To jedna z najlepszych polskich komedii. Kontynuacje były "głupie i wtórne"
We wtorek mija dokładnie 35 lat od premiery filmu "Kogel-mogel" Romana Załuskiego, do którego scenariusz napisała Ilona Łepkowska. Produkcja uważana jest za jedną z najlepszych polskich komedii i wciąż bawi kolejne pokolenia amatorów rodzimego kina.
Główną bohaterką produkcji jest grana przez Grażynę Błęcką-Kolską Kasia Solska, młoda dziewczyna żyjąca na wsi, która marzy o studiach pedagogicznych w Warszawie, a tymczasem rodzice planują ją wydać za mąż za bogatego sąsiada. W przeddzień wesela listonosz przynosi zawiadomienie o przyjęciu jej na uniwersytet, więc dziewczyna nie bierze ślubu, lecz ucieka pierwszym pociągiem do stolicy.
Akademik jest jeszcze zamknięty, więc dziewczyna nie ma gdzie się podziać. Przypadkowo spotyka jednak babcię poszukującą opiekunki do swojego zbyt rozwydrzonego wnuczka. I tak Kasia trafia do domu docenta Wolańskiego. Z czasem okazuje się, że bardzo dobrze radzi sobie z upiornym Piotrusiem. Zbieg okoliczności sprawia jednak, że żona docenta posądza go o romans z Kasią...
Dzięki roli Kasi Solskiej Grażyna Błęcka-Kolska została prawdziwą gwiazdą. "Byłam młodą dziewczynką, przerażoną, bo to była duża rola, po raz pierwszy główna, fantastycznie było zagrać w komedii, spotkać się z wybitnymi ludźmi" - wspominała po latach aktorka.
"Zostałam chyba obsadzona dlatego, że reżyser kiedyś zobaczył, jak wbiegam do sklepu tuż przed jego zamknięciem. I podobno biegłam na tyle śmiesznie, że dostrzeżono u mnie zdolności komediowe. A wcześniej grałam głównie role dramatyczne" - opowiadała o tym, jak trafiła na plan produkcji Ewa Kasprzyk, filmowa Barbara Wolańska. "Dodam, że Zdzisław Wardejn (docent Wolański) powiedział, że grając taką zołzę, nie musiałam pracować nad charakterem".
Wywołany do tablicy aktor z kolei uważa, że wielu mężczyzn identyfikowało się z jego bohaterem.
"Był taki, jak każdy typowy przedstawiciel swego pokolenia: mąż, ojciec, do tego pracownik naukowy, a więc niegłupi chłop. Ale w każdym mężczyźnie siedzi jakiś demon, co widać przy bliższym poznaniu" - opowiadał Wardejn.
Jak wspominał, scenariusz był tak zabawny, że aktorom zdarzało się "gotować" na planie: "Humor granych scen oraz samych postaci działał także na nas. Zdarzało się, że ktoś nie wytrzymał, zaczynał się śmiać i już ujęcie trzeba było powtarzać" - opowiadał Wardejn.
Powodzenie komedii to nie tylko świetny scenariusz, przedstawiający komediowe zderzenie wsi z miastem, ale też genialna gra aktorska. Każda rola to perełka - trudno utrzymać powagę, słuchając dialogów Jerzego Turka i Katarzyny Łaniewskiej (państwo Solscy), patrząc na dystyngowaną, ale jednak mocno łobuziarską Małgorzatę Lorentowicz (babcia Wolańska) czy Dariusza Siatkowskiego (Paweł Zawada), narzeczonego Kasi.
Niesamowite powodzenie filmu Romana Załuskiego spowodowało, że rok później powstała jego kontynuacja zatytułowana "Galimatias".
Na trzecią część czekaliśmy jednak aż do 2018 roku, kiedy Ilona Łepkowska wróciła do swych bohaterów w filmie "Miszmasz, czyli kogel mogel 3". Pojawiły się także nowe postaci.
Kasia (Grażyna Błęcka-Kolska) po rozwodzie zamieszkała wraz z matką (Katarzyna Łaniewska) we wsi Brzózki. Do Polski przyjeżdża syn Kasi - trzydziestoletni Marcin Zawada (Nikodem Rozbicki), który po 10 latach wrócił z Holandii, gdzie mieszkał z ojcem. W rodzinnym domu na wsi nie zagrzał jednak długo miejsca i wybrał się do Warszawy. Tam spotkał Agnieszkę (Aleksandra Hamkało). Nie ma pojęcia, że jest ona córką dobrych znajomych jego matki - Barbary (Ewa Kasprzyk) i docenta Mariana (Zdzisław Wardejn) Wolańskich - tak przedstawiał się fabularny szkielet trzeciej części "Kogla-mogla".
Recenzent Interii nie zostawił jednak na filmie suchej nitki.
- Łepkowska i reżyser Kordian Piwowarski od początku nie ukrywają swoich intencji - ich dzieło to produkt przygotowany po to, by przykuć uwagę fanów pierwszych dwóch części. Oczywiście, nawet to podejście potrafi zaowocować: na trzy żenujące żarty zdarza się jeden naprawdę niezły, powrót kultowych bohaterów cieszy oczy, a wśród nowych postaci pojawiają się perełki, jak choćby Marlena w świetnej interpretacji Katarzyny Skrzyneckiej. Twórcy do scenariusza upchnęli jednak wszystko za wyjątkiem wiarygodności, dlatego w relacje między bohaterami i ich przemianę musimy wierzyć na słowo - pisał Adrian Luzar.
I konkludował, że "Miszmasz" jest filmem, jakiego bardzo nie chcieliśmy zobaczyć - "wtórnym, głupim i do bólu żerującym na legendzie poprzedników".
Nie przeszkodziło to produkcji stać się jedną z najchętniej oglądanych polskich komedii roku - film obejrzało w kinach aż 2,4 mln widzów.
Nic dziwnego, że cztery lata później na ekrany kin trafiła czwarta część, zatytułowana "Koniec świata".
Krytycy, jak zwykle, narzekali.
- Chciałbym napisać, że seans "Kogla Mogla 4" wcale nie był tak bolesny, jak oglądanie trzeciej części. Na pewno było w nim mniej żenujących dowcipów pokroju małżeństwa Goździków demolujących wieś po spaleniu jednego skręta. Niestety, jeśli obciach (którego wciąż jest sporo) został czymś zastąpiony, to najczęściej nudą. Natomiast sama fabuła jest do bólu pretekstowa i, co najgorsze, mało zabawna. Znów dostajemy produkt, będący komedią głównie w teorii - i raz jeszcze tylko aktorów szkoda - Jakub Izdebski nie krył rozczarowania w recenzji dla Interii.
Widzowie wiedzieli swoje. "Koniec świata, czyli kogel mogel 4" obejrzało w pierwszy weekend 222 tysiące widzów, co okazało się drugim wynikiem po pandemii (lepiej poradziły sobie tylko "Dziewczyny z Dubaju".
Czy możemy liczyć na piątą część? Ilona Łepkowska wyjaśniała, że tytułowy "koniec świata" ma być również końcem serii. "Na pewno wszyscy będą rozumieli, że to już jest koniec, finał po tych wszystkich perypetiach, które spotykały naszych bohaterów na przestrzeni filmów. Kończymy fajnym happy endem, ale jednocześnie wcześniej się pośmiejemy i pobawimy" - mówiła Łepkowska w rozmowie z Jastrząb Post.