Zoe Saldana wraca do gwiazd
Kiedy James Cameron, reżyser "Avatara", obsadził ją w roli smukłej wojowniczki Neytiri, wielu ludzi zareagowało pytaniem: "Kto to jest?". A Zoe Saldana miała już na koncie role w kilku głośnych filmach - m.in. w "Piratach z Karaibów: Klątwie Czarnej Perły" (2003) i "Terminalu" Stevena Spielberga (2004). Teraz powraca w roli Nyoty Uhury w drugiej odsłonie "Star Treka".
"W ciemność. Star Trek" triumfalnie wkroczył na ekrany kin całego świata. Ponad cztery lata temu dogorywająca i, zdawałoby się, archaiczna seria, została przywrócona do życia i zajęła należne sobie miejsce w pop-kulturowym krajobrazie. Stało się to za sprawą twórców "Star Treka" (2009) - reżysera J. J. Abramsa i scenarzystów Alexa Kurtzmana i Roberto Orciego. Ale cztery lata w Hollywood to cała epoka...
- Fakt, że trzeba było aż tak długo czekać na realizację kontynuacji projektu, który dał swoim autorom tyle radości, stał się w końcu dla nas wszystkich nieco frustrującą okolicznością - przyznaje Zoe Saldana, odtwórczyni roli porucznik Nyoty Uhury.
- Bardzo się ucieszyłam, kiedy wreszcie okazało się, że będziemy mogli nakręcić ten sequel. W tej branży zdarza się przecież, że trzeba porzucić plany dopisania ciągu dalszego do jakiejś historii - nawet takiej, w której pokładało się wielkie nadzieje - chociażby z powodu słabych wyników finansowych. Świadomość, że było mi dane zagrać w produkcji, która nie tylko została dobrze przyjęta przez widzów, ale też doczekała się kontynuacji, była dla mnie czymś absolutnie fantastycznym - dodaje.
Niewiele filmów zrealizowanych w ostatnich latach otaczała taka aura tajemnicy. J. J. Abrams, który ponownie stanął za kamerą, trzymał ciekawskich na dystans, skutecznie wzbraniając im wstępu na plan kosmicznej epopei. Nawet kiedy w różnych miejscach na świecie zaczęły odbywać się premierowe pokazy "W ciemność. Star Trek", aktorzy - poinstruowani przez reżysera - musieli milczeć jak zaklęci na temat szczegółów fabuły, a jeśli już mówili o nich, to w sposób bardzo enigmatyczny.
Mimo to znamy ogólny zarys historii: bezwzględny terrorysta John Harrison (Benedict Cumberbatch) wypowiada wojnę Ziemi. Wydaje się, że powoduje nim także osobista uraza do kapitana Kirka (Chris Pine), załogi Enterprise i całej Zjednoczonej Federacji Planet. Kirk i jego podkomendni ruszają do akcji, zdecydowani powstrzymać Harrisona za wszelką cenę - ale on wydaje się zawsze wyprzedzać ich o krok...
W filmie Zoe Saldana ponownie wciela się w porucznik Uhurę, głównego łącznościowca na statku Enterprise. 34-letnia aktorka zyskała sławę dzięki roli w "Avatarze" (2009), którego sequel już niebawem zagości na ekranach kin.
- J.J. Słynie z tego, że potrafi zaskakiwać publiczność w bardzo widowiskowy sposób - śmieje się Saldana. - Już podczas pierwszej połowy filmu widz czuje podskórnie, że w drugiej czekają go jeszcze większe fajerwerki, ale musi być cierpliwy. "Nie próbuj zgadywać. Nie spiesz się" - zdaje się mówić reżyser. Mimo to przez cały czas trwania seansu ledwo można usiedzieć w fotelu...
- Ta prawidłowość nie dotyczy tylko obcowania z produktem końcowym, jakim jest film, ale też z konstrukcją samego scenariusza. Aktor czuje dokładnie to samo, czytając po raz pierwszy historię, jaka wyszła spod pióra ekipy J.J. Abramsa. Kręcisz się i wiercisz, a serce wali ci mocno i szybko. Uwielbiam to uczucie - i mówię to jako aktorka. Dzięki temu przeżywam każdy film w sposób bardziej kompletny - przyznaje gwiazda.
- Tym razem jestem znacznie mocniej zaangażowana w tę historię, a moja bohaterka jest o wiele bardziej aktywna. Tak naprawdę nie zdradzam tutaj niczego, co nie zostało już ujawnione pod koniec zeszłego roku - dodaje Saldana, mając na myśli specjalne pokazy pierwszych dziewięciu minut "W ciemność. Star Trek" (w Stanach Zjednoczonych wyświetlano je przed seansami "Hobbita" - przyp. red.).
- Widzowie mogli zobaczyć nas podczas wykonywania pewnej misji. Rozdzieliliśmy się, a potem każdy wrócił na statek. Wśród postaci biorących udział w tej sekwencji była również Uhura. Dla mnie było to wspaniałe przeżycie, które dodatkowo dało mi możliwość popracowania nad sprawnością fizyczną mojej bohaterki. Nie mogę zdradzić, co dzieje się po tej akcji. Mogę powiedzieć tylko tyle, że Uhura nie będzie narzekać na bezczynność - przekonuje Saldana.
Nyota Uhura to postać pojawiająca się w jednym z najbardziej kontrowersyjnych wątków pierwszej części, który podzielił widzów i fanów serii. Nowy "Star Trek" eksploruje bowiem zupełnie inny okres w życiu jego bohaterów: w filmach Abramsa spotykamy ich na wiele lat przed wydarzeniami ukazanymi w produkcji "Star Trek" z lat 1966-1969, czyli pierwszym serialu telewizyjnym poświęconym przygodom załogi Enterprise.
Innymi słowy, postaci grane przez Saldanę, Chrisa Pine'a, Zachary'ego Quinto i innych, to bohaterowie, w które kilkadziesiąt lat temu wcielili się Nichelle Nichols, William Shatner, Leonard Nimoy - tyle, że młodsze. Chociaż... pod pewnymi względami ich rozwój przebiega w sposób wykluczający kompatybilność z oryginalnymi bohaterami.
Wśród tych rozbieżności na plan pierwszy wysuwa się wspomniany kontrowersyjny wątek romansu między Uhurą i Spockiem, który zyskał wśród fanów równie wielu zwolenników, co przeciwników. O ile w filmie z 2009 r. uczucie to dopiero kiełkowało, to teraz jest już w pełnym rozkwicie.
- Nie zdawałam sobie tak naprawdę sprawy z tego, że wielu ludziom to się nie podoba - mówi Saldana. - Cieszyłam się natomiast z tego, że wielu fanów zareagowało entuzjastycznie na ten pomysł. Nie spodziewałam się, że wzbudzi to aż takie emocje.
- Osobiście cieszę się, że ten wątek się pojawia. Moim zdaniem ma to sens, i to duży. Oczywiście, wiemy wszyscy, co w przyszłości czeka tę parę. Widzowie, którzy znają seriale telewizyjne "Star Trek", są świadomi tego, jak potoczy się ich historia. Proszę jednak zauważyć, że wcześniej nie wiedzieliśmy, jak to wszystko się zaczęło, i co tak naprawdę zaszło między Uhurą i Spockiem.
Dotyczy to zresztą wszystkich bohaterów, których przeszłość była ukazana jedynie na zasadzie tła.
- J.J. i scenarzyści mieli więc pod tym względem duże pole manewru - i zdecydowali się popuścić wodze fantazji - podsumowuje aktorka.
Co do wspomnianej dyskrecji reżysera i ekipy, Saldana przyznaje, że dziwnie promuje się film, o którym nie można powiedzieć zbyt wiele. Zapewnia jednak, że wszyscy ci, którzy wybiorą się do kina, zrozumieją postawę aktorów oraz twórców filmu - i docenią ją.
- A poza tym to niezła zabawa - śmieje się - bo dzięki temu nie muszę zastanawiać się nad tym, co powiem dziennikarzom. Mogę tylko powtarzać: "Przepraszam, ale nie mogę rozmawiać na ten temat". Tak jest idealnie!
- Zdecydowaliśmy się na to z myślą o fanach, ale też przedstawicielach mediów. Tak jest po prostu lepiej. Nie chcę - nikt z nas nie chce - zepsuć im tę niespodziankę, jaka czeka ich w kinie. Wszyscy przecież kochamy kino. Dlatego właśnie oglądamy filmowe historie. Chcemy wybrać się w fascynującą podróż - i doznać zaskoczenia - przekonuje artystka.
© 2013 Ian Spelling
Tłum. Katarzyna Kasińska
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!