Reklama

"Wieża. Jasny dzień": Kulturalna krytyka Kościoła jako instytucji

W czwartek mija dokładnie pięć lat od premiery jednego z najoryginalniejszych filmowych debiutów XXI weku - "Wieża. Jasny dzień" Jagody Szelc. Jak przyznawała reżyserka, jej film to "bardzo kulturalna krytyka Kościoła jako instytucji". "Wszyscy w jakimś stopniu mamy potrzeby duchowe. Kościół Katolicki tych potrzeb nie przerabia" - mówiła Szelc.

W czwartek mija dokładnie pięć lat od premiery jednego z najoryginalniejszych filmowych debiutów XXI weku - "Wieża. Jasny dzień" Jagody Szelc. Jak przyznawała reżyserka, jej film to "bardzo kulturalna krytyka Kościoła jako instytucji". "Wszyscy w jakimś stopniu mamy potrzeby duchowe. Kościół Katolicki tych potrzeb nie przerabia" - mówiła Szelc.
Anna Krotoska i Małgorzata Szczerbowska w filmie "Wieża. Jasny dzień" /materiały prasowe

Punktem wyjścia i tłem tej rodzinnej psychodramy są przygotowania do pierwszej komunii świętej, do której przystępuje Nina - córka mieszkających w górskim domku Muli (Anna Krotoska) i Michała (Rafał Cieluch). Z tej okazji rodzinę odwiedza rodzeństwo Muli: brat Andrzej (Rafał Kwietniewski) z żoną i dziećmi oraz siostra Kaja (Małgorzata Szczerbowska). Widz szybko zostanie poinformowany, że Kaja jest biologiczną matką Niny; nie wiemy jednak, dlaczego kilka lat temu opuściła rodzinę ani z jakimi problemami psychicznymi zmagała się od tego czasu. Pewne jest tylko jedno - jej pojawienie się wprowadzi w sielskie anielskie życie rodziny spory niepokój. 

Reklama

"Wieża. Jasny dzień": Dwa filmy w jednym

"Według reżyserki Jagody Szelc "Wieża. Jasny dzień" daje każdemu widzowi przestrzeń do dowolnej interpretacji. "W pewnym sensie każdy film to robi, ale ludzie rzadko pamiętają, że mają prawo do wolności wobec oceniania tego, co zobaczyli" - powiedziała w rozmowie z PAP. Dlatego "wolne" podejście do "Wieży..." i pracy nad nią mieli także aktorzy, zgodnie doceniający i chwalący atmosferę na planie, na którym - zgodnie z założeniem - udało się stworzyć prawdziwie rodzinną otulinę.

- Już pierwsze ujęcie "Wieży..." - sfilmowana z lotu ptaka kręta droga z jadącym po niej samochodem (ukłony dla Michaela Hanekego) - wyznacza mroczny, niby baśniowy klimat całości. Skoncentrowana na samej fakturze dźwięku, wyraźnie zaakcentowana muzyka Teoniki Różynek odgrywa tu nie mniejsze znaczenie niż dialogi, jakie prowadzą między sobą bohaterowie. Niby akcja "Wieży. Jasnego dnia" dzieje się w konkretnej górskiej wiosce gdzieś w Polsce, ani razu jednak nie pada nazwa miejscowości - ekranowe wydarzenia sytuują się więc na granicy między konkretną, namacalną rzeczywistością a tym, co nienazwane, zaledwie odczuwalne, jak pełna napięcia relacja między obydwiema siostrami (intensywne, soczyste kreacje zarówno Krotoskiej, jak i Szczerbowskiej) - pisał po premierze filmu Tomasz Bielenia.

- O tym, że film Szelc jest rodzajem audiowizualnego poematu, zaświadcza już sam tytuł - "Wieża. Jasny dzień" pozostawia widzowi otwarte pole do interpretacji (a w całym filmie aż roi się od językowych gierek i zabawnych słownych przekomarzań); reżyserka rozbija go dodatkowo na dwa osobne tytuły - pierwszy rozpoczyna seans, drugi go kończy. Tak jakby wszystko to, co widzimy na ekranie, było zaledwie tytułową kropką - dodawał recenzent Interii.

O specyficznym pomyśle na film Jagoda Szelc mówiła w rozmowie z Dariuszem Kuźmą.

