Reklama

"Wściekłe psy": Przemoc, przekleństwa i kasety wideo

15 lat temu rozpoczęła się jedna z najbardziej błyskotliwych karier współczesnego kina. Na ekrany amerykańskich kin trafił wtedy debiut Quentina Tarantino "Wściekłe psy".

272 razy "fuck"

"Wściekłe psy" otwiera scena, która ma już zapewnione miejsce w annałach kina. Ośmiu mężczyzn w typowym amerykańskim "diner" rozprawia przy śniadaniu o szczegółach planowanego skoku. Sześciu z nich używa kolorystycznych pseudonimów: pan Blond (Michael Madsen), pan Niebieski (Eddie Bunker), pan Brązowy (Quentin Tarantino), pan Pomarańczowy (Tim Roth), pan Różowy (Steve Buscemi) oraz pan Biały (Harvey Keitel). Towarzyszą im: organizator akcji - gangster Joe (Lawrence Tierney) oraz jego syn Eddie (Chris Penn).

Poranna konwersacja pełna jest dygresji: a to panowie rozprawiają na temat znaczenia słów piosenki Madonny "Like a Virgin" (Madonna co prawda nie zgodziła się z interpretacją swojej piosenki dokonanej przez Tarantino, ale film bardzo jej się podobał; artystka podarowała reżyserowi egzemplarz albumu "Erotica" z odręczną dedykacją: "Dla Quentina: To nie jest o fiutach, tylko o miłości"), to znów spierają się o to, czy kelnerki powinny dostawać napiwki za swą pracę. Kamera krąży między bohaterami, którzy nawijają jak u Woody'ego Allena. Różnica jest jednak zasadnicza: postaci Tarantino nie boją się przeklinać. Jak wyliczyli statystycy, we "Wściekłych psach" aż 272 razy pada słowo "fuck".

Reklama

Bohaterowie debiutu Tarantino nie tylko paplają. Akcja "Wściekłych psów" rozpoczyna się bowiem w momencie, w którym protagonistów obrazu znajdujemy tuż po nieudanym napadzie na sklep jubilerski, kiedy spotkają się w opuszczonym magazynie, by ustalić, kto zdradził policji ich plan. Prowadzone przez nich wewnętrzne śledztwo będzie polegało na rzucaniu wymyślnych przekleństw, wzajemnym oskarżaniu i torturowaniu porwanego policjanta.

W tym filmie nie zobaczą państwo George'a Clooneya

Obraz Tarantino zadebiutował na festiwalu filmowym Sundance. To właśnie na odbywającej się w Salt Lake City największej na świecie imprezie poświęconej kinu niezależnemu trzy lata wcześniej po raz pierwszy zaprezentowano film Stevena Soderbergha "Seks, kłamstwa i kasety wideo". Debiut późniejszego twórcy "Ocean's Eleven" najpierw triumfował w Sundance, po kilku miesiącach podbił zaś jury festiwalu w Cannes. "Wściekłe psy" były kolejnym niskobudżetowym obrazem, który trafił "na salony", trzy lata później Tarantino również zgarnął Złotą Palmę w Cannes za "Pulp fiction".

O tym, jak niezależna produkcją były "Wściekłe psy" najlepiej zaświadcza fakt, że wielu aktorów wystąpiło w filmie Tarantino we własnej odzieży: Chris Penn nosił na planie własną bluzę dresową, Steve Buscemi zamiast spodni od garnituru przywdział swoje czarne dżinsy, poszczęściło się tylko Harveyowi Keitelowi, którego garnitur sprezentowała zaprzyjaźniona z reżyserem francuska projektantka Agnes B. Co jeszcze? Także Cadillac Coupe de Ville, którym wozi się w filmie pan Blond, należał w rzeczywistości do Michaela Madsena.

Gdyby "Wściekłe psy" miały większy budżet, w roli pana Pomarańczowego nie zobaczylibyśmy Tima Rotha, tylko Jamesa Woodsa. Gwiazdor "Dawno temu w Ameryce" aż pięciokrotnie namawiany był przez Tarantino do występu w jego debiucie, jednak agent aktora za każdym razem odrzucał coraz bardziej atrakcyjną ofertę, nie wspominając nawet swemu klientowi o niezależnej propozycji nieznanego filmowca. Stawka, którą proponował Tarantino, była bowiem śmiesznie niska w porównaniu ze zwyczajową gażą Woodsa.

Kiedy po pewnym czasie Woods spotkał się z Tarantino i dowiedział się od reżysera o jego niegdysiejszej propozycji, zdenerwował się na tyle, że z miejsca zwolnił swego agenta. Tarantino zachował się lojalnie i nie zdradził Woodsowi, jaką rolę przewidział dla niego w scenariuszu, "ponieważ aktor, który w końcu wystąpił, był wspaniały"; przyjmuje się jednak, że chodziło o pana Pomarańczowego.

W filmie z innych powodów zabrakło również innych wielkich gwiazd: George Clooney starał się o rolę pana Blonda, ale nie przekonał do siebie reżysera, ta sama postać nie spotkała się z kolei z sympatią Christophera Walkena, który odrzucił propozycję Tarantino. Na castingu do roli pana Pomarańczowego pojawił się też Samuel L. Jackson... Niezłe towarzystwo, prawda?

"Nie chcę oglądać żadnych wściekłych psów!"

Film Tarantino nie odniósłby sukcesu, gdyby nie Harvey Kaitel. Aktor, który miał już za sobą znaczące role w obrazach Martina Scorsese, zgodził się nie tylko wystąpić we "Wściekłych psach", lecz również pełnić obowiązki współproducenta. Wcześniej Tarantino, który w tym czasie pracował w wypożyczalni kaset wideo w Manhattan Beach, planował nakręcenie filmu ze znajomymi za 30 tysięcy dolarów na taśmie 16 milimetrów. Wsparcie Kaitela pozwoliło filmowcom uzbierać 1,5 milionów dolarów.

Tytuł filmu zainspirował słynny obraz Louisa Malle'a "Do widzenia chłopcy" (Au revoir les enfants). Tarantino często polecał klientom wypożyczalni mało znane filmy; kiedy więc jeden z bywalców Video Archives (tak nazywała się dziś już kultowa wypożyczalnia) usłyszał tytuł "Au revoir les enfants" wypalił ze złością: "Nie chcę oglądać żadnych wściekłych psów!" (reservoir dogs). Rozbawiło to Tarantino do tego stopnia, że postanowił zatytułować tak swój debiut.

"Wściekłe psy" miały jednak inne filmowe inspiracje. Sam Tarantino przyznawał, że największy wpływ na kształt jego debiutu wywarło "Zabójstwo" Stanleya Kubricka. "Myślałem o 'Wściekłych psach' jako o moim 'Zabójstwie', moim spojrzeniu na gatunek filmu o napadzie [heist movie]" - przyznawał Tarantino. Kinomani dostrzegli w obrazie Tarantino także inne inspiracje: fabuła wykorzystywała wątek z filmu "Kansas City Confidential" z 1952 roku, scena z torturowaniem policjanta zapożyczona została z obrazu "Wielki kartel" w reżyserii Josepha H. Lewisa, wreszcie - "kolorowe" ksywki bohaterów widzieliśmy już w kinie w filmie "Długi postój na Park Avenue" z 1974 roku.

Tarantino śmiał się po latach, że pomimo faktu, iż jego film plasuje się w czołówkach rankingów na najlepszy "heist movie", we "Wściekłych psach" w ogóle nie widzimy na ekranie sceny napadu. Reżyser przyznał, że początkowo powodem rezygnacji ze sfilmowania takiej sekwencji był skromny budżet; dodał jednak, że zawsze podobała mu się idea nie pokazywania samego napadu. To w końcu film "o innych rzeczach" - konkludował Tarantino.

Przemoc, wulgaryzmy i rasizm

Mimo że dziś "Wściekłe psy" to już klasyczna pozycja - magazyn "Empire" umieścił go na czele listy najlepszych niezależnych filmów wszech czasów, z kolei "Premiere" zaliczyło obraz Tarantino do grona 25 najbardziej niebezpiecznych filmów w historii kina - pierwsze reakcje krytyki były zróżnicowane. Recenzent "New York Daily News" Jami Bernard porównał premierowy seans filmu na festiwalu w Sundance do szoku, jaki przeżyli widzowie pierwszego filmu braci Lumiere "Wjazdu pociągu na stację Ciotat". Według Bernarda publiczność "Wściekłych psów" w równym stopniu nie była gotowa na kinematograficzne doświadczenie, które zaserwował jej Tarantino, co uciekający sprzed ekranu widzowie "Wjazdu pociągu...".

Powodem kontrowersji była m.in. scena obcięcia ucha z udziałem Michaela Madsena i Kirka Baltza. Dostało się również Tarantino za wulgarny język i nadmiar przemocy. Często zdarzało się, że widzowie opuszczali projekcję. Podczas pokazu filmu na festiwalu filmowym w Barcelonie salę opuściło 15 osób, w tym znany twórca horrorów Wes Craven ("Krzyk") i specjalista od efektów specjalnych Rick Baker.

Krytykowano również Tarantino za mizoginię - w filmie nie usłyszymy żadnej kobiety, oraz dopatrywano się rasistowskich konotacji; bohaterowie "Wściekłych psów" nie przebierają w słowach, gdy mówią o "czarnych", co więcej - sposób, w jaki się wypowiadają, przypomina mowę afroamerykanów. Na wspaniały pomysł wpadł niedawno Ivan Reitman, który w swym cyklu czytania filmowych scenariuszy obsadził we "Wściekłych psach" samych czarnoskórych aktorów. Krytyk Elvis Mitchell stwierdził, że zabieg ten pozwolił "Wściekłym psom" wrócić do swych korzeni - wszyscy bohaterowie filmu Tarantino brzmią w końcu jak "czarnoskórzy kolesie". Oto największa perwersja "Wściekłych psów"! Niczego nie parodiuje, nikogo nie obraża, popkulturowe tematy przerabia zaś na zupełnie nową jakość, tworząc niezapomnianą "pulpową fikcję".

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wściekłe psy | Tarantino Quentin | "Psy"
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy