Reklama

Te role zniszczyły ich kariery. Niektórzy na zawsze pożegnali się z branżą

Czasem jeden nieudany projekt potrafi zaprzepaścić lata pełnej sukcesów kariery. Przekonali się o tym aktorzy z poniższego zestawienia; nieudane wybory zaważyły ich o przyszłości w branży filmowej. Dla niektórych z nich były to tylko bolesne potknięcia, dla innych nie było już powrotu.

Hayden Christensen - "Jumper"

Nawet jeżeli rola Christensena w serii o Gwiezdnych Wojnach nie była zbyt udana, filmy zarobiły sporo pieniędzy. To najwidoczniej było argumentem, by dalej podejmować prób zrobienia z aktora twarzy kina akcji. Początkiem realizacji tego pomysłu było obsadzenie go jako głównego bohatera produkcji "Jumper" (2008), która miała być pierwszą częścią planowanej serii.  

Niestety, widzowie ledwo dali radę przebrnąć przez pierwszy film i szybko zrezygnowano z kręcenia kontynuacji

Christensen nadal zajmuje się aktorstwem, ale nie odnosi większych sukcesów. W zeszłym roku ponownie wcielił się w Dartha Vadera w serialu "Star Wars: Ahsoka", a jeszcze rok wcześniej w tej samej roli wystąpił w produkcji "Obi-Wan Kenobi". 

Reklama

Kevin Costner - "Wysłannik przyszłości"

Kevin Costner do dziś uważany jest za jedną z największych światowych gwiazd filmowych. Kilkukrotnie pojawiał się także w zestawieniach najprzystojniejszych ludzi świata. 

W latach 80. ogromną popularność przyniosły mu takie hity, jak: "Pole marzeń", "Tańczący z wilkami" czy "Bodyguard". To one ugruntowały w świecie kina jego postać jako sympatycznego "everymana". 

W 1995 roku wraz z reżyserem Kevinem Reynoldsem pracował nad filmem "Wodny świat", w którym zagrał pół-człowieka, pół-rybę. Tytuł okazał się być finansową katastrofą. Gdy sądzono, że gorzej już być nie może, 2 lata później pojawił się "Wysłannik przyszłości". Nie tylko niechlubnie pobił wynik poprzednika, ale również spowodował, że publiczność i studia filmowe zaczęły się od niego odwracać

W ostatnich latach na wyróżnienie zasługuje rola Johna Duttona w serialu "Yellowstone". W tym roku aktor wrócił z nowym projektem także na wielkie ekrany, rozpoczynając westernową serię "Horyzont". 

Sean Connery - "Liga niezwykłych dżentelmenów"

Nie jest tajemnicą, że "Liga niezwykłych dżentelmenów" (2003) przyczyniła się do oficjalnego zakończenia kariery Seana Connery'ego. 

Choć większość aktorów znajduje pracę nawet po swoich największych klapach, m.in. przy mniejszych projektach, on już nawet nie rozpoczął kolejnych poszukiwań. 

Gdyby Connery chciał nadal kręcić filmy, z pewnością znalazłby mnóstwo osób chętnych do współpracy. Jak się jednak okazało, aktor był tak rozczarowany, że ogłosił przejście na emeryturę i już nigdy nie zagrał w żadnym tytule

Connery wciąż pozostaje w sercach fanów jako wybitny odtwórca Jamesa Bonda; o tej ostatniej porażce trzeba jak najszybciej zapomnieć. 

John Travolta - "Bitwa o Ziemię"

Renesans kariery Travolty przypadał na lata 90., kiedy premierę miały takie filmu, jak: "Pulp Fiction", "Dorwać małego", "Bez twarzy" czy "Cienka czerwona linia". 

W 2000 postanowiono wykorzystać jego ówczesną popularność i zaangażować go w adaptację książki L. Rona Hubbarda "Bitwa o Ziemię". Cały film, jak i popis aktorski Travolty, został uznany za jeden z najsłabszych w historii. 

Nie bez powodu produkcja zdobyła aż 9 Złotych Malin, a po latach od premiery została uznana za najgorszy film dekady oraz najgorszy dramat w 25-letniej historii rozdań tej nagrody.

Taylor Lautner - "Porwanie"

Dzięki udziałowi w sadze "Zmierzch", gdzie wcielił się w wilkołaka o imieniu Jacob, aktor zyskał spore grono fanów. 

Mimo popularności wśród widzów, której wielu mogłoby mu w tamtym czasie pozazdrościć, praca przy filmie "Porwanie" (2011) okazała się całkowitą klęską i była początkiem końca jego kariery. Choć był to pierwszy raz, gdy próbowano wykorzystać jego możliwości i stworzyć z niego bohatera kina akcji, po tej produkcji na dobre przypisano mu łatkę gwiazdy jednego przeboju.  

Wielka szansa została zaprzepaszczona. Od tamtego czasu Lautner nie dostał już żadnej większej roli. 

Elizabeth Berkley - "Showgirls"

Serial komediowy "Byle do dzwonka" przedstawił Elizabeth Berkley światu pod koniec lat 80. Nim zakończono jego emisję, aktorka wiedziała, że nadal chce rozwijać się w tej branży.

Jej szansą miał być film Paula Verhoevena "Showgirls" (1995). Niestety, w dniu premiery tytuł został wyśmiany i zmieszany z błotem. Choć negatywny odbiór nie do końca był winą aktorki, musiała ponieść za to wysoką cenę. Nie chciano jej już powierzać pierwszoplanowych ról. 

W 1996 roku otrzymała dwie Złote Maliny - dla najgorszej aktorki oraz za najgorszy debiut. 

Eddie Murphy - "Pluto Nash"

Eddie Murphy do dziś jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych i lubianych komików. Jego niezapomniane role w takich filmach, jak "Gliniarz z Beverly Hills", "Nieoczekiwana zmiana miejsc", "Książę w Nowym Jorku", "Gruby i chudszy" pomogły mu zdobyć sympatię widowni na całym świecie.

Mimo wielu sukcesów, nie wszystkie jego projekty należały do udanych. Ogromnym rozczarowaniem i początkiem klęsk był film "Pluto Nash" (2002). Produkcja filmu kosztowała aż 100 milionów dolarów, z czego w kinach udało mu się zarobić zaledwie 7. Po kilku następnych niepowodzeniach, Murphy stopniowo wycofał się do roli aktora drugoplanowego. 

Dopiero ostatnie lata ponownie wynoszą go na wyżyny sławy. Doskonałą formę i aktorski kunszt udowodnił w dziełach, spośród których wyróżnić można "Nazywam się Dolemite", "Książę w Nowym Jorku 2" czy najnowszego "Gliniarza z Beverly Hills: Axel F", który kilka dni temu zadebiutował na Netflixie.

Zobacz też: Mia Goth zdradza, jakie są jej ulubione filmy. Nie tylko horrory

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Liga niezwykłych dżentelmenów | Złote Maliny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy