Apetyt na przekraczanie granic
Do polskiego kina wtargnęła przebojem. Znikąd. Najpierw debiut w "Bejbi blues", potem kolejna główna rola - w filmie "Nieulotne" Jacka Borcucha. A teraz... Magdalena Berus wylatuje do Stanów! - Ciągnie mnie, żeby spróbować czegoś innego - mówi w rozmowie z INTERIA.PL.
Nie pamiętam, by jakakolwiek polska aktorka rozpoczęła karierę z takim przytupem, jak to ma miejsce w twoim przypadku. Debiutancka główna rola w "Bejbi blues", miesiąc później kolejny pierwszy plan w "Nieulotnych". Do tego wizyty na prestiżowych międzynarodowych festiwalach: Toronto, Sundance, Rotterdam, za chwilę Berlin... Jak się czujesz?
Magdalena Berus: - Pierwszy szok i największe emocje nastąpiły wtedy, kiedy dostałam rolę w "Bejbi blues". Potem oczywiście "Nieulotne"... Same wyjazdy na festiwale nie były jednak dla mnie wielkim zaskoczeniem, ponieważ na bieżąco dowiadywałam się o kolejnych zaproszeniach. Wiedziałam, że różne festiwale się tymi tytułami interesowały i byłam przygotowana na to, że pojawimy się w Toronto czy Sundance. A teraz... Teraz trzeba sobie z tym jakoś radzić.
Borcuch cię zobaczył w materiałach z "Bejbi blues"? Na plan "Nieulotnych" weszłaś przecież z marszu, tuż po pracy przy filmie Rosłaniec.
- Jacek skontaktował się z Kasią Rosłaniec, rozmawiał z nią na mój temat, potem zobaczył urywki filmu. To nie było więcej niż kilkadziesiąt sekund materiału - tyle Kaśka mu pokazała, ale zdecydował się od razu. Nie rozmawiał ze mną, nie było żadnego spotkania, zero prób... Zadzwonił do mnie i powiedział, że chce ze mną pracować przy następnym projekcie.
Tyle?
- Oznajmił mi po prostu, że za miesiąc wylatuję do Hiszpanii... Dopiero później się poznaliśmy.
Zgodziłaś się bez czytania scenariusza?
- Scenariusz dostałam około tygodnia po tej telefonicznej rozmowie. To było trzy tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć.
Rozumiem, że weszłaś w ten film "w ciemno"?
- Trochę tak, ale wiedziałam, że mogę mu zaufać. Gwarancją było dla mnie to, że Kasia zgodziła się, żeby Jacek mnie "przejął". Miałam pewność, że wchodzę w wartościowy projekt.
A jak już dostałaś scenariusz i zobaczyłaś, że znów ta ciąża, to...
- No tak... Ale to jest jednak inna bohaterka i inna ciąża. Mimo tej oczywistej analogii, jest to jednak zupełnie inna historia. Ale muszę przyznać, że faktycznie trochę mnie to zastanowiło... Czytałam sobie i myślałam: "Co to? Znowu ciąża?".
Podobno spędziliście w Hiszpanii 3 tygodnie, mimo że zdjęcia zaplanowane były na niewiele ponad tydzień. Co robiliście?
- Pamiętam, że przez pierwszy tydzień zwiedzaliśmy miejsca, w których mamy kręcić poszczególne sceny. A tak... Spędzaliśmy po prostu wspólnie czas. Takie wakacje. Morze, plaża, wzajemne poznawanie się.
Przeczytaj recenzję filmu "Nieulotne" na stronach INTERIA.PL!
"Młodzi aktorzy, z którymi pracuję, oddają wszystko filmowi, nie boją się niczego, chcą przekraczać granice" - to Jacek Borcuch o Kubie Gierszale i Magdalenie Berus. Komentarz?
- Wydaje mi się, że będąc aktorem, trzeba mieć w sobie gotowość do przekraczania granic. Przynajmniej ja mam w sobie taki apetyt, żeby te granice przekraczać i je w pewnym sensie wyznaczać na nowo. Czy to jest tylko domena młodych ludzi? Nie wiem. Myślę, że Jackowi chodziło raczej o brak kalkulacji, o to, że nie próbujemy racjonalizować pewnych zachowań, o rodzaj świeżości i całkowite oddanie temu, co robimy. W taki czysty sposób.
