele poświęceń. Jako dziewczyna z Atlanty w stanie Georgia, która od bardzo młodych lat występuje na scenie, doskonale znam ten smak. Właściwie od zawsze byłam w trasie, odebrałam edukację domową, nigdy nie należałam do żadnej stałej grupy rówieśniczej, nie miałam przyjaciół z klasy, przegapiłam wiele wydarzeń które dla dzieciaków są formatywne, np. bal maturalny. Ale z drugiej strony brałam udział w rozmaitych koncertach, występach i premierach. Poświęcasz jedno, ale dostajesz od życia drugie, tak to według mnie działa. Myślę, że w tym sensie jesteśmy z Ariel podobne - ona wiele zaryzykowała poświęcając swój głos, ale ostatecznie osiągnęła szczęście, zrobiła to, co trzeba. Podążyła za głosem serca, bo czuła, że czeka na nią coś więcej. Wydaje mi się że to bardzo inspirujące przesłanie.
A oddałabyś głos "dla sprawy", tak jak Ariel?
- Akurat na tę jedną rzecz na pewno bym się nie zdecydowała!