"Wałęsa. Człowiek z nadziei": Najtrudniejszy film Wajdy
"Dzisiaj w Polsce nowe pokolenia nie znają Wałęsy. Film jest przede wszystkim dla nich, po to, by zrozumiały wartość aktywnego udziału w życiu politycznym" - Andrzej Wajda mówił o filmie "Wałęsa. Człowiek z nadziei", który dokładnie pięć lat temu trafił na ekrany polskich kin.
"Chciałbym, by Lech był wzorem i nadzieją dla wszystkich ruchów młodych ludzi, którzy teraz walczą o wolność w swoich krajach" - podkreślił Wajda po pokazie filmu na festiwalu filmowym w Wenecji, gdzie "Wałęsa" miał światową premierę.
"Jestem świadomy tego, że 'Wałęsa' jest najtrudniejszym tematem, z jakim miałem do czynienia w ciągu 55 lat swojej kariery filmowej. Podziwiałem jednak Wałęsę od momentu, w którym po raz pierwszy go spotkałem (...). Film obrazuje mój stosunek do niego i jest adresowany do wszystkich widzów - zwłaszcza młodych, dla których Lech może być dobrym przykładem pokazującym drogę do uczestnictwa w życiu politycznym" - dodawał reżyser.
"Wałęsa był jak artysta, który decyduje się zrobić coś, czego nikt jeszcze przed nim nie dokonał. Cenię to, co zrobił, ponieważ w ówczesnym czasie nikt inny nie osiągnąłby tego, co Wałęsie się udało. Władza komunistyczna nigdy nie zdecydowałaby się podjąć negocjacji z intelektualistami albo filmowcami, ale rozmawiała z robotnikami, bo wtedy gra toczyła się o pieniądze. Strajk w Stoczni Gdańskiej zaczynał się przecież jako strajk płacowy i dopiero po czasie przekształcił się w strajk solidarnościowy. Wzięli w nim udział członkowie związku, który liczył dziesięć milionów ludzi" - mówił Wajda.
Odnosząc się do krytyki pod adresem Wałęsy i opinii, że popełnił różne błędy, reżyser zapytał retorycznie: "A gdzie jest napisane, że on był bohaterem na każdy czas?".
"Gdybym ja spotkał takiego bohatera, o którym mówiono by, że jest dobry w każdym czasie, to nie podałbym mu ręki. Ja chcę bohatera, który przychodzi, kiedy trzeba i odchodzi wtedy, kiedy trzeba" - wyjaśnił. Tak też - jego zdaniem - należy interpretować to, że w demokratycznej Polsce Lech Wałęsa nie został wybrany na drugą kadencję jako prezydent.
Mówiąc o Wałęsie, reżyser podkreślał, że jest to bohater narodowy. "Bohater narodowy, który w większym stopniu posługiwał się rozumem niż wielu inteligentów, (...) doprowadził bez rozlewu krwi do tego zakończenia, którego jesteśmy świadkami" - powiedział Wajda.
Akcja filmu obejmuje prawie dwie dekady. Zaczyna się w roku 1970, kończy w 1989, kiedy Lech Wałęsa wygłasza przemówienie w Kongresie Stanów Zjednoczonych, rozpoczynając je od słów: "My, naród".
Robert Więckiewicz, który zagrał w "Wałęsie" główną rolę, opowiadał o reakcjach byłego prezydenta na film. "O pierwszej opinii wszyscy wiedzą, była szeroko komentowana. Był wywiad dla radia, w którym Lech Wałęsa ocenił, że nie był takim zarozumialcem i bufonem, jak to przedstawia Więckiewicz" - wspominał aktor. Zaznaczył, że później opinia Wałęsy uległa zmianie. "Miałem okazję spotkać się z panem prezydentem w Wenecji i porozmawiać. No i mówił coś zupełnie innego. Po kolejnym obejrzeniu filmu stwierdził, że jednak jest wszystko w porządku" - zaznaczył aktor
Aktor przyznał, że jest ciekaw tego, jak film zostanie przyjęty za granicą, lecz przyznał zarazem, że " to konfrontacja z polską widownią" wydaje mu się trudniejsza. W jego ocenie "Polacy to 38 milionów ekspertów od Wałęsy".
Dlatego też uważał, że film w Polsce może niewiele zmienić w podejściu do byłego prezydenta. "Nie sądzę, by ten film spowodował, że ci, którzy go nienawidzą , zaczną go kochać albo też na odwrót"- wyjaśnił.
Również Agnieszka Grochowska, ekranowa żona Wałęsy, przyznała, że twórcy filmu i aktorzy stają w Polsce przed znacznie trudniejszą sytuacją, bo dyskusja o jego bohaterze trwa od lat.
"Ubolewam nad tą dyskusją, bo dla mnie cały ten temat jest prosty i uważam, że powinniśmy szanować to, co zdarzyło się dobrego, pięknego i mądrego. Jeżeli nie jesteśmy w stanie tego uszanować, a co więcej, nie jesteśmy w stanie podkreślać, że tak było, to znaczy, że niedługo tego nie będzie już w zbiorowej pamięci, zniknie" - powiedziała.
"Niestety, tyle ile jest osób w Polsce, tyle będzie zdań na temat filmu o Wałęsie" - podkreśliła aktorka.
Wspomniała, że już w okresie realizacji filmu ekipa przekonała się o tym podczas różnych spotkań i konferencji prasowych. "Za każdym razem zdarzała się mniej lub bardziej nieprzyjemna sytuacja" - ujawniła.
Grochowska tłumaczyła, że inspiracją dla niej była książka Danuty Wałęsy, która trafiła do księgarń krótko przed rozpoczęciem zdjęć. Grochowska opowiadała, że grając w filmie, postanowiła odłożyć na bok "własne aktorskie ego" i "po prostu działać". "Postanowiłam, że jeśli mam na ekranie sprzątać, myć podłogę, próbować zawiązać Lechowi krawat, co nie jest łatwe, ogarnąć dzieci, to w jakimś sensie ograniczę się do tego. Chciałam znaleźć się w takiej pozycji, w jakiej była Danuta Wałęsa - ona praktycznie nie miała czasu dla siebie" - mówiła aktorka.
W drugoplanowych rolach w "Wałęsie" wystąpili m.in.: Zbigniew Zamachowski i Cezary Kosiński (w rolach esbeków), a także Iwona Bielska i Maciej Stuhr; w obsadzie jest też włoska aktorka Maria Rosaria Omaggio, jako dziennikarka Oriana Fallaci, która przeprowadziła wywiad z Wałęsą.
Za scenariusz odpowiadał Janusz Głowacki, który pracował nad tekstem trzy lata.
Najczęściej zadawane mu w tym czasie pytanie brzmiało: "czy napisał pan, że Wałęsa to Bolek" - chciał to wiedzieć nawet parkingowy z warszawskiego Powiśla, gdzie Głowacki mieszka. W zasadzie, podczas pisania scenariusza, indagowano go o to bez przerwy. "Ja osobiście, jak mawiają nasi parlamentarzyści, to może bym nawet wolał, żeby był. Z wyrachowania, boby mi się lepiej pisało. Żeby się do końca pogrążyć, powiem więcej nawet, że to całe szczęście że Lech Wałęsa się ze służbami przez jakiś czas zadawał, bo dzięki temu nawet Andrzej Wajda, chociaż Lecha kocha, w żaden sposób nie dał rady zrobić z niego człowieka z żelaza" - deklaruje scenarzysta.
Głowacki sądzi, że, choć, jak pisze, "z nieskazitelnością Lecha Wałęsy jest trochę słabo", to jednak "im więcej popodpisywał i spotkań odbył, na których chcąc albo nie chcąc, wiedząc czy nie wiedząc coś z siebie dawał wycisnąć, tym cenniejsze, jak się z tego czy innego bolkostwa wygrzebał i gdzie doszedł". Scenarzysta "Człowieka z nadziei" postrzega swojego bohatera jako człowieka, któremu obce są inteligenckie dylematy moralne. Czy Wałęsa brał pieniądze od SB? "On sam twierdzi, że nie. Ale jakby wziął, to co? Bieda, dzieci, żona nie pracuje, chcą łobuzy płacić, niech płacą. Zrobią kiepski interes. (...) Oczywiście SB to wróg śmiertelny, ale przyjaciele rzadko chcą nam za coś płacić" - tak Głowacki próbuje zrekonstruować tok myślenia swojego bohatera.
Budżet "Wałęsy" wyniósł około 18 mln zł. Nie obyło się bez kłopotów produkcyjnych. W trakcie realizacji filmu odpowiedzialne za powstanie "Wałęsy" Akson Studio zdecydowało się zwrócić 3 miliony złotych firmie Amber Gold, która miała być sponsorem filmu. Producenci "Wałęsy" zostali wówczas zmuszeni do szukania nowych sponsorów, co - jak przyznał producent Michał Kwieciński - częściowo się powiodło. "Sprzedaliśmy Telewizji Polskiej prawo do pierwszej telewizyjnej emisji 'Wałęsy', TVP jest ponadto koproducentem tego filmu. Ograniczyliśmy wydatki w porównaniu do naszych wcześniejszych planów. Chcieliśmy na przykład kupić prawa do wykorzystania w filmie piosenki grupy U2, ale musieliśmy z tego zrezygnować" - opowiadał Kwieciński.
W "Wałęsie" wykorzystano natomiast piosenki polskich rockowych i punkrockowych zespołów z tamtych czasów: Chłopców z Placu Broni, Brygady Kryzys czy KSU.
Film Wajdy obejrzało na polskich ekranach ponad 970 tysięcy widzów. Był to drugi wynik polskiej produkcji w 2013 roku, więcej widzów wybrało się tylko na "Drogówkę" Wojtka Smarzowskiego (1 milion 25 tysięcy widzów).
"Wałęsa. Człowiek z nadziei" był polskim kandydatem do Oscara, film Wajdy nie znalazł się jednak w gronie tytułów, które otrzymały nominację do nagrody Akademii.