"Zołza": Ilona Łepkowska ironicznie o sobie
To przez nią nie mogliście oglądać Ligi Mistrzów! To ona podobno zabiła Hankę Mostowiak kartonami i do dziś nie poniosła za to kary! To jej boją się wszyscy polscy aktorzy! To ona ogłupia od lat kolejne pokolenia Polaków! Czy "Zołza" naprawdę inspirowana jest życiem Ilony Łepkowskiej?
Oglądając "Zołzę" trudno nie zadawać sobie pytania - czy to jest naprawdę historia Ilony Łepkowskiej? Jest tak straszną zołzą, jak filmowa Anna Sobańska, czy nie? Czy ten film to naprawdę autobiografia? Które fragmenty filmu są wzięte wprost z jej życia?
Na te pytania odpowiada sama zainteresowana - scenarzystka i producentka filmu. "Gdy ktoś pomyśli, że odbiła mi palma, bo wyprodukowałam swoją autobiografię, niech zwróci uwagę na najważniejsze słowo - 'ironiczna'. 'Zołza' to nie jest laurka, wręcz przeciwnie!" - zapewnia Ilona Łepkowska
Łepkowska zaskoczy na pewno wszystkich ogromną dawką dystansu do siebie i swoistym rachunkiem sumienia. Wszystko to podane w humorystyczny, ale też wzruszający sposób.
"Bywam rzeczywiście bardzo ostra, złośliwa, nieprzyjemna. Mam do widzów tylko jedną prośbę: niech Boże broń nie przyjdzie im do głowy, że jestem w posiadaniu takiej willi jak Anna Sobańska!" - śmieje się Ilona Łepkowska. - "Film jest inspirowany moim życiem i zawodowymi doświadczeniami, ale to autoironia ma w nim największe znaczenie. Chciałam pokazać ludziom, że umiem się śmiać z 'królowej seriali' i patrzeć na siebie bardzo krytycznie" - dodaje.
Łepkowska w scenariuszu zawarła wiele historii, które przydarzyły się jej w prawdziwym życiu. "Pewnego razu policja zatrzymała mnie za przekroczenie prędkości" - zdradza scenarzystka. - "Było to we Włocławku, pamiętam jak dziś. Tłumaczyłam, że spieszę się z urlopu do domu, mam pilną pracę, na co policjant zapytał, co to za praca. Uznałam to za szansę wymigania się od mandatu i zaczęłam nawijać, że jego żona pewnie by mnie rozpoznała, bo jestem scenarzystką i producentką 'M jak miłość'. A on na to, do swojego kolegi: 'To właśnie ta pani, przez którą nigdy nie mogę oglądać Ligi Mistrzów'. Dostałam mandat, nie było szansy się wybronić. W filmie mamy scenę, która bazuje na tej, która mi się przydarzyła" - opowiada.
Zaznacza przy tym jednak, że w odróżnieniu od bohaterki filmu "Zołza", jej nie zdarza się tak źle traktować swoich współpracowników, ale... "Owszem, odsunęłam na pewien czas od pracy reżysera, który nie zauważył, że ogień w kominku w jednej ze scen 'Barw szczęścia' nie miał się prawa palić. Wyrzuciłam kostiumografkę, która ubrała bohaterkę, która straciła matkę w sweter - co prawda czarny - ale z wyhaftowanym napisem 'Make a wish'. I zabiłam kilka serialowych postaci, bo aktorzy źle je grali" - wspomina Łepkowska.
"Ale śmierci Hanki Mostowiak na siebie nie wezmę, bo to nie ja wpadłam na pomysł, że pęknie jej tętniak po zahamowaniu w stercie kartonów. Myślę, że Małgosia Kożuchowska wie, że gdybym to ja była wtedy nadal producentką i scenarzystką 'M jak miłość' zabiłabym ją na pewno... lepiej" - dodaje.
Ilona Łepkowska nie ma też problemu z tym, by odciąć się od postaci, które stworzyła. "Zawsze starałam się rozróżniać świat realny od fikcji i chyba tylko dlatego nie zwariowałam. Trzeba zachowywać równowagę pomiędzy tymi sferami - pracą i prawdziwym życiem. Wyraźnie to rozdzielam i zawsze uczyłam tego moich współpracowników. Kiedy piszemy, musimy pisać o tych postaciach tak, jak o prawdziwych ludziach. Ale kiedy tylko zamykamy klapę komputera, ten świat musi przestać istnieć" - mówi scenarzystka.
Czy trudno jej było spojrzeć na siebie w wersji aktorskiej? "Ależ wprost przeciwnie! To było naprawdę fantastyczne oszukać się na chwilę, że byłam kiedykolwiek tak szczupła, jak Małgosia i miałam tak zgrabne nogi! Kiedy czytam nagłówki: 'Małgorzata Kożuchowska zagrała Ilonę Łepkowską' to wiem, że widzowie rozumieją, że umiem patrzeć na siebie z wielkim dystansem - podkreśla Ilona Łepkowska.
Więc co w filmie "Zołza" jest prawdą, a co fikcją? "Prawdziwe jest to, co w tym filmie jest najważniejsze. To, że sukces ma też swoją ciemna stronę. To, jak wiele dobrego, ale i złego możemy wynieść z domu rodzinnego. I to, że żadnej pracy, nawet najciekawszej nie wolno oddać całego życia. Bo to nasze prawdziwe życie jest gdzie indziej - w naszym domu, wśród naszych bliskich. Ja to od dawna wiem, ale bohaterka 'Zołzy' musi dostać dobrze w kość, żeby to zrozumieć" - podsumowuje.
"Spojrzenie Ilony na siebie jest szczere, surowe, ale też niezwykle zabawne. W filmie wspominamy o przełomowym momencie w jej życiu. Dlatego sam mam duży problem z odnalezieniem jej w tej części projektu, w którym jest zołzą" - zapewnia producent filmu Klaudiusz Frydrych.
Ile jest zatem "Zołzy" w Ilonie Łepkowskiej? Odpowiedź w kinach już 16 września!