Reklama

Zagrali osoby niepełnosprawne. "Świat po seansie będzie wyglądał inaczej"

Od piątku na ekranach kin można oglądać nowy film Kingi Dębskiej "Święto ognia". Za kreację przykutej do wózka dziewczyny cierpiącej na dziecięce porażenie mózgowe Paulina Pytlak otrzymała na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni nagrodę za debiut aktorski. Dokładnie 10 lat temu bohatera z podobną przypadłością zagrał w filmie "Chce się żyć" Dawid Ogrodnik. Jak wyglądają ekranowe portrety osób niepełnosprawnych w polskim kinie?

Paulina Pytlak: Jak zagrać osobę z porażeniem mózgowym?

Główna bohaterka "Święta ognia" Anastazja  ma 20 lat, jest uzależniona od komiksów, gorącej czekolady i zakochana w chłopaku z sąsiedztwa. Gdyby tylko mogła, porwałaby go na randkę albo na koniec świata. Niestety to tylko marzenia, bo od dziecka jest przykuta do wózka, a z otoczeniem porozumiewa się za pomocą specjalnego programu. Mimo wszystkich ograniczeń Nastka nie traci pogody ducha, a optymizmem zaraża wszystkich. Najlepszą relację ma z nią starsza siostra Łucja (Joanna Drabik) - wschodząca gwiazda Baletu Narodowego, która właśnie stanęła u progu wielkiej kariery.

Reklama

Paulina Pytlak przyznała, że przygotowując się do roli w "Święcie ognia", przebywała z dziećmi z porażeniem mózgowym. "Kontakt z tymi dziećmi był bardzo ważny, bo dzięki temu zaczęłam uczyć się, jak z nimi się komunikować, jak rozmawiać" - powiedziała aktorka.

Przez wiele miesięcy Paulina jako wolontariuszka spotykała się z dziećmi z porażeniem mózgowym, aby je poznać i uczyć się od nich. "Warto brać takie dary od losu, a takim była dla mnie propozycja roli Anastazji w tym filmie" - dodała aktorka.

"Dużo wzruszeń i emocji towarzyszyło okresowi zdjęciowemu, wszyscy mieliśmy poczucie, że obcujemy z czymś ważnym i niemal mistycznym. Jedno jest pewne - świat po seansie będzie wyglądał inaczej. Cała ekipa miała poczucie, że ten film nas wszystkich jakoś zmienił. Na lepsze" - zapewnia reżyserka Kinga Dębska.

Dawid Ogrodnik i Kamil Tkacz: Portret podwójny z porażeniem mózgowym

Historię bohatera z porażeniem mózgowym opowiadał także film Macieja Pieprzycy "Chce się żyć".

Kiedy Mateusz przyszedł na świat, lekarze wydali na niego wyrok, uznając go za "roślinę". Jednak rodzice chłopca (Arkadiusz Jakubik i Dorota Kolak) nigdy nie pogodzili się z tą diagnozą, wierząc, że mimo problemów z komunikacją, ich syn jest w pełni sprawny intelektualnie. Mateusz dorasta otoczony troską i miłością, zyskując wiernego przyjaciela - mieszkającą w sąsiedztwie Ankę (Anna Karczmarczyk). Jednak los sprawia, że musi rozłączyć się z rodziną i trafia do specjalistycznego ośrodka. Z dala od bliskich podejmuje trudną walkę o godność i prawo do normalnego życia. Sytuacja Mateusza zmieni się, kiedy do placówki trafi młoda wolontariuszka (Katarzyna Zawadzka), a on sam przyciągnie uwagę lekarki (Anna Nehrebecka), która pracuje nad eksperymentalnymi metodami leczenia - brzmiał opis produkcji.

"Mimo poważnej tematyki 'Chce się żyć' jest filmem o wydźwięku zdecydowanie optymistycznym. To historia, która porusza, ale także wywołuje uśmiech i skłania do refleksji związanych z życiem, śmiercią, miłością czy normalnością. To opowieść, który daje nadzieję, zawartą w pozytywnym przesłaniu. Dzięki sile ducha, można przezwyciężać przeciwności losu, wyjść poza własne ograniczenia, cieszyć się życiem, takim jakie ono jest. Znaleźć szczęście. Tylko nie można się poddawać. Nigdy" - zapewniał Maciej Pieprzyca.

Główną rolę zagrał Dawid Ogrodnik. "Stopień zespolenia aktora z upośledzonym umysłowo bohaterem jest doprawdy imponujący - Ogrodnik przyznał, że w pracy nad rolą niebagatelną rolę odegrała pomoc znanego pantomimisty Bartosza Ostapczuka. Cielesna transformacja Ogrodnika jest bowiem w wysokim stopniu organiczna: z poskręcanymi kończynami, ptasio nastroszoną głową, ściągniętą mimiką - jego kreacja wykracza poza zwyczajne zadanie aktorskie, stając się fizyczno-psychologicznym wyzwaniem" - pisał recenzent Interii.

