Agnieszka Grochowska: Najbardziej boję się rutyny
Szesnaście lat temu debiutowała w filmie "Warszawa", a dzisiaj robi międzynarodową karierę. Agnieszka Grochowska gra w wielkich produkcjach na całym świecie, u boku hollywoodzkich gwiazd, takich jak Matthew Modine i Elle Fanning.
Spotykamy się w kawiarni na Starej Ochocie. To dzielnica Warszawy, w której się pani wychowała. Podejrzewam, że zna tu pani wszystkie zakątki, uliczki, drzewa.
Agnieszka Grochowska: - Przyznam, że 10 czy 15 lat temu nie przypuszczałam, że znów będę tu mieszkała. I kiedy kupiliśmy mieszkanie, okazało się, że naprzeciwko naszego balkonu widać bramę do kamienicy, w której się wychowałam.
Stąd blisko też do Teatru Ochoty, gdzie jako nastolatka uczęszczała pani na zajęcia do słynnego Ogniska Państwa Machulskich.
- Kursowałam w tę i z powrotem z domu do teatru. Pamiętam kultową kawiarnię Azalię na ulicy Filtrowej, chyba została zamknięta w ubiegłym roku. Przychodziliśmy tam z Janem Machulskim na ciastka.
O czym rozmawialiście?
- Opowiadał, jakie zadania można dostać na egzaminie do Szkoły Teatralnej. Na przykład gotującą się wodę. (śmiech) Byłam zafascynowana Janem Machulskim, teatrem i tym niesamowitym światem artystów. Nie przypuszczałam jeszcze, że kiedyś stanę się jego częścią, choć czułam, że drzwi, przed którymi stoję, zaczynają się otwierać, a za nimi jest coś fascynującego.
Kiedy chodzi pani uliczkami tej dzielnicy, wracają wspomnienia?
- Dzisiaj spacerowałam z moim młodszym synkiem. Nagle zobaczył plac zabaw, który jest na tyłach Teatru Ochoty i bardzo chciał się tam pobawić. Zatrzymaliśmy się więc na chwilę. To jest dla mnie niesamowite, że wciąż mogę przychodzić do tego miejsca. Że jest ono tak blisko.
Czy ma pani w sobie jeszcze nastoletnią duszę?
- Mam nadzieję, że tak. Myślę, że chodzi o rodzaj energii, który sprawia, że wciąż jestem ciekawa świata.
Pytam o to trochę przewrotnie, bo ostatnio zagrała pani matkę dziewczyny, która zaczyna dorosłe życie. Wyprodukowali go twórcy oscarowego "La La Land"!
- "Moja gwiazda. Teen Spirit" to debiut reżyserski Maksa Minghella, aktora, który zagrał w "Idach marcowych" z Ryanem Goslingiem i George'em Clooneyem. Jego ojciec, Anthony Minghella, to twórca m.in. "Wzgórza nadziei" i "Angielskiego pacjenta".
Zrobiło się światowo. Jeszcze wspomnijmy, że pani córkę zagrała Elle Fanning, która...
- ... ma zaledwie 21 lat, a zagrała już chyba ze wszystkimi gwiazdami z Hollywood, w tym z Angeliną Jolie, Mattem Damonem i Scarlett Johansson. Można jej pozazdrościć, ale naprawdę jest świetną aktorką.
Gra pani Polkę, która zamieszkała w Londynie. Teraz jej córka bierze udział w talent-show.
- Już na etapie scenariusza Max wymyślił, że moja bohaterka jest osobą, która nie potrafi się dostosować do nowych warunków. Czuje się obca. Ma za sobą trudne doświadczenia i nie radzi sobie dobrze. Bardzo boi się porażki swojego dziecka, dlatego wolałaby, żeby córka nie startowała w tym programie.
To dla pani ciekawe wyzwanie zagrać kogoś tak wycofanego?
- Nie mam wiele takich ról na koncie. Dlatego bardzo zainteresowała mnie ta postać. Ona jest kompletnie zablokowana na szukanie w życiu szczęścia i spełnienia.
Na premierę tego filmu wybrała się pani do Los Angeles.
- Miałam tylko cztery dni, żeby tam pojechać i wrócić, ale chciałam spotkać się z ekipą. Podczas pracy na planie w Londynie bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Dlatego tę hollywoodzką premierę potraktowałam jako okazję do zobaczenia ludzi, których lubię. Oczywiście były spełnione warunki takiej imprezy - była ścianka, wszyscy pojawili się elegancko ubrani i dobrze się bawili. (śmiech)
Wcześniej, bo 2015 roku, zagrała pani w hollywoodzkim filmie "System. Child 44". Czy te plany były podobne?
- Raczej nie. "Moja gwiazda..." to produkcja niskobudżetowa, chociaż z profesjonalną ekipą. W "Systemie..." działała wielka hollywoodzka machina.