- Moim głównym marzeniem było zrobienie filmu, który się rozpada. Filmów nie ma. Nie istnieją. Są tylko nasze myśli. Historia, czyli o czym jest film, nie interesuje mnie w ogóle. Ktoś kiedyś powiedział, że jest raptem tylko siedem historii na świecie do opowiedzenia. Chciałam zrobić maszynkę do uwalniania widzów od łatwych interpretacji na rzecz przypomnienia im, że mogą myśleć, co chcą. Ludzie się boją sztuki, bo uważają, że ona jest elitarna i nie mają do niej prawa. A film urodził się z odium pornografii oraz popkultury przecież i stał się w końcu sztuką. Uważam, że zadaniem artystów jest przypominanie ludziom o tym, że są wolni i to, co myślą, jest dobre, bo jest ich. O trudności pisał Dostojewski w "Wielkim inkwizytorze". Na każdym z nas spoczywa odpowiedzialność myślenia za siebie. Drugie marzenie - prymitywne - dotyczyło próby zrobienia filmu, który zmieni gatunek. Z czystej zabawy strategicznej. Tak, bo film to też gra strategiczna - Jagoda Szelc mówiła w rozmowie z Interią.

W wywiadzie z Polską Agencja Prasową zwracała uwagę, że twórcami jej filmu są także aktorzy.

"Myślę, że wszyscy aktorzy czują się dobrze po tym filmie dlatego, że praktykuję - podobnie jak mój mistrz Mariusz Grzegorzek - styl pracy oparty na słuchaniu aktorów. Wierzę, że aktorzy są mądrzejsi od reżyserów, bo to oni przeprowadzają swoje role. Nie wierzę w układy piramidalne na planach filmowych czy władzę Pantokratorów. Wierzę za to w liderowanie reżyserów i równorzędną, równoważną współpracę wszystkich członków ekipy. (...) Jeden człowiek nie jest w stanie wymyślić tak wielu interesujących rzeczy jak grupa. Każdy dysponuje jakąś swoją pulą wiedzy; aktorom trzeba stworzyć przestrzeń, by mogli dawać - podobnie jak scenografom, kostiumografom i wszystkim pozostałym" - powiedziała Szelc.

"Wieża. Jasny dzień": Czym jest tytułowa Wieża?

Małgorzata Szczerbowska, filmowa Kaja, postrzega swoją bohaterkę jako obdarzoną mocą superwidzenia i superświadomości. "Każdy odbierze ją jak będzie chciał, ale według mnie to nieprawdopodobnie mądra postać. Mam wrażenie, że właśnie fakt, że Kaja żyje głębiej, stanowi konflikt między nią a Mulą" - wyjaśniła.

"Nie chcieliśmy, by Kaja była chora albo nieświadoma tego, co dzieje się dookoła, ewentualnie rujnująca tradycje i zasady. To raczej postać głęboko sensoryczna i obdarzona czymś, co wszyscy zatracamy przez nasze miejskie życie: w tym możliwością korzystania z potężnej energii kosmicznej. Mam wrażenie, że ona nosi w sobie jakąś kosmiczną kulę, która rozbudza w niej intuicję i pozwala jej płynąć. To jest w Kai niesamowite, że się nie boi i nie zastanawia, co się wydarzy dalej" - dodała.

Zdaniem Szczerbowskiej Kaja pojawiła się ponownie w świecie Muli, bo dostała zewnętrzny sygnał, że świat się zmęczył. "Zrozumiała, że to najwyższy czas, by ludzi przeprowadzić na inną, lepszą stronę, w stronę jasnego dnia.  Myślę, że Kaja, która jest rodzajem anioła czy opiekuna pojawiła się po to, żeby po prostu zaopiekować się swoją rodziną" - podkreśliła aktorka.

Grająca Mulę Anna Krotoska oceniła, że cechy wspólne z jej postacią mają we współczesnym świecie wszyscy ci, którzy żyją w miastach. "Tytułowa Wieża w tym filmie to jestem ja, Mula, ze świata materialnego, świata kontroli, posiadania, ale i odpowiedzialności. Kaja to Jasny dzień, Kaja to zjawisko. Napięcie między nimi wynika właśnie z tego kontrastu i z tego, co Kaja przynosi do domu: nienazwanego, przeczutego. Może ten konflikt generuje też tęsknota i potrzeba Muli, żeby się oderwać od wszystkich tych kategorii, od których Kaja jest wolna" - powiedziała.

W opinii Rafała Kwietniewskiego, który w filmie wystąpił ze swoją żoną Dorotą Łukasiewicz-Kwietniewską i ich dziećmi Idą i Igorem, można "Wieżę..." określić jako obraz kobiecy, z silnym żeńskim pierwiastkiem. Mężczyźni (także Rafał Cieluch i Artur Krajewski), jak zgodził się aktor, grają w filmie role ważne, ale drugoplanowe; większość napięć i sytuacji rozgrywa się między kobietami. "Myślę, że mężczyźni dają w tym filmie okazję kobietom po prostu błyszczeć. (...) Określiłbym to kino jako kobiece, przy jednoczesnym zastrzeżeniu, że ono nie kwestionuje w żaden sposób, że coś jest nie tak z facetami. (...) Nie mam nic przeciwko kinu opartego na mocnych kobietach, może właśnie ono oddaje współczesny świat i odpowiada na jego wyzwania?" - powiedział PAP.

"Ten film to najpiękniejsza aktorska przygoda mojego życia. Od początku byłem zauroczony reżyserką i gdy tylko usłyszałem o tym projekcie marzyłem, żeby wziąć w nim udział. (...) Nie wiem, czy kiedykolwiek przeżyłem wspanialsze chwile w tym zawodzie, niż podczas tego miesiąca na planie. (...) Tkanka rodzinna, którą chciała wywołać Jagoda, po prostu się stała. Nie musieliśmy jej kreować czy tworzyć. W trakcie prób i kręcenia może ze dwa razy pomyślałem o konstruowaniu swojej postaci czy relacji, w której funkcjonuje" - podkreślił Kwietniewski.

Bardzo kulturalna krytyka Kościoła jako instytucji

Odnosząc się do określania produkcji w ramach gatunkowych, Szelc wyjaśniła, że w powszechnym odbiorze obraz miał z założenia funkcjonować jako thriller. "Wydaje mi się, że zrobiłam film szlachetny, który działa także na poziomie gatunku i że i na tej płaszczyźnie wciąga widza. 'Wieża...' nie miała jednak po prostu opowiedzieć jakiejś historii, nie wierzę w zwykłe opowiadactwo, ono nie jest w obrębie moich zainteresowań. Nie uważam, żeby filmy i sztuka miały taką funkcję. Dlatego bardziej ten film opowiada o utracie kontroli, zresztą to samo miał wywołać. Interesuje mnie eksperyment. Kręci mnie to, co film robi" - powiedziała.

Szelc pytana o to, dlaczego punktem wyjścia do snucia opowieści wybrała właśnie komunię świętą małej Niny odpowiedziała, że potrzebowała po prostu jakiegoś spajającego fabułę wydarzenia. "Wybrałam to, ale ono nie ma większego znaczenia" - skomentowała. Jak dodała, jednocześnie na przykładzie swoich bohaterów wytknęła bezrefleksyjność i automatyczność niektórych praktyk religijnych. Jak tłumaczyła, w ten sposób mogła wyrazić siebie i wyśpiewać w filmie swoje własne protest songi - w tym także wegański czy dotyczący tematu uchodźców.

"'Wieża...' to bardzo kulturalna krytyka Kościoła jako instytucji, sama natomiast jestem za każdą religią; jestem proreligijna. Religia jednak wydaje mi się czymś nadanym, jakimś zapożyczeniem, a duchowość doświadczeniem własnym. Chcę przypomnieć ludziom, że nie mogą znikąd pobrać duchowości. Dlatego kościół w moim filmie jest w stanie renowacji. Wierzę, że moi bohaterowie w końcu się otrząsną. Aktualnie nie realizują swoich potrzeb duchowych - realizują tylko program lęku i przezeń komunikują się z ludźmi" - powiedziała Szelc.

"Wszyscy w jakimś stopniu mamy potrzeby duchowe. Kościół Katolicki tych potrzeb nie przerabia. Zresztą w mojej ocenie prawie żadna religia tego nie robi, bo religie z założenia są powiązane z funkcjonowaniem systemów" - dodała reżyserka.

"Wieża. Jasny dzień" była  pokazywana na 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, gdzie Szelc - studentka reżyserii w łódzkiej filmówce, fabularna debiutantka i laureatka tegorocznych Paszportów "Polityki" - została doceniona nagrodami za najlepszy scenariusz i debiut reżyserski. Wcześniej obraz został zaprezentowany na Berlinale w prestiżowej sekcji "Forum", zorientowanej na filmy łączące sztukę i kino awangardowe, prace eksperymentalne i polityczne reportaże.

Rok po premierze "Wieży. Jasnego dnia" do kin trafił drugi film Szelc "Monument". Reżyserka jest także autorką jednej z nowel w omnibusowym filmie Netfliksa "Erotica 2022".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wieża. Jasny dzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy