- Toni Collette gra Amerykankę o dość marnym stylu, a Monica Bellucci jest pełną klasy Włoszką. Pierwsza ekscytuje się wyjazdem do Włoch, cały czas robi jakieś foux pas, bo nie umie się zachować, a druga umie odnaleźć się w każdej sytuacji - mówi o bohaterkach filmu "Mafia Mamma" reżyserka Catherine Hardwicke w rozmowie z Interią. Produkcja trafiła 26 maja na ekrany polskich kin.
"Mafia Mamma" to niecodzienny film gangsterski, w którym na czele włoskiej mafii stoją kobiety. W jedną wciela się Monica Bellucci, w drugą - Toni Collette. Włoszka jest opanowana, ma styl, klasę i wie, jak zachować pokerową twarz. Amerykanka jest głośna, egzaltowana i fatalnie ubrana. Dzieli je wszystko, ale z woli nestora mafii muszą zacząć ze sobą współpracować - ku uciesze widzów.
Film wyreżyserowała Catherine Hardwicke, która ma na koncie m.in. kultową "Sagę: Zmierzch". W rozmowie z Interią zdradziła, jak wyglądała współpraca z grającymi w jej filmie gwiazdami.
"Monica Bellucci jest tak cudownie włoska - ubiera się w klasyczne ubrania, ma świetny styl. Ale gdy improwizuje, lubi iść przeciwko swojemu wizerunkowi i zaczyna pluć albo sięga po cygaro. Bardzo mnie tym zaskoczyła" - mówi reżyserka.
Artur Zaborski: Czy to prawda, że do wyreżyserowani tego projektu namówiła cię Toni Collette?
Catherine Hardwicke: - Pracowałam już z Toni Collette w Londynie przy projekcie, który robiłyśmy z Drew Barrymore. Świetnie się ze sobą dogadywałyśmy, spędziłyśmy dobry czas. Zostałyśmy w kontakcie. Toni przysłała mi scenariusz "Mafia Mamma" z pytaniem, co o nim sądzę. Kiedy pomyślałam, że mogłybyśmy znowu razem pracować i to w Rzymie, natychmiast zapragnęłam ten film zrobić! (śmiech) Ważne było dla mnie, że to kino, które ma nas odrywać od tego, co dzieje się w rzeczywistości. W czasie pandemii byliśmy bombardowani tak dużą ilością negatywnych wiadomości, że chciałam dać ludziom coś, co ich od tego odciągnie.
W waszym filmie jest sporo nawiązań do klasyki kina mafijnego. To ważny dla ciebie gatunek?
- Dorastałam, oglądając takie filmy jak "Ojciec chrzestny" czy "Chłopcy z ferajny". Kocham te filmy. Ale czułam, że ten gatunek jest wybrakowany, bo nie oglądamy w nim kobiet stojących na czele mafijnych rodzin. Chciałam to zmienić, dlatego w moim filmie jako doradca mafii pojawia się Monica Belluci. To ona jest mózgiem całej familii. A Toni Colette przyucza się, jak stanąć na czele rodziny. Ten feministyczny twist był dla mnie bardzo ważny.
Podobało mi się, że to nie są młode kobiety, tylko dojrzałe, takie, które mają już za sobą różne doświadczenia.
- Istotne było dla mnie przypomnienie, że w każdym wieku w twoim życiu może nastąpić zwrot, który pokieruje cię na zupełnie inne tory. Tak dzieje się z bohaterką graną przez Toni Collette. Inspiracją była dla mnie Clarissa Harlowe Barton, która założyła Czerwony Krzyż w wieku 59 lat. To przykład, który pokazuje, że w życiu wszystko jest możliwe. I że nigdy nie jesteśmy za starzy na to, żeby wymyślić siebie na nowo. Chciałam, żeby taki przekaz płynął z "Mafia Mamma".
W filmie pozwalacie sobie na żarty z Włochów. Nie obawiałaś się, że włoska publiczność się na ciebie pogniewa?
- Nie baliśmy się obśmiać stereotypów na temat tego narodu - choćby tego, że jedzą mnóstwo makaronu, czy że są głośni - bo nasza ekipa była złożona głównie z Włochów. Amerykanów było niewielu, operator był z Meksyku, a cała reszta pochodziła z Italii. Na premierze filmu w Rzymie włoska publiczność zaśmiewała się przez całą projekcję, więc chyba nie potraktowaliśmy ich źle. A zresztą z Amerykanów też się przecież podśmiewujemy, więc jest po równo.
Opowiedz, jak się pracuje z Monicą Bellucci i Toni Collette.
- Obie są bardzo kreatywne, świetnie improwizują. Wystarczy im tylko poddać jakiś pomysł, a one go szybko podchwycą i rozwiną. Na planie lubiłam stwarzać im przestrzeń, którą same mogły wypełnić swoimi pomysłami. "Zróbmy to tak!", "Spróbujmy w ten sposób!", "A może podejdziemy do tego tak?" - to były zdania, które najczęściej padały z ich ust. Monica Bellucci jest tak cudownie włoska - ubiera się w klasyczne ubrania, ma świetny styl. Ale gdy improwizuje, lubi iść przeciwko swojemu wizerunkowi i zaczyna pluć albo sięga po cygaro. Bardzo mnie tym zaskoczyła.
Jesteś jedną z nielicznych reżyserek w Hollywood, która niezależnie od tego, do jakiego gatunku się zabierze, konsekwentnie wnosi kobiecą perspektywę. Jak ci się to udaje?
- Kiedy sama piszę swoje historie, dokładnie wiem, jak powinny być opowiedziane. Wtedy nie ma z perspektywą problemu. A inne moje filmy - jak "Zmierzch" czy właśnie "Mafia Mamma" - trafiają do mnie w sprzyjających okolicznościach. Tak jak mówiłam, scenariusz "Mafia Mamma" wysłała mi Toni Collette z pytaniem, czy chcę jechać z nią do Rzymu. Ale fakt, że muszę poczuć projekt, żeby się do niego zabrać. Przystępując do pracy, muszę sobie zadać pytanie, czy ten projekt warty jest tego, żebym z nim spędziła rok życia. Do twierdzącej odpowiedzi zachęcają mnie skomplikowane kobiece bohaterki i skomplikowane relacje między nimi. O tym chcę robić kino.
Bohaterki grane przez Toni Collette i Monicę Bellucci nie mogły być bardziej różne od siebie.
- Chciałam je zderzyć, dlatego Toni gra Amerykanką o dość marnym stylu, a Monica jest pełną klasy Włoszką. Pierwsza ekscytuje się wyjazdem do Włoch, cały czas robi jakieś foux pas, bo nie umie się zachować, a postać Bellucci umie odnaleźć się w każdej sytuacji. Różnią je nawet kolory włosów - Toni jest blondynką, a Monica - brunetką. Bohaterka Monice jest tajemnicza, skrywa w sobie emocje i przekonania, a Toni odwrotnie - papla o wszystkim, co czuje, co jej się udało, a co nie.
Wyreżyserowana przez ciebie "Saga. Zmierzch" obchodzi w tym roku 15-lecie powstania. Co się zmieniło w branży filmowej przez tę półtorej dekady dla reżyserek?
- W branży kinowej nadal bardzo trudno jest robić kobietom filmy. Producenci nie chcą nam powierzać dużych budżetów. Na szczęście przez ten czas pojawiły się platformy streamingowe, które są znacznie bardziej otwarte na kobiece historie. Myślę więc, że zmiana dokonała się na lepsze, choć jak wskazują robione corocznie badania, w ubiegłym roku procent filmów zrobionych przez kobiety jest mniejszy niż w 2021 roku, co oznacza, że zrobiliśmy krok w tył. Mam nadzieję, że to będzie wyjątek.
Jakie kobiety ciebie inspirują?
- Uwielbiam dobre komiczki. Jestem ogromną fanką "Druhen" napisach przez Kristen Wiig. To zwariowana opowieść, która nie boi się pokazać kobiet z różnych perspektyw, nie upiększa ich, pokazuje, że popełniamy błędy, a nasze decyzje bywają śmieszne.
"Druhny" krytykowano po premierze, niektóre kobiety czuły się obrażone sposobem, w jaki sportretowano bohaterki. Chyba trudno jest robić komedie w czasach, kiedy ludzie tak łatwo się o coś obrażają?
- Wierzę w to, że gdy intencje twórcy są jasne, publiczność się nie obrazi. My staraliśmy się w nasz projekt zaangażować przedstawicieli różnych ludzi - starszych aktorów czy różne narodowości - i każde z nich obśmiać po równo. Ale tak naprawdę nigdy nie wiadomo, czy publiczność poczuje, że śmiejemy się z nich z miłością.
Zauważyłaś jakieś różnice w pracy w Ameryce i we Włoszech?
- We Włoszech pracuje się krócej na planie filmowym, niż w USA. Amerykanie są pokręceni na punkcie pracy i nie przyjmują do wiadomości, że można coś rozłożyć w czasie. Wyzwanie przy tym filmie polegało na tym, żeby nie przekroczyć dni zdjęciowych, co było o tyle trudne, że korzystaliśmy z najróżniejszych rozwiązań, na przykład niektórym aktorom codziennie zakładano makijaż prostetyczny. Problematyczne było też to, że kręciliśmy w bardzo starej willi, gdzie nie mogliśmy nic zmieniać - nie wolno było nawet zawiesić świateł na ścianach.