Co jest dla pani najciekawsze w pracy za granicą?
- Gdy ląduję na planie w Londynie, Zurychu czy Berlinie, nawet jeśli wiedzą, co zrobiłam i kim jestem, to jednak mnie nie znają. Nie umiejscawiają mnie więc w kontekście już zagranych ról oraz tego, co przeczytali na mój temat w gazetach. Nie mają więc różnych oczekiwań, czy nawet uprzedzeń w stosunku do mojej osoby. Startuję niejako od zera. To działa na zasadzie pierwszego wrażenia. Jestem tylko ja i rola, którą mam zagrać.
Nie stresuje to pani?
- Ależ to jest bardzo ciekawe! W Polsce czuję się już pewnie jako aktorka, mam swój dorobek. Tymczasem tam nie mam szansy, żeby przysnąć, znudzić się. Cały czas muszę szukać nowych narzędzi w mojej pracy. To sprawia, że ciągle podnoszę sobie poprzeczkę.
Czy te międzynarodowe plany różnią się między sobą?
- Oczywiście zasady panujące przy powstawaniu filmu wszędzie są takie same. Jednak co innego jest kręcić w lipcu i sierpniu w Rzymie z włoską ekipą serial "Sanktuarium zła", a co innego w lutym w Zurychu ze Szwajcarami film "Wanda, mein Wunder". Zdradzę, że zagrałam w nim razem z Czarkiem Pazurą, który wystąpił w roli mojego ojca.
Ale niespodzianka!
- Jakiś czas temu zastanawiałam się, co bym chciała zrobić pod względem zawodowym na moje zbliżające się 40. urodziny. Na kartce napisałam: "Zagrać z Czarkiem Pazurą". Szalenie go cenię, uważam, że jest wybitnym aktorem i bardzo chciałam się z nim spotkać na planie. I udało się. Jak tu nie wierzyć, że marzenia się spełniają! (śmiech)
W "Sanktuarium zła" miała pani okazję grać obok innego świetnego aktora - Matthew Modine. Jaki on jest prywatnie?
- To wyjątkowa osoba. Mądra, hojna, wspaniała. Praca z nim to było nie tylko zawodowe, ale też i życiowe doświadczenie. Codziennie jechałam na plan w Rzymie i w garderobie spotykałam się z Matthew. Uwielbiałam z nim rozmawiać, zwłaszcza że ma ogromne poczucie humoru.
Czy spotkania z takimi wspaniałym aktorami, jak Modine, wywołują u pani tremę?
- Zawsze jest lekka niepewność oraz adrenalina, ale też wiem, że zawodowo sobie poradzę. Chodzi o to, że bardzo lubię stawiać sobie nowe wyzwania. Chcę, żeby było trudno. Żeby była poprzeczka do przeskoczenia. Najbardziej w moim zawodzie boję się rutyny. To jest dla mnie zmora.
Pierwszą rolę filmową zagrała pani w "Warszawie". To był 2003 rok. Od tamtego czasu dużo się wydarzyło.
- Przyznam, że to wszystko jest dla mnie bardzo dziwne. Abstrakcyjne. 20 lat temu zdawałam do Szkoły Teatralnej, a mam wrażenie, że to było wczoraj. Nie wiem, co mam z tym zrobić! To samo czuję, gdy pomyślę o "Warszawie". Widzę, jak wiele się zmieniło od tamtego czasu, ale nie potrafię zrozumieć, kiedy to wszystko minęło!
Miesiąc temu rozpoczęła pani zdjęcia do nowego serialu kryminalnego "Motyw", który wiosną przyszłego roku pokaże stacja TVN. Czy ma pani w planach występy w innych produkcjach?
- Coś już mam przygotowane na kolejne castingi, ale trudno powiedzieć, co z tego wyjdzie. Zawsze to jest długi proces. Do końca wakacji kręcę "Motyw", a potem... mój starszy syn idzie do pierwszej klasy. Rozpoczyna się nowy etap! Zobaczymy.
Rozmawiała Marzena Juraczko
Agnieszka Grochowska urodziła się 31 grudnia 1979 roku w Warszawie. W 2002 roku ukończyła warszawską Szkołę Teatralną. Pierwszą ważną rolę zagrała w filmie "Warszawa". Szybko przyszły kolejne ciekawe propozycje. Oglądaliśmy ją w "Pręgach" Magdaleny Piekorz i w filmie "Wałęsa. Człowiek z nadziei" Andrzeja Wajdy, gdzie zagrała Danutę Wałęsową. W 2013 roku otrzymała Orła za rolę w "Bez wstydu", a dwa lata później nagrodę w Gdyni za "Obce niebo" w reżyserii męża Dariusza Gajewskiego. Ma dwóch synów.