W młodszej wersji oglądaliśmy na ekranie Kamila Tkacza.

"Uczestniczyłem w projekcie od początku, więc mogłem przygotowywać Kamila do roli. Szybko stał się bardzo pewny tego, co robi. Intuicja pchała go do rozwiązań, które sam bym mu zaproponował, a czasami wręcz wyprzedzała to, co przychodziło mi do głowy. I to był moment, w którym mówiłem - stop - ja nie mam tu już nic do dodania. On to świetnie robi" - chwalił młodszego kolegę Ogrodnik.

Dawid Ogrodnik: W ciemnych okularach

Dawid Ogrodnik to specjalista od ról osób z niepełnosprawnością. W filmie "Ikar. Legenda Mietka Kosza" wcielił się się w tytułowego niewidomego pianistę.

Gdy rozpoczął pracę nad filmem, w pierwszym rzędzie odwiedził ośrodek dla niewidomych w Laskach, gdzie spotkał się z dyrektorem tej placówki i jej podopiecznymi. Następnie kupił podręcznik dla wychowawców osób niewidomych, na temat tego, jak przygotować ich do samodzielnego funkcjonowania w społeczeństwie.

Bardzo ważne było też dla aktora spotkanie z niewidomym chłopakiem, który zajmuje się montażem dźwięku. Zaprosił on aktora do swojego studia nagrań. Ogrodnik, spędzając z nim trochę czasu, uświadomił sobie, że wszystko dzieje się tak, jak gdyby był w towarzystwie osoby widzącej. Poczuł ulgę, że jego obawy związane z tym, że ma zagrać niewidomego, są wyolbrzymione.

Musiał jeszcze stanąć przed dylematem dotyczącym gry oczami. Mógł, tak jak większość aktorów grających niewidomych, patrzeć w jeden punkt, gdzieś daleko, ale wiedział, że byłoby to filmowe przeinaczenie. "Oglądając dokumenty o osobach niewidomych, rozmawiając z nimi, nigdy nie zauważyłem, żeby gałki oczne ludzi niewidomych tak zastygały, raczej poruszają się w niekontrolowany sposób. Tak też zdecydowałem się pokazać oczy mojego bohatera" - mówił Ogrodnik.

Przez dużą część filmu aktor grał w ciemnych okularach. Gdy ściągał je przed kamerą, musiał cały czas kontrolować pracę oczu. Aktor miał wrażenie, że gdy występował bez okularów, jego bohater był bardziej bezbronny.

Praca włożona przez Ogrodnika w ożywienie Mieczysława Kosza przyniosła mu na festiwalu w Gdyni nagrodę w kategorii "główna rola męska".

Andrzej Chyra traci wzrok

O mężczyźnie, któremu grozi ślepota, opowiadał także film "Carte Blanche" - inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, poruszająca historia nauczyciela z liceum, który - aby zachować ukochaną pracę i przygotować uczniów do matury - ukrywa przed światem, że stopniowo traci wzrok. W roli głównej oglądaliśmy Andrzeja Chyrę.

"Staram się wybierać scenariusze, które proponują role niejednoznaczne, złożone, problematyczne. Mniej istotne jest to, czy mamy do czynienia z postacią negatywną, czy pozytywną. Ważne jest to, czy dana postać niesie w sobie rodzaj pewnego napięcia, czy ma jakiś ciekawy problem, który zainteresuje mnie, a potem również widza. Bo każdy film staram się sobie wyobrazić właśnie jego oczami i to jest dla mnie decydujące przy wyborze roli" - opowiadał Andrzej Chyra.

I dodawał, że najbardziej ucieszył go fakt, że w końcu zagrał "porządnego człowieka".

"'Carte blanche' to rzadki przypadek filmu, choć ostatnio jest coraz więcej takich scenariuszy, gdzie mamy do czynienia po prostu z ciekawą postacią, niekonwencjonalną, postawioną w trudnej sytuacji, która musi lawirować, walczyć. Tutaj mamy bohatera, który - wydawać by się mogło - ponosi klęskę, a przecież w efekcie wygrywa. Ta przewrotka jest w scenariuszu najcenniejsza" - tłumaczył aktor.

Krystyna Janda: Z zamkniętymi oczami

W postać niewidomej kobiety wcieliła się też Krystyna Janda w filmie Andrzeja Barańskiego "Parę osób, mały czas", opowiadającym o związku Mirona Białoszewskiego i niewidomej poetki Jagwigi Stańczkówny.

"Zagranie Stańczakowej to było wyzwanie. To kolejna rola quasi biograficzna w moim życiu zawodowym. Po Modrzejewskiej w filmie oraz po Callas i Marlenie w teatrze okazało się, że specjalizuję się w tak zwanym portretowaniu ludzi o bardzo wyrazistym sposobie myślenia, bycia i zachowania. Znajduję w tym prawdziwą przyjemność" - mówiła aktorka.

