Reklama

Zofia Marcinkowska miała przed sobą wielką karierę. Zabiła się z poczucia winy

Bohdan Łazuka powiedział o niej, że była jedną z najpiękniejszych kobiet w polskim kinie. Po roli w filmie Kazimierza Kutza wróżono jej nie tylko karierę w Polsce, ale również za granicą. Niestety Zofia Marcinkowska nie zdążyła w pełni wykorzystać swojego talentu. Przekonana, że zabiła swojego kochanka, 23-letnia aktorka skazała się na powolną śmierć.

Śliczna aktorka zachwycała na ekranie. Występ w filmie "Nikt nie woła" Kazimierza Kutza zapewnił jej status wschodzącej gwiazdy polskiego kina. Może zyskałaby również międzynarodową sławę, gdyby na jej drodze nie stanęła toksyczna miłość. Zofia Marcinkowska miała niecałe 23 lata, gdy odebrała sobie życie.

Zofia Marcinkowska: "Jej uroda była zjawiskowa"

Urodziła się w październiku 1940 roku, ale niewiele wiadomo o dzieciństwie Marcinkowskiej. Józefowi Henowi, u którego zagrała ostatnią rolę, mówiła, że została porzucona przez biologicznych rodziców. "Wyznała mi, że jest Niemką, dzieckiem porzuconym, zostawionym w Krakowie przez uciekającą po wojnie niemiecką parę" - wspominał reżyser. Dziewczynką zajął się doktor Włodzimierz Marcinkowski. 

Reklama

Początkowo Marcinkowska studiowała w krakowskiej szkole teatralnej. Została z niej jednak wyrzucona po pierwszym roku za udział w filmie "Lunatycy". Dyplom obroniła w stolicy. Tam poznała o rok starszą Igę Cembrzyńską. Młodziutkie aktorki niemal od razu się zaprzyjaźniły. W warszawskiej szkole poznała również Bohdana Łazukę, który od razu się nią zauroczył. 

"W szkole teatralnej, choć wokół roiło się od pięknych dziewczyn, miałem jedną wielką miłość. To była krakowianka Zofia Marcinkowska, jedna z najpiękniejszych kobiet w polskim kinie. Jej uroda była zjawiskowa: oczy jak chabry, nosek delikatny, kilka piegów, wielka kultura osobista, a do tego wszystkiego kształtny i obfity biust" - wspominał artysta w "Fakcie". 

Zofia Marcinkowska: Wróżono jej międzynarodową karierę

Dzięki roli w "Lunatykach" została dostrzeżona przez Kazimierza Kutza, który zaangażował ją do swojego filmu. "Była naturalnie piękna, ale na potrzeby filmu dodatkowo wymyśliliśmy ją, wyciągnęliśmy z niej wszystko, co było potrzebne. Wykreowaliśmy ją" - zachwycał się młodziutką aktorką twórca "Nikt nie woła".

Kutz wspominał, że Marcinkowska wręcz zatracała się w roli. "Widziałem, że z nią jest coś nie tak: jakby przeżywała na planie prawdziwą miłość. Ale byłem zadowolony. Promieniowała jakąś niezwykłą energią; to mi było potrzebne. Podczas przerw w kręceniu zapadała w letarg. ‘Nic do mnie nie mów’, mówiła, kładła palec na wargach i patrzyła gdzieś w niebo" - mówił po latach reżyser.

Rola ślicznej Lucyny w filmie Kazimierza Kutza mogła być przełomem w jej karierze. Choć sama produkcja spotkała się z raczej chłodnym przyjęciem ze strony recenzentów, piękna Marcinkowska zdołała zaskarbić sobie sympatię widzów. "Ostry eksperyment, tego się zupełnie nie spodziewano. Publiczność nie była zachwycona, a Kutz rozczarowany, że się nie poznano na filmie" - pisał Jerzy Markuszewski zaraz po premierze. 

Zofia Marcinkowska: Nie mogła bez niego żyć

Marcinkowska porzuciła jednak Warszawę i wróciła do Krakowa, gdzie dostała angaż w jednym z teatrów. Tam poznała o osiem lat starszego Zbigniewa Wójcika. Młodziutka aktorka była nim wręcz zafascynowana. Związek aktorskiej pary był bardzo burzliwy, głównie z powodu alkoholizmu aktora. Cierpliwie znosiła jego zachowanie, licząc na to, że w końcu się opamięta. Ten jednak nie zamierzał się zmieniać.

W końcu doszło do tragedii. 8 lipca 1963 roku Wójcik wrócił do domu kompletnie pijany i już od progu miał rzucić się na Zofię. Aktorka zaczęła się bronić i odepchnęła pijanego partnera tak niefortunnie, że ten uderzył głową o kuchenny zlew i stracił przytomność. Przerażona Marcinkowska była przekonana, że zabiła ukochanego. Rozpacz i strach wzięły górę. 23-latka pośpiesznie napisała na kartce ostatnią wiadomość: "nie potrafię bez niego żyć". Po chwili odkręciła gaz i położyła się obok Wójcika.

Parę znaleziono po kilku godzinach. Nie udało się ich uratować. Sekcja zwłok wykazała, że Zbigniew nie zginął od uderzenia w głowę. Przyczyną jego śmierci było zatrucie gazem. Ta tragedia wstrząsnęła artystycznym światem. Ze śmiercią przyjaciółki długo nie mogła się pogodzić Iga Cembrzyńska.

"Któregoś dnia dowiedziałam się, że moja najlepsza przyjaciółka - Zofia Marcinkowska popełniła samobójstwo razem ze swoim narzeczonym, wybitnym aktorem - Zbigniewem Wójcikiem. Strasznie przeżyłam jej śmierć i nie mogłam dojść do siebie przez rok. Cierpiałam, bo była mi bardzo bliska" - wyznała. Postać tragicznie zmarłej przyjaciółki Cembrzyńska przypomniała w swojej książce "Mój intymny świat".

Kazimierz Kutz, choć nie miał nic wspólnego z tragedią, przyznał, że czuł się po części za nią odpowiedzialny. "Wszedłem w osobowość Zosi zbyt daleko, poza dopuszczalną granicę, i zrozumiałem - też zbyt późno - że mogłem ją nawet okaleczyć. Przeraziłem się władzy reżysera, jego możliwości manipulowania drugim człowiekiem. Do dziś dręczy mnie sumienie, czy nie przyczyniłem się do tej tragedii" - wyjawił w wywiadzie.

Gdzie zwrócić się po pomoc?

Jeżeli znajdujesz się w trudnej sytuacji, nie czekaj i skontaktuj się ze specjalistą. Jeśli jesteś osobą niepełnoletnią, to zadzwoń na telefon zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111. Telefon do Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym: 800 70 2222. Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka: 800 12 12 12

Pamiętaj! W sytuacji zagrożenia życia zawsze dzwoń na numer alarmowy 112!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Zofia Marcinkowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy