Wojciech Pokora: Nie nadaję się do tego fachu
Pamiętamy jego wspaniałe kreacje w takich produkcjach, jak "Poszukiwany, poszukiwana", "Miś", "Kariera Nikodema Dyzmy", "Przygody psa Cywila", "Czterdziestolatek", "Noce i dnie" czy "Alternatywy 4". Wojciech Pokora zaczynał karierę w fabryce samochodów, na szczęście w porę zakochał się w teatralnej scenie. Potem to jego pokochali widzowie.
Choć aktorem został z przypadku, granie weszło mu w krew. Teraz jego wnuczka Agata Nizińska próbuje swoich sił w tym fachu. Wojciech Pokora wciąż gra kolejne spektakle i cieszy się życiem u boku żony Hanny. Oto, jak wspomina młodzieńcze żarty zza kulis.
Miał pan być inżynierem, a został aktorem...
- Po ukończeniu Technikum Budowy Silników Samochodowych dostałem nakaz pracy na Żeraniu, w Fabryce Samochodów Osobowych, gdzie pracowałem ponad dwa lata. Założono tam wówczas amatorski zespół teatralny pod patronatem Teatru Powszechnego i postanowiłem się do niego zapisać. Tak, to czysty przypadek, że jestem aktorem i do dnia dzisiejszego podkreślam, że nie nadaję się do tego fachu. Oczywiście wykonuję go w miarę uczciwie, sumiennie, nawet powiedziałbym - z pokorą!
Zaczynał pan w Teatrze Dramatycznym. Jak zatem trafił pan do komedii?
- To także zrządzenie losu. Zostałem zaangażowany do Teatru Dramatycznego i byłem przekonany, że jestem aktorem dramatycznym. Niestety, tak się złożyło, że w tym teatrze grało także kilku moich starszych kolegów, m.in. Wiesław Gołas czy Zdzisław Leśniak, którzy bawili się mną, bo bardzo łatwo było mnie rozśmieszyć. Doszło nawet do tego, że ugotowany wybiegłem ze sceny prosto w ramiona dyrektora teatru, który powiedział mi: "Jeśli pan jest taki śmieszek, to są inne teatry, do których można się zapisać. Tu jest teatr dramatyczny!". Pokiwałem więc pokornie głową, bo przecież nie będę skarżył, że Gołas z kolegą mnie podpuszczają.
Jakie figle płatał panu Gołas?
- Była ich masa! Kiedyś w trakcie przedstawienia wyrywał mi włosy z nogi. To był "Makbet" i graliśmy tam czarownice, więc staliśmy na scenie w obszernych workach, z gołymi nogami. Płakałem ze śmiechu i z bólu, ale musiałem wytrwać do końca.
A jak najchętniej spędza pan wolny czas?
- Nie mam zbyt dużo wolnego czasu, bo odkąd przeszedłem na emeryturę, gram aż w trzech teatrach! Występuję w Teatrze Kwadrat, gram także w Teatrze 6.piętro w sztuce "Chory z urojenia" oraz w Och-Teatrze w "Zemście" i w "Trzeba zabić starszą pani". W tym ostatnim spektaklu główną rolę gra Barbara Krafftówna i koło się zamyka, bo przed laty w Teatrze Dramatycznym to właśnie z nią miałem swój debiut teatralny "Paradach" Potockiego. A teraz, na zakończenie mojej działalności, znowu wspólnie stajemy na deskach.
Rozmawiała Paulina Masłowska