To jeden z najlepszych polskich filmów. Reżyser nie wierzył w nominację do Oscara
11 października 2024 roku mija pięć lat od wejścia filmu "Boże Ciało" Jana Komasy do polskich kin. Obraz debiutował podczas festiwalu w Wenecji, gdzie został znakomicie przyjęty. Podobnie było w czasie Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, chociaż obyło się bez Złotych Lwów. Decyzja jury została wówczas bardzo źle przyjęta. Ukoronowaniem świetnych recenzji była nominacja do Oscara.
Fabuła była inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Historia skupiała się na 20-letnim Danielu (Bartosz Bielenia), który podczas pobytu w ośrodku wychowawczym przechodzi duchową przemianę. Pragnie zostać księdzem. Gdy zostaje warunkowo zwolniony i skierowany do pracy w zakładzie stolarskim na prowincji, udaje się do miejscowego kościoła, gdzie zaprzyjaźnia się z proboszczem. Pod jego nieobecność zaczyna pełnić posługę kapłańską. Jego metody budzą sprzeciw części mieszkańców. Z czasem przekonuje ich do siebie. Jednak nie wszyscy mu wierzą. Gdy w miasteczku pojawia się chłopak z zakładu poprawczego, Daniel czuje, że niedługo jego kłamstwa wyjdą na jaw.
Scenariusz "Bożego Ciała" napisał debiutant Mateusz Pacewicz. W czasie swojej pracy konsultował się z Krzysztofem Rakiem, producentem i twórcą fabuły do "Bogów" Łukasza Palkowskiego. Gotowy tekst został wyróżniony w konkursie Script Pro. Pomysł przypadł do