Sceny erotyczne?
- Tak. Nie ukrywam, że jest to rodzaj przełamania. Nie jest to łatwe, ale wydaje mi się, że w przypadku tego scenariusza warto było pójść z samą sobą na rodzaj kompromisu.
Nie robiłaś jednak tego pierwszy raz.
- Przez to, że relacja mojej bohaterki i postaci granej przez Kubę owiana była zmysłową namiętnością, czego w "Bejbi blues" nie było, sceny erotyczne w "Nieulotne" miały zupełnie inny charakter. U Jacka duży nacisk położony był na naturalność, spontaniczność i świeżość. Musiałam mieć większe zaufanie do swego partnera - do Kuby. Było to dla mnie bardzo ważne, pozwoliło mi zapomnieć - na tyle na ile się da - o skrępowaniu.
Gierszał musiał w tym filmie mówić po hiszpańsku, grać w siatkówkę, nurkować. Magda Berus miała jakieś specjalne zadania na planie filmu "Nieulotne"?
- Musiałam powiedzieć jedno zdanie po hiszpańsku, to jest pewna trudność. Takich "konkretów" jak Kuba jednak nie miałam. Odczuwam to jednak w ten sposób, że miałam wiele wyzwań na innych poziomach. W związku z faktem , że byłam mniej doświadczona, że nie pracowałam nigdy ani z Jackiem ani z tą ekipą, musiałam się zmagać z trudnościami w trochę bardziej subtelnych rejestrach. Żeby znaleźć sobie miejsce, nabrać pewności siebie. Żeby uwierzyć w siebie w ogóle.
Te 15 dubli jednej sceny, o których wspomina reżyser, było męczące?
- Nie wiem czy 15 dubli jednej sceny to jest aż tak dużo. Podobno są reżyserzy, którzy kręcą jeszcze więcej powtórek. Jacek jest trochę takim odkrywcą. On cały czas na planie poszukuje. Nie ma tak, że wszystko jest już wcześniej gotowe. Żadnych sztywnych schematów. My do końca nie wiedzieliśmy, co nas czeka w danej scenie, dokąd nas ona zaprowadzi.
W porównaniu z "Bejbi blues" w filmie Borcucha bohaterowie mówią o wiele mniej. Dialogi nie są tu najważniejsze.
- Nie dość, że w "Nieulotne" jest mniej kwestii, to jeszcze moja postać operuje subtelniejszymi emocjami. Nie wiem, czy to było trudniejsze, czy łatwiejsze. To był po prostu inny rodzaj doświadczenia.
Najtrudniejsza scena?
- Najbardziej wyczerpującym momentem była scena przed uniwersytetem, kiedy Michał podchodzi do Kariny i wywiązuje się dość długa rozmowa. Pamiętam, że bardzo długo to kręciliśmy, cała scena ma chyba z 5 minut, a zrobione to zostało w jednym ujęciu. Oczywiście, było wiele dubli, ponieważ akurat w tej scenie następuje takie spiętrzenie emocji. Dużo intensywności. Tak, to było trudne. No i oczywiście sceny, w których trzeba było się obnażyć.
Jak się patrzy z boku, to wygląda to na spore zamieszanie w twoim życiu. W styczniu premiera "Bejbi blues", w lutym - "Nieulotne"... Ale tak naprawdę z planu u Borcucha zeszłaś już ponad rok temu. Co słychać?
- Zdążyłam rozpocząć studia, zdążyłam zakończyć studia, teraz chyba wyjeżdżam za granicę. Myślę o podjęciu jakiegoś intensywnego kursu aktorskiego. Czekam, jak to się rozwinie. Nie mam konkretnych planów.
Kurs na Amerykę?
- Tak, wiem, jak to brzmi. Aktorki się tak chwalą, że wyjeżdżają do tych Stanów... Ale ja nie chcę tam podbijać świata... Jadę tam, bo chcę podszlifować język, no i ciągnie mnie, żeby spróbować czegoś innego. Już dosyć długo w Warszawie mieszkam, bo ponad pół roku, a ja od najmłodszych lat jestem przyzwyczajona do podróżowania... Chętnie bym już gdzieś dalej wyjechała.
No dobra, a żadnych propozycji aktorskich nie było?
- Nie było nic takiego, co by mnie zainteresowało.
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!