Dawid Ogrodnik: Na planie jesteśmy ludźmi od uczuć
Na 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni komediodramat "Cicha noc" okazał się sensacją. Pełnometrażowy debiut Piotra Domalewskiego został uhonorowany nie tylko Złotym Lwem dla najlepszego filmu, ale także Nagrodą Dziennikarzy oraz Nagrodą Jury Młodzieżowego. Odtwórca głównej roli - Dawid Ogrodnik - wyjechał z Gdyni ze Złotymi Lwami dla najlepszego aktora. - Wielokrotnie na planie miałem wrażenie, że to, co robimy, balansuje na bardzo cienkiej granicy między fikcją, a rzeczywistością - powiedział w rozmowie z Adrianem Luzarem.
Twoje kreacje w "Jesteś Bogiem" Leszka Dawida, "Chce się żyć" Macieja Pieprzycy czy "Ostatniej rodzinie" Jana P. Matuszyńskiego to jedne z najczęściej chwalonych ról we współczesnym polskim kinie. Każda z nich była jednak oparta na konkretnej biografii. W "Cichej nocy" wcielasz się w postać całkowicie fikcyjną - pracującego w Holandii Adama, który odwiedza rodzinę w noc wigilijną. Czułeś różnicę?
Dawid Ogrodnik: - Na tym on przede wszystkim polegała. W "Cichej nocy" budowaliśmy postać, której charakter nie był z góry narzucony. Piotrek [Domalewski, reżyser - przyp. red.] dobierał aktorów na podstawie własnych przeczuć w oparciu o to, kim jesteśmy w realnym życiu. Przed zdjęciami mówił mi wiele o swoich inspiracjach i o własnych doświadczeniach; wspólnie szukaliśmy Adama.
- Dla mnie było to nowe doświadczenie, bo do tej pory, może nie we wszystkich przypadkach, ale w większości wcielałem się w postaci bardzo charakterystyczne, gdzie do pewnych rzeczy trzeba się było dostać od zewnątrz: wypracować ruchy ciała, zastanowić, jak postać się zachowa i co zrobi, a potem to zagrać. Natomiast tutaj zdarzały się sytuacje, że sam nie wiedziałem, jak powinienem zareagować. Gdy grasz określoną, istniejącą postać, wiesz, jak ona się zachowuje i reakcja przychodzi sama, bo tak się "programujesz". Przy pracy nad "Cichą nocą" tego nie było. Nieraz pytałem samego siebie, co ja bym zrobił na miejscu bohatera.
Jak dużo jest ciebie samego w Adamie?
- To, oczywiście, jestem "ja" na potrzeby tego filmu. Tego się nie da uniknąć. Uważam jednak, że Adam jest wypadkową moich przemyśleń, przemyśleń Piotrka i tego, co jest zapisane w scenariuszu. Piotrek często pewne rzeczy musiał mi tłumaczyć, bo sam nie miałem nigdy doświadczeń związanych z emigracją czy posiadaniem brata.
Wraz z pozostałymi aktorami w "Cichej nocy" udało wam się stworzyć niezwykle naturalne, "prawdziwe" relacje. Można odnieść wrażenie, że naprawdę jesteście rodziną. Jak coś takiego powstaje?
- Potrzeba dużego zaufania - zarówno do reżysera, jak i do pozostałych aktorów. Piotrkowi udało się nas tak dobrać, że szybko obdarzyliśmy się nawzajem zaufaniem. Oczywiście, na planie jesteśmy tymi "ludźmi od uczuć", więc na tym, by to działało, byliśmy skupieni, ale faktycznie mieliśmy to przeświadczenie, że pewne relacje udało nam się wypracować. Czuliśmy, że one działają, nawet w formie żartu, i coś zmieniają w człowieku. W jakim stopniu to widać na ekranie, trudno mi powiedzieć, bo od tego jest publiczność. To już jest jej film.
Szczególne wrażenie robią aktorskie duety, które stworzyłeś z Arkadiuszem Jakubikiem, wcielającym się w twojego ojca, i Tomaszem Ziętkiem - twoim filmowym bratem. To efekt długotrwałych, "teatralnych" prób czy wszystko powstawało na planie zdjęciowym?
- To nie były próby na scenie teatralnej, ale próby stolikowe, które i w filmie, i w teatrze wyglądają tak samo. W ich trakcie tworzy się całe zaplecze - rodzi się historia wewnętrzna bohaterów i ich wzajemne relacje. Szuka się pewnych zachowań, analizuje scenariusz, patrzy, co nam się podoba, a co mniej, dyskutuje. Chyba tylko w taki sposób można wypracować relacje, nie zdarzyło mi się dotąd pracować inaczej.
I gdy siadaliście pod koniec zdjęć do wigilijnego stołu, miałeś już poczucie, jakbyś przebywał w otoczeniu rodziny?
- Wielokrotnie odnosiłem wrażenie, że to, co robimy, balansuje na bardzo cienkiej i bardzo przyjemnej dla filmu granicy między fikcją a rzeczywistością. To było bardzo dojmujące uczucie. Jeśli jednak większość aktorów dba o atmosferę, którą odgrywamy, wtedy ona powstaje i naprawdę się ją czuje.
Czy dzięki temu, że reżyser Piotr Domalewski ma za sobą wieloletnie doświadczenie jako aktor, praca była dla was łatwiejsza?
- Mam wrażenie, że była po prostu profesjonalna. Spotykaliśmy się, rozmawialiśmy, próbowaliśmy. Zacząłem wyczuwać Piotrka, on jako reżyser zaczął wyczuwać mnie. Na planie używał też pewnych sformułowań, zdań, które uruchamiały mnie jako aktora i sprawiały, że realizowałem jego założenia.
Po seansie można dojść do wniosku, że "Cicha noc" przez pryzmat jednej rodziny opowiada o nas wszystkich. Czy twoim zdaniem możemy ten film traktować jako film o "polskości"?
- Jestem jeszcze przed pokazem filmu, więc trudno mi o tym mówić, ale znam scenariusz i niewątpliwie to wszystko gdzieś w tym tekście i w naszych rozmowach z Piotrkiem przed rozpoczęciem zdjęć było. To opowieść o naszej polskości i sytuacjach, które zmuszają nas do podejmowania trudnych decyzji. To również film o trudzie bycia człowiekiem.
Na pewno nieuniknione będą porównania "Cichej nocy" do "Wesela" Wojciecha Smarzowskiego. Oglądając film miałem wrażenie, że to jakby powrót w te same rejony po kilkunastu latach. I te wszystkie problemy się nie zmieniły, a alkoholizm i przemoc wobec kobiet to kwestie wciąż aktualne...
- Myślę, że podobieństwo dotyczy życia, gdzie dla jednych wszystko idzie do przodu, a dla niektórych czas się zatrzymuje. Tak samo - dla jednych ta historia będzie już nieaktualna w dzisiejszym świecie, a drudzy wciąż takich rzeczy doświadczają i przez to, że ich doświadczają, jest to dla nich historia boleśnie prawdziwa. Osobiście cieszę się, że taki film powstał. Kino jest właśnie po to, by prowokować rozmowy, zastanawiać, na ile widzimy obraz własnego życia w filmie. Po tym można poznać dobry film. Kina nie ocenia się prostymi kategoriami "dobry" i "zły", ale po tym, ile dyskusji wywołuje i czy zostaje w człowieku.
"Cicha noc" to jednak kolejny film, którego akcja rozgrywa się w trakcie jednej nocy podczas typowo "polskiej" uroczystości. Nie uległeś na początku poczuciu, że to "powtórka z rozrywki"?
- Gdybym tak uznał, pewnie nie podjąłbym się rozmów z Piotrkiem. Dla mnie jednak ważniejsze niż historia i przebieg akcji są relacje między bohaterami. Te pierwsze elementy zawsze można zmienić, dopracować, a liczy się to, czy w bohaterach jest coś, co mnie interesuje i czego chcę się dowiedzieć i doświadczyć. Chociaż niektóre problemy, takie jak alkoholizm, w tym filmie powracają, robiliśmy wszystko, by było tego jak najmniej i by to nie był wątek, który "zabiera" nam bohaterów. Nie chcieliśmy, by po filmie widz mógł powiedzieć tylko: "No tak, bo to przez alkohol".
- Oczywiście, ten alkohol gdzieś tam jest, tak jak i zagubienie ludzi, ale mam wrażenie, że oprócz tego, jest coś więcej: poza refleksją o tym, że z "rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach", też refleksja, że mimo wszystko po coś się do tych zdjęć staje. Jest gdzieś w nas ta choćby minimalna odpowiedzialność za rodziców i relacje z rodzeństwem, i ta niemal masochistyczna potrzeba uczestniczenia w życiu rodzinnym. Przez to, że jesteśmy tak związani od narodzin z ojcem i matką, pcha nas to w rodzinne strony, niezależnie od tego, jak skomplikowane są nasze więzi rodzinne.
"Cicha noc" powstawała w trudnych warunkach - przez 22 dni kręciliście zdjęcia jedynie nocą w odciętej od świata, błotnistej okolicy. To pomagało "wejść" w rolę czy raczej przeszkadzało?
- Wiadomo, że czasem to przeszkadza, bo jest zimno, ale w porównaniu do aktora, który zimą kręci sceny w wodzie o temperaturze 3 stopni, to nic wielkiego. Taki jest ten zawód. Czasami bywa trudniej, ale to nie może wpłynąć w żaden sposób na film. To tak jak w każdej innej pracy - jednego dnia budzisz się i nie masz ochoty wychodzić z domu; drugiego wstajesz i idziesz, bo ci się chce.
Czy są, jakieś rzeczy, których ty jako aktor byś nie zrobił?
- Oczywiście, stawiam sobie granice z każdym reżyserem. Ktoś, kto ich nie stawia, albo nie ma świadomości, jak bardzo jest to potrzebne, albo jest głupi i nigdy tego nie zrozumie, albo jest chory i nieszczęśliwy... Przy pracy nad "Cichą nocą" mieliśmy bardzo dobrą sytuację, bo dzięki producentom wylądowaliśmy w innym świecie i mogliśmy w dużym stopniu odciąć się od swojej codzienności. To pozwalało nam skupić się na swojej pracy i po zakończeniu zdjęć wrócić jedynie do tego, co zostawiliśmy. A jeśli coś się zostawia, jest do czego wracać.