"Wszystko poszło dobrze": O doświadczeniu eutanazji
"Wszystko poszło dobrze" to bardziej film o rodzinie niż o eutanazji – mówił w rozmowie z "Exit Mag" Francois Ozon. Obraz na podstawie autobiograficznej książki jego zmarłej w 2017 r. przyjaciółki Emmanuèle Bernheim właśnie trafił do kin.
W książce "Tout s'est bien passé" Emmanuèle Bernheim opowiedziała o swojej relacji z ojcem, który zadecydował, że chce poddać się eutanazji. Akcja filmu rozpoczyna się w momencie, gdy pisarka otrzymuje informację, że jej tata, kolekcjoner sztuki i przedsiębiorca Andre (Andre Dussollier) przeszedł rozległy udar. Mężczyzna będzie wymagał stałej opieki lekarskiej i nigdy nie odzyska pełnej sprawności. Dla energicznego, aktywnego Andre ta wiadomość brzmi jak wyrok. Choć Emmanuelle razem ze swoją siostrą Pascale (Geraldine Pailhas) czuwają przy jego łóżku niemal cały czas, Andre nie może pogodzić się z tym, co go spotkało. Pewnego dnia zwierza się Emmanuelle, że chciałby poddać się eutanazji i prosi córkę o pomoc w załatwieniu wszelkich formalności.
Światowa premiera obrazu odbyła się w lipcu 2021 w konkursie głównym festiwalu w Cannes. Reżyser wspominał wówczas, że Bernheim zaproponowała mu ekranizację książki już w 2013 r., ale on nie był na to gotowy. "Jej historia głęboko mnie poruszyła, ale wydawało mi się, że nie jestem w stanie stworzyć adaptacji. Dałem sobie czas. Po śmierci Emmanuelle ponownie sięgnąłem po jej książkę i uznałem, że może nadszedł właściwy moment. Byłem już wtedy w zupełnie innym punkcie życia - kilka lat starszy, po stracie bliskiej osoby. Zdecydowałem, że tym razem podejmę wyzwanie. Zacząłem pisać scenariusz i myśleć o aktorach, których bardzo cenię, a z którymi nigdy nie miałem okazji pracować. Jedną z takich osób była Sophie Marceau. Zareagowała na moją propozycję bardzo pozytywnie. W ciągu jednego dnia przeczytała książkę i zgodziła się wystąpić w filmie" - mówił Francois Ozon.
Reżyser zaznaczył, że jego film nie jest manifestem światopoglądowym. "Bardzo ważne było dla mnie pozostanie po stronie życia. 'Wszystko poszło dobrze' to bardziej film o rodzinie niż o eutanazji" - podsumował w rozmowie z "Exit Mag". W Cannes mówił z kolei, że chciał pokazać, jak trudne było dla kobiety przejście przez cały ten proces razem ze swoim ojcem i jakie ryzyko poniosła - bo we Francji prawo zabrania przeprowadzania eutanazji. "Jest ona natomiast legalna w Szwajcarii i kilku innych państwach. Nie sądzę, że mój film opowiada się za lub przeciw. Po prostu prezentuje bardzo osobistą historię i skłania widza do postawienia samemu sobie pytania dotyczącego życia i śmierci. Osobiście nie wiem, co bym zrobił w takiej sytuacji, czy miałbym taką odwagę jak Emmanuelle i Pascale. Trudno powiedzieć jak byśmy się zachowali, dopóki nie doświadczymy czegoś na własnej skórze" - zwrócił uwagę.
Sophie Marceau, która nie znała osobiście Bernheim, budowała jej postać głównie na podstawie rozmów z Ozonem. "Według mnie, Emmanuelle jest osobą kochającą życie, bardzo wspierającą, troskliwą. Chce towarzyszyć swojemu ojcu aż do samego końca i nic dziwnego, że to właśnie ją ojciec prosi, by pomogła mu odejść. Sądzę, że ten film zachęca nas wszystkich do myślenia o sprawach ostatecznych, o tym, jak wyobrażamy sobie naszą śmierć. Mówi o miłości, nieustannie odwołując się do życia - nawet w kontekście śmierci. Bardzo cieszę się, że mogłam zagrać tę rolę. Jest wyjątkowa i wiem, że wiele aktorek chciałoby się znaleźć na moim miejscu" - stwierdziła. Przyznała też, że miała obawy, jak bliscy Bernheim ocenią jej pracę. "Nie chciałam ich zawieść. Zależało mi, by rozpoznali ją we mnie. Sposób bycia, ubrania, kolory - to wszystko mówi o człowieku i musiało być jak najbliższe prawdzie" - opowiadała podczas festiwalu.
Od piątku "Wszystko poszło dobrze" można oglądać w polskich kinach. A już 10 lutego podczas uroczystego otwarcia 72. Berlinale odbędzie się światowa premiera kolejnego obrazu Ozona "Peter von Kant", w którym wystąpili m.in. Denis Menochet, Isabelle Adjani i Hanna Schygulla. To luźna adaptacja sztuki Rainera Wernera Fassbindera "Gorzkie łzy Petry von Kant", którą niemiecki twórca przeniósł na ekran w 1972 r. "Zmieniając Petrę von Kant w postać męską, François Ozon składa hołd nie tylko oryginalnemu filmowi, ale także samemu Fassbinderowi. Jednocześnie z typową dla siebie ironią kreśli autoportret" - podkreślili w styczniowym komunikacie organizatorzy festiwalu w Berlinie.
Ozon jest miłośnikiem twórczości Fassbindera od dawna. W 2000 r. odebrał na festiwalu w Berlinie Nagrodę Teddy za filmową adaptację jego sztuki "Krople wody na rozpalonych kamieniach". Z kolei w 2019 r. został doceniony podczas Berlinale Wielką Nagrodą Jury - Srebrnym Niedźwiedziem za "Dzięki Bogu", opowieść o trzech mężczyznach, którzy w dzieciństwie byli wykorzystywani seksualnie przez lyońskiego duchownego. Scenariusz filmu nawiązywał do prawdziwych wydarzeń, które miały miejsce w 2016 r. we Francji, gdy dzięki skardze złożonej przez stowarzyszenie byłych skautów Słowo Oswobodzone wyszły na jaw oskarżenia o pedofilię kierowane wobec ks. Bernarda Preynata.
Komentując swój powrót na Berlinale, Ozon zapewnił, że to dla niego "wielka przyjemność i zaszczyt". "Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Berlinie jest idealnym miejscem, by odkryć Petera von Kanta, który ilustruje moje przywiązanie do niemieckiej kultury" - podsumował, cytowany w komunikacie.
Zobacz również:
Polska aktorka w młodości nie unikała rozbieranych scen
Piękna Polka nie stroni od nagości. "Jestem seksowna"
Nauczyła seksu milionów Polaków, a sama ponosiła same porażki
Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.