Barański zdradził, w jaki sposób Krystynie Jandzie udało się wiarygodnie wcielić się w postać niewidomej kobiety. "W 'Paru osobach, małym czasie', chcąc zbliżyć się do swojej postaci, pani Krystyna grała z zamkniętymi oczami i - co ważne - polegała przede wszystkim na swoim instynkcie" - mówił reżyser filmu.

Dodawał jednak, że Janda nie tyle grała Stańczakową, co właściwie "przesiąkła" swoją ekranową postacią.

"Życie dwojga głównych bohaterów zostało tak szczegółowo opisane, że mogłaby powstać wizja niemal kubistyczna, przedstawiająca ich związek z czterech punktów widzenia, bo tyle jest spisanych relacji. Jednak film stałby się wtedy dla większości widzów niezrozumiały. Miarą dla granej postaci musiała być sama Krystyna Janda. Jakiś wpływ na ostateczny kształt filmu miało siedmioletnie oczekiwanie na realizację - można było zupełnie podświadomie 'przesiąknąć' rolą Jadwigi" - precyzował Barański.

Opłaciło się. Na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni Janda otrzymała nagrodę dla najlepszej aktorki.

Agnieszka Grochowska na wózku inwalidzkim

W postać kobiety poruszającej się na wózku inwalidzkim w filmie "Skołowani" wcieliła się Agnieszka Grochowska.

"Ta historia ma coś, co lubię w filmach, jest zabawna, ale momentami wzruszająca, opowiada o ważnych sprawach i dość głęboko wchodzi w bohaterów, nie tracąc komicznego spojrzenia na życie" - mówiła aktorka "Znalezienie się w skórze kogoś, kto myśli inaczej, kto łamie stereotyp, przyjęte myślenie i daje z siebie naprawdę dużo, to było bardzo fajne" - dodawała Grochowska.

Patronat społeczny nad filmem objęła Fundacja Avalon, która działa na rzecz osób z niepełnosprawnością i chorych, będąc organizacją pozarządową non-profit i posiadając status Organizacji Pożytku Publicznego. 

"Film 'Skołowani' jest fabularną opowieścią, która przez pryzmat niepełnosprawności i poprzez charakterystyczne dla konwencji środki ma ambicję przekazać uniwersalne prawdy o ludzkich emocjach, uczuciach i charakterach" - mówi Helena Szczuka zFundacji Avalon. "Wypadek i niepełnosprawność są bardzo indywidualnym doświadczeniem, a ludzie, którzy doświadczają niepełnosprawności, są grupą zróżnicowaną pod niemal każdym względem. Trzeba przyznać, że ekipa filmowa zadbała o szczegóły i postać Julii jest bardzo wiarygodna" - dodała. 

Aktorzy z zespołem Downa. Więcej wrażliwości

Najprawdziwszy portret osób z niepełnosprawnością znaleźliśmy jednak w filmie Iwony Siekierzyńskiej "Amatorzy", opowiadającym o teatrze Biuro Rzeczy Osobistych, tworzonym przez niepełnosprawnych intelektualnie aktorów, który pewnego dnia wygrywa na festiwalu nagrodę. Jest nią realizacja spektaklu. 

"Film dotyka tematyki osób z niesprawnością intelektualną, a główne w nim role grają aktorzy z niepełnosprawnością intelektualną" - mówiła reżyserka Iwona Siekierzyńska.

W filmie, obok profesjonalnych aktorów - Romy Gąsiorowskiej, Wojciecha Solarza i Mariusza Bonszewskiego - wystąpili prawdziwi aktorzy z zespołem Downa.

"To jest ich pasja i sposób wyrażania siebie. Są w tym i tak prawdziwi, i tak szczerzy, i tak profesjonalni, zaangażowani i oddani, że niejeden aktor, który wcześniej nie miał styczności z osobami z zespołem Downa, był nie tylko wzruszony, ale i pełen podziwu. Uważam, że to jest przepiękne dzieło, które pokaże całemu światu, że osoby z niepełnosprawnością, z 21 chromosomami mają nie tylko o jeden chromosom więcej, ale mają też w sobie dużo więcej wrażliwości, o której my w tzw. normie na co dzień zapominamy" - mówiła Roma Gąsiorowska.

Reżyserka filmu została uhonorowana na "Amatorów" Nagrodą im. Krzysztofa Krauze.

"Za czułość wobec swoich bohaterów, za pokazanie nam ich świata. Nagroda im. Krzysztofa Krauze przyznawana przez Gildię Reżyserów, to nagroda dla twórcy, który ma w sobie zdolność płynięcia pod prąd, wewnętrzną wolność i odwagę cywilną. To wszystko odnajdujemy w najnowszym filmie Iwony Siekierzyńskiej" - napisano w laudacji.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy