Reklama

Vivien Leigh: Była ikoną Złotej Ery Hollywood. Prywatnie zmagała się z demonami

"Kołyszę się między szczęściem a nieszczęściem. Mówię, co myślę, niczego nie udaję i jestem przygotowana na konsekwencje moich zachowań" - mówiła o sobie legendarna Vivien Leigh. Słynęła z ról silnych kobiet, ale dysponowała nader kruchą psychiką. Latami zmagała się z poważną chorobą, o której długo wiedział jedynie jej ukochany mąż.

"Nie jestem gwiazdą filmową, a na pewno nie tylko nią. Jestem aktorką. Prawdziwą. Urodzoną po to, aby grać. Bycie gwiazdą oznacza życie w fałszu, dla złudnych wartości i taniego rozgłosu. Ja pragnę czegoś więcej" - mówiła o sobie Vivien Leigh, którą widzowie pokochali za rolę Scarlett O'hary z kultowego "Przeminęło z wiatrem". Jednak jej kariera to o wiele więcej niż tylko główna bohaterka powieści Margaret Mitchell.

Reklama

Vivien Leigh: Zrobiła wszystko, by zostać aktorką

Urodziła się jako Vivian Mary Hartley 5 listopada 1913 roku w Indiach. Przyszła gwiazda była jedynym dzieckiem angielskiego oficera Ernesta Hartleya i jego żony, Gertrude Mary Frances. To właśnie matka popchnęła małoletnią Vivien w stronę występów scenicznych, zabierając ją na zajęcia koła teatralnego, do którego sama należała. Gertrude Hartley zaszczepiła ponadto w córce miłość do literatury, zaznajamiając ją z dziełami Hansa Christiana Andersena, Lewisa Carrolla, Rudyarda Kiplinga i Williama Szekspira. 

Miała trzy lata, gdy wyrecytowała popularny wierszyk dla dzieci. "Te rymy znano za Szekspira" - pochwalił ją tata. Dumna dziewczynka zapamiętała to nazwisko, a gdy podrosła przeczytała wszystkie dzieła dramaturga. W późniejszych latach Vivien Leigh dała się poznać jako wybitna odtwórczyni szekspirowskich heroin - Lady Makbet, Julii czy Ofelii. Jednak zanim to nastąpiło wróciła z rodzicami do Anglii. Sześciolatka została wysłana do katolickiej szkoły z internatem.

Tam poznała i zaprzyjaźniła się z Maureen O'Sullivan (matką Mii Farrow). Przyjaciółki obiecały sobie, że w przyszłości zostaną aktorkami. O'Sullivan dopięła swego wcześniej. Był rok 1931, gdy 18-letnia panna Hartley zobaczyła film z udziałem szkolnej koleżanki.  Po tym zaczęła prosić ojca, by zapisał ją do Królewskiej Akademii Sztuki Dramatycznej w Londynie. Tak zaczęła się jej droga ku sławie. W spełnieniu marzeń nie przeszkodziło jej nawet wczesne małżeństwo. Zaledwie 19-letnia Vivian poślubiła o 13 lat starszego prawnika Herberta Leigh Holmana.

Niecały rok po ślubie na świat przyszła córka pary, Suzanne. Jednak nadal marzyła o aktorstwie. Mimo sprzeciwów męża wróciła do przerwanej na chwilę nauki aktorstwa, zatrudniła agenta i przyjęła pseudonim artystyczny "Vivien Leigh". Po latach mówiła, że przybrane nazwisko to najlepsze, co dostała od pierwszego męża. Występowała na scenie, ale nie odnosiła spektakularnych sukcesów. Przełomem okazał się jej filmowy debiut w "Things Are Looking Up" (1935). Rólka była niewielka, jej nazwisko nie zostało nawet wymienione w czołówce, ale od dziewczyny o elektryzującej urodzie nie można było oderwać oczu.

Vivien Leigh i Laurence Olivier: Związek pełen burz i skandali

Z planu trafiła do londyńskiego teatru Old Vic i otrzymała angaż do "Maski cnoty". Jej kreację okrzyknięto największym odkryciem aktorskim. Na widowni siedział sam Laurence Olivier. Młoda aktorka po raz pierwszy zobaczyła go w 1935 roku.  Przyszła obejrzeć spektakl z jego udziałem. Potem on wybrał się do teatru "na Vivien". "Był w niej najbardziej niepokojący czar, jaki kiedykolwiek widziałem" - przyznał po latach aktor. Po jednym z występów, zauroczony talentem i niezwykłą urodą pięknej brunetki, postanowił iść za kulisy i poznać kobietę, która zrobiła na nim tak piorunujące wrażenie.

Te początkowo przypadkowe spotkania, wkrótce przerodziły się w płomienny romans, o którym do dzisiaj krąży wiele legend. W drugiej połowie lat 30. boje dostali angaż do filmu "Wyspa w płomieniach". W teatrze grali razem w "Hamlecie". W ostatnich rzędach dało się odczuć chemię, która ich łączyła. Wkrótce już nic nie mogło powstrzymać rodzącego się między nimi uczucia. Nie zważali na to, że na Vivien w domu czeka mąż z malutką córką, a na Oliviera żona. 

Zakochanym niezwykle trudno było skrywać uczucia przed światem. W okresach rozłąki pisali do siebie kilkustronicowe listy, kiedy Leigh przyjechała do Ameryki spotykali się potajemnie w hotelowych pokojach. "Nie potrafiłem oprzeć się Vivien. Żaden mężczyzna by nie potrafił - wyznał Olivier w jednym z wywiadów. Wkrótce przestali się ukrywać. "Słodki Larry jest moim całym światem" - powtarzała aktorka, która bez żalu zostawiła męża i córkę. 

Film "W płomieniach" przyczynił się do otrzymania przez Vivien roli życia. Podczas pobytu w Stanach przeczytała powieść Margaret Mitchell. Gdy dowiedziała się, że trwają prace nad jej ekranizacją, postanowiła zrobić wszystko, by otrzymać rolę Scarlett. O tę rolę walczyły największe sławy Hollywood. Podobno Leigh przyszła na spotkanie z legendarnym producentem Davidem O. Selznickem, ubrana w stój z epoki. "Ja jestem Scarlett" - stwierdziła i dopięła swego.

Vivien Leigh: Wielki sukces i podstępna choroba

W 1940 roku za rolę w "Przeminęło z wiatrem" zdobyła swojego pierwszego Oscara. Tak rozpoczął się jej podbój Hollywood. W tym samym czasie doskonale zaczęło układać się jej także w życiu prywatnym. Zarówno ona, jak i Laurence zakończyli wreszcie poprzednie nieudane małżeństwa i mogli skupić się w zupełności na swojej relacji. Pobrali się 31 sierpnia 1940 roku w Santa Barbara, w Kalifornii. Trzy lata później zdecydowali się wrócić do Anglii - on wstąpił do sił powietrznych, a ona wyjechała do Afryki Północnej, by wspierać stacjonujących tam żołnierzy. Z podróży wróciła jednak z gruźlicą. Źle zaczęło dziać się również na innych polach. W 1945 roku poroniła i przeszła ogromne załamanie nerwowe.

Wkrótce lekarze zdiagnozowali u niej chorobę dwubiegunową (depresję maniakalną), ale wówczas o problemach psychicznych nie mówiło się otwarcie. Laurence Olivier problemy ukochanej po raz pierwszy zauważył jeszcze w Londynie. Przed jednym ze spektakli Vivien zrobiła mu awanturę, po czym zamilkła i patrzyła się w przestrzeń. Po chwili wyszła z tego swoistego transu, poszła na scenę by perfekcyjnie odegrać swoją rolę. Aktor na drugi dzień zapytał ją, co się wtedy wydarzyło, ta nie mogła przypomnieć sobie tego incydentu.

Pierwsze większe załamanie przeszła jeszcze na planie "Przeminęło z wiatrem". Na Leigh źle wpływała presja i wielkie oczekiwania zarówno widzów, jak i krytyków względem powstającej superprodukcji. Podczas pracy miewała dobre dni, ale bardzo często zdarzały jej się również ataki histerii.

"Na planie pracowała bez wytchnienia. Wypalała do czterech paczek papierosów dziennie i wpadała na przemian w euforię bądź depresję. Kiedy przychodziły gorsze chwile, zamykała się w sobie. A potem zaczynała krzyczeć. Nazajutrz nic z tego nie pamiętała. Gigantyczny sukces, jaki odniosła, zdecydowanie ją przerósł" - pisał o tym okresie Maciej Misiorny w "Tele Tygodniu". Ukojenie znajdowała w słowach ukochanego. Olivier pisał wówczas do niej pokrzepiające listy i bardzo starał się ją uspokoić.

Vivien Leigh: Oscarowa rola wpędziła ją w szaleństwo?

Po poronieniu z 1945 roku aktorka po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że jej zaburzenia psychiczne stają się coraz poważniejsze. "Leigh zaczęła rozumieć schemat swojej choroby: kilka dni nadpobudliwości, następnie okres głębokiej depresji i załamanie, podczas którego doznawała drgawek i ataków złości - przeklinała, krzyczała, rzucała przedmiotami, obrażała każdego, kto był obok. Jej zachowanie stawało się coraz trudniejsze do zniesienia, zwłaszcza dla najbliższych, w tym dla męża" - pisała w książce "Viv i Larry - obłęd zwany pożądaniem" Magdalena Król. 

Kiedy Vivien przechodziła załamanie, kariera Laurence’a Oliviera rozwijała się w najlepsze. Aktor został nawet uhonorowany, w uznaniu zasług dla angielskiego teatru i kultury, tytułem ,,Sir’’. Odtąd dostawał jeszcze więcej propozycji, co sprawiało, że zaczął odsuwać się od żony. Leigh zdołała jednak się pozbierać i podobnie jak mąż rzuciła się w wir pracy. Po raz kolejny pokazała swój ogromny talent i kunszt aktorski. Za rolę Blanche DuBois w filmie "Tramwaj zwany pożądaniem" otrzymała drugiego w swojej karierze Oscara. Później twierdziła, że ta postać ją samą wpędziła w szaleństwo. Przestała odróżniać fikcję od rzeczywistości.

W kolejnych latach problemy aktorki zaczęły nabierać na sile. Do wahań nastroju doszła bezsenność, a prawdziwym ciosem okazało się drugie poronienie. Kiedy w 1953 roku znowu poroniła, depresja zaatakowała ze zdwojoną siłą. Znikała z domu na całe noce, oddawała się przygodnym kochankom. Tym razem choroba uniemożliwiła jej pracę i aktorka straciła rolę.

Vivien Leigh: "Wolałaby raczej żyć krótko z Larrym niż długo bez niego"

Choć Olivier cierpiał to nie pozostawał żonie dłużny. Sam również zdradzał ją nie tylko z kobietami, ale i... mężczyznami. Aktor był biseksualistą. Doszło nawet do sytuacji, że małżonkowie przez jakiś czas dzielili wspólnego kochanka! Mężczyzną, który namieszał w ich małżeństwie był aktor - Peter Finch. Z czasem małżonkowie zaczęli się od siebie coraz bardziej oddalać. Olivier nie potrafił zrozumieć choroby żony, która podczas ataków furii rzucała się na męża z pięściami. 

"Przez cały okres jej opętania przez niezwykle nikczemnego demona - psychozę maniakalno-depresyjną - udało jej się utrzymać zdolność do ukrywania prawdziwego stanu psychicznego przed wszystkimi z wyjątkiem mnie" - pisał w swej autobiografii Laurence Olivier, który - mimo uczucia, jakim darzył Vivien - rozwiódł się z nią po 20 latach małżeństwa. Rozstali się w 1958 roku. Była to trudna decyzja oraz długotrwały i bolesny proces. Oficjalnie ich małżeństwo zakończyło się początkiem stycznia 1961 roku, a już w połowie marca Olivier był już po ślubie Joan Plowright. Z młodszą o ponad 20 lat aktorką był do końca życia.

Leigh również związała się z dużo młodszym aktorem, Jackiem Merivale’m, jednak i u jego boku nie zaznała spokoju. Nigdy nie przestała kochać byłego męża i często powtarzała, że "wolałaby raczej żyć krótko z Larrym niż długo bez niego". Zmarła 8 lipca 1967 roku na gruźlicę, mając zaledwie 53 lata. W pokoju czuwał jej ukochany perski kot, a na szafce przy łóżku stało zdjęcie Oliviera. 

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Vivien Leigh
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy