Zachwyciły i zebrały milionową publiczność. Na liście epickie widowisko
Jakie filmy zachwyciły naszą redakcję w pierwszej połowie 2024 roku? W zestawieniu znalazło się miejsce na epickie widowisko, najlepszą animację ostatnich lat, film sportowo-obyczajowy czy najbardziej dochodową koreańską produkcję.
Justyna Miś: Luca Guadagnino ponownie zyskał moje serce i to w jakim stylu! Po ciekawym remake'u "Suspirii", poruszającej historii z "Tamtych dni, tamtych nocy" i nieprzekonującym "Do ostatniej kości", włoski reżyser przypomniał o sobie widowiskowym "Challengers".
To historia trójkąta miłosnego osadzona w bezwzględnym świecie tenisa. W rolach głównych Zendaya, Mike Faist i Josh O'Connor. Napięcie wylewa się z ekranu, a jego sprawcami są nie tylko dobrze dobrani aktorzy, ale przede wszystkim dynamiczny montaż ujęć z kortów tenisowych i nie tylko. Dodatkowe emocje wzbudza muzyka elektroniczna autorstwa duetu Trent Reznor i Atticus Ross. Mimo że od premiery minęło już kilka tygodni, soundtracku słucham do dziś!
Guadagnino najnowszym filmem przypomina mi, dlaczego pokochałam "Tamte dni, tamte noce". Błyskotliwe dialogi, przeciągnięte spojrzenia i zagubieni w emocjach bohaterowie. "Challengers" przedstawia także różne odcienie manipulacji i obezwładniającej chęci poczucia kontroli. To film, który z pewnością obejrzę jeszcze nie jeden raz.
Marta Podczarska: Ponieważ to film o procesach, jakie zachodzą w głowie, zacznę od... neuronauki! Z badań naukowców (amerykańskich, a jakże!) wynika, że mózg osoby, która została rodzicem zmienia się pod względem funkcjonalnym i strukturalnym.
Co ja mogę powiedzieć o tym zjawisku z punktu widzenia młodej mamy? Na pewno inaczej odbieram filmy adresowane do dzieci, a mówiące o ich dorastaniu i relacjach z rówieśnikami i najbliższymi. Są mi po prostu bliższe i mogę się w nie bardziej wczuć. Może dlatego jako jedna z nielicznych osób na sali pełnej dzieciaków i nastolatków po seansie "W głowie się nie mieści 2" wychodziłam ocierając łzy.
Druga część ani trochę nie ustępuje pierwszej, co więcej, momentami jest zabawniejsza (ociera się o absurd) i bardziej wzruszająca. A patrzenie na świeżo upieczoną nastoletnią Railey z perspektywy kogoś, kto zna ją od dzieciństwa (z pierwszej części) jest bardzo krzepiące. Żebyście nie zrozumieli mnie źle, to nie jest tylko film dla rodziców, bawić będą się na nim dobrze widzowie od lat 5 do 105, każdy z nich znajdzie w animacji coś dla siebie. Mamy tu wiele nawiązań kulturowych, humor na poziomie i przede wszystkim piękną animację, do której Pixar trochę nas już przyzwyczaił.
Idźcie do kin, póki możecie, a dla pozostałych mam dobrą informację, na platformie Disney+ film ma pojawić się już w połowie września!
Patrycja Otfinowska: W lutym zadebiutowała animacja, która przeszła bez większego echa, mimo że zasługuje na wiele słów uznania! Film "Orion i Ciemność" pojawił się na Netfliksie 2 lutego i opowiada niezwykłą historię tylko z pozoru zwykłego chłopca.
Tytułowy bohater — Orion jest skromny i nieśmiały, ale w głębi duszy naprawdę mocno przeżywa swoje wewnętrzne lęki: strach przed pszczołami, psami, oceanem, promieniowaniem telefonu komórkowego, morderczymi klaunami wychodzącymi z kanałów, a nawet upadkiem z klifu — przede wszystkim boi się ciemności. Nikogo więc nie zdziwi, że gdy stanął oko w oko ze swoim największym strachem, był przerażony i ostatnie, o czym myślał, to przyjaźń. Ciemność postanawia zabrać go w fascynującą przygodę, by chłopiec mógł poznać siebie do głębi.
Orion przekonuje się, że największy strach mieszka tylko w jego głowie i akceptując niespodziewaną przyjaźń, przekonuje się, że prawdziwie szczęśliwy będzie, dopiero gdy zaakceptuje nieznane. Właśnie dzięki takiemu podsumowaniu, filmem mogą cieszyć się zarówno dzieci, jak i dorośli. Nie brakuje trafnych uwag czy żartów sytuacyjnych. Ta animacja zdecydowanie zasługuje na uwagę!
Kinga Szarlej: Gdybym miała wybrać filmy jednego reżysera, które oglądałabym do końca życia, zdecydowanie byłby to Denis Villeneuve. Jego twórczość nieustannie urzeka mnie wizualnie i narracyjnie. Jest zdecydowanym mistrzem kompozycji oszczędnej w środkach oraz spokojnego, lecz trzymającego w napięciu, tempa akcji. Genialnie buduje minimalistyczne kadry za pomocą barw oraz światłocienia, dlatego uważam, że za serię z uniwersum Franka Herberta nie mógł odpowiadać nikt inny.
"Diuna: Część Druga", kontynuacja epickiej sagi science fiction, znowu przenosi widza głębiej w złożony świat Arrakis, gdzie polityka, religia i ekologia splatają swe nierozerwalne wątki. Akcja filmu rozgrywa się tuż po wydarzeniach z pierwszej części, kiedy młody Paul Atryda, grany przez hipnotyzującego Timothée'ego Chalameta, wraz z matką ucieka w głąb bezkresnej pustyni opanowanej przez gigantyczne czerwie. Wspólnie zdani są jedynie na łaskę niebieskookich Fremenów, lecz zanim dołączą do ich społeczności, czekają ich liczne próby i rytuały przejścia.
W zjawiskowych kreacjach ponownie ujrzeliśmy Timothée’ego Chalameta, Rebeccę Ferguson, Zendayę, Javiera Bardema, Stellana Skarsgårda oraz Dave’a Batistę. Pojawiło się też kilka nowych twarzy m.in. Florence Pugh, Christopher Walken czy Austin Butler.
Sequele sukcesów kinowych rządzą się własnymi prawami i często zawodzą, ale Denis Villeneuve pokazuje, że potrafi je wykonać mistrzowsko. "Diuna 2" niczym nie odstaje od poprzedniczki, a wręcz niektórych widzów oczaruje bardziej przez wzgląd na bardziej spektakularnie prowadzoną akcję. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji doświadczyć tego widowiska, absolutnie zachęcam do nadrobienia - bez względu na to czy jesteście fanami Villeneuve’a i Herberta, czy nie.
Paulina Gandor: Premiera "Exhumy" odbyła się w lutym, podczas 74. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie. Na ten moment jest to najbardziej dochodowa koreańska produkcja 2024 roku (globalnie zarobiła 97 milionów dolarów).
Historia przypadnie do gustu fanom okultystycznych wątków i mrocznej, trzymającej w napięciu atmosfery. Niepokój w dziele Janga Jae-hyuna wywołany jest przez wątek życia pozagrobowego, demoniczne istoty, szamańskie rytuały oraz jednoczesną zabawę konwencjami horroru. Nawet dla wyjadaczy strasznych filmów znajdą się elementy, które wciąż potrafią cieleśnie oddziaływać, prowokować do refleksji i pozostawać w głowie na długo po napisach końcowych.
Fabuła filmu, ukazująca konsekwencje wywołane ekshumacją jednego z grobów, czerpie z bogactwa koreańskiego folkloru oraz nawiązuje do trudnej historii tego państwa z Japonią. Mimo możliwych problemów z wyłapaniem wszystkich złożonych i niezrozumiałych dla naszej kultury kontekstów, jest to zadziwiająco odświeżające gatunek dzieło, któremu warto dać szansę.
Na ekranie pojawia się m.in. Kim Go-eun, Lee Do-hyun czy Choi Min-sik, uznawany za jednego z najpopularniejszych aktorów Korei Południowej, do którego prywatnie mam ogromną słabość (szczególnie po jego zjawiskowej kreacji w filmie "Oldboy" z 2003 roku, której do dziś nie potrafię zapomnieć). Tym dziełem koreańscy twórcy po raz kolejny udowadniają, że mają filmowemu światu jeszcze wiele do zaoferowania.
Zobacz też: Te role zniszczyły ich kariery. Niektórzy na zawsze pożegnali się z branżą