Reklama

Zdzisław Maklakiewicz: Co go zgubiło?

Żył dokładnie tak, jak grał - na całego. Lubił alkohol i rozrywkowe towarzystwo, najprawdopodobniej to go zgubiło.

Warszawiak z krwi i kości, pochodził z tzw. dobrej rodziny z tradycjami. Jego wujowie byli sławnymi kompozytorami, on wbrew swym najbliższym wybrał aktorstwo.

Zadebiutował niewielką rolą w warszawskim Teatrze Syrena, choć za grą na scenie chyba nie przepadał. Nużyło go powtarzanie co wieczór tych samych kwestii, męczył reżim teatralny.

Wolał film, bo praca na planie miała dla niego jedną wielką zaletę, nie musiał powtarzać się w nieskończoność. W latach 60. i 70. prawie nie schodził z ekranu. Przez 18 lat pracy wystąpił w ponad 100 produkcjach.

Reklama

Maklakiewicz grał wszystkie role, wcielał się w postaci negatywne, pozytywne, humorystyczne, czasami całkiem ponure i smutne, ale zawsze bardzo wyraziste. Nigdy nie trzymał się sztywno scenariusza, zawsze dodawał swoje trzy grosze. Jego improwizacja często ratowała cały film.

Tworzył niezapomniany duet z Janem Himilsbachem. Te dwa nazwiska firmowały doskonałe komedie: "Rejs", "Wniebowzięci" czy "Jak to się robi".

Prywatnie panowie również bardzo się lubili. Wiele osób im bliskich uważa, że najlepsze role odegrali właśnie poza kadrem, w czasie spotkań z przyjaciółmi, zakrapianych mocno alkoholem.

Podczas jednej z takich imprez Zdzisław Maklakiewicz został pobity. Najprawdopodobniej odniesione obrażenia sprawiły, że kilka dni później zmarł.

Kurier TV
Dowiedz się więcej na temat: Zdzisław Maklakiewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy