Ewa Kasprzyk: Młodość to nie kwestia wieku
Piękna, pełna energii, odważna, spełniona i jak sama mówi, coraz młodsza. Ewa Kasprzyk opowiada o najnowszej scenicznej kreacji, filmowych planach i swoich sprawdzonych sposobach na szczęście. - Wciąż mam pomysł na siebie i apetyt na nowe zawodowe wyzwania - przyznaje aktorka.
Zacznę bardzo oryginalnym pytaniem: co u pani słychać, pani Ewo?
- Wobec tego odpowiem także oryginalnie. (śmiech) Bardzo dużo słychać, bo ostatnio wiele się u mnie dzieje. Przede wszystkim wreszcie odważyłam się zrobić to, na co od dawna miałam ochotę - reżyserować. Zaczęłam od samej siebie.
Ma pani na myśli spektakl "DalidAmore", w którym wcieliła się pani w postać legendarnej piosenkarki Dalidy?
- Tak. I po jego sukcesie wiem, że to była bardzo słuszna decyzja. Przekonałam się, że jeżeli coś wynika z potrzeby serca, to nie może się nie udać. (uśmiech) W moim zawodzie warto mieć na siebie pomysł, a ja go wciąż mam, w przeciwieństwie do wielu reżyserów, którzy od dawna nie mieli dla mnie ciekawych zawodowych propozycji. Dlatego z radością angażuję się w projekty, których nie mogłabym zrealizować, czekając, aż zadzwoni telefon. Przeszłam na drugą stronę i nie ukrywam, że daje mi to ogromną satysfakcję. O to przecież w życiu chodzi, prawda?
A dlaczego Dalida?
- Jej piosenki znam od lat. Poza tym, że była wspaniałą artystką, urzekło mnie jej niezwykłe życie prywatne. Wielka sława, uroda i brak spełnienia w miłości, które doprowadziło do tragicznego finału. To pokazuje, jak krucha jest ludzka psychika. Można mieć świat u stóp, powodzenie i pieniądze, a jednocześnie nie mieć szczęścia... Cóż, są kobiety, które przyciągają do siebie destrukcyjnych mężczyzn i tak układa się ich droga. Faceci albo dodają nam skrzydeł, albo rujnują. Dalida trafiała, niestety, na tych drugich. Nie mogła znieść miłosnych rozczarowań i w końcu targnęła się na swoje życie.
Patrząc na bohaterkę sztuki z tej perspektywy, jest pani jej przeciwieństwem. Ma pani urodę, energię i wciąż nowe pomysły. Emanuje radością - prawdziwa kobieta sukcesu! Skąd ta siła?
- Z tym chyba trzeba się urodzić, mieć w sobie gen ciekawości i gotowość do nowych wyzwań. Kilka dni temu były urodziny mojej córki. Kiedy składałam jej życzenia, powiedziała: "Mamo, ty jesteś coraz młodsza!". Coś w tym jest - nieważna jest metryka, bo młodość jest w głowie. Dlatego będąc na emeryturze (śmiech), zrezygnowałam z etatu w teatrze i postawiłam na wolność. Nikt mnie nie ogranicza i mogę sama decydować o swoich aktorskich kreacjach.
A jak do pani występów wokalnych - w spektaklu śpiewa pani utwory Dalidy - odnosi się córka, która sama śpiewem zajmuje się od wielu lat?
- Nie śpiewam na żywo. Konwencja spektaklu to utwory odtwarzane z playbacku. Oczywiście nauczyłam się wszystkich prezentowanych w sztuce piosenek. Nie odważyłabym się jednak ich zaśpiewać. Chociaż gdybym się uparła, to pewnie i to by mi się udało. Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. (śmiech) Kiedyś nawet śpiewałam z orkiestrą, ale nie o to chodzi w tym spektaklu. To monodram, a nie recital.
A ma pani w najbliższym czasie jakieś plany filmowe? Od dawna widzowie emocjonują się doniesieniami o tym, że wkrótce powstanie trzecia część opowieści o Kasi Solskiej i pozostałych bohaterach kultowej komedii "Kogiel-mogiel".
- To niebywałe, że 30 lat po premierze ten film wciąż cieszy się takim zainteresowaniem. Ludzie kochają tę komedię. Istnieje nawet fan club zrzeszający jej wielbicieli. Dlatego z radością wezmę udział w tym przedsięwzięciu. Rozmawiałam już z producentami i autorką scenariusza - Iloną Łepkowską. Mogę więc potwierdzić - Barbara Wolańska i docent Wolański (Zdzisław Wardejn) wracają! Teraz tylko czekam na sygnał od produkcji. Według pierwszych planów zdjęcia miały zacząć się w czerwcu, ale możliwe, że termin ulegnie zmianie. Zapewniam jednak z całą mocą - znowu będzie "jakby luksusowo". (śmiech) Mogę zdradzić, że moja bohaterka zajmować się będzie jako trenerka seksualna sex coachingiem. Szykuje się więc wspaniała zabawa.
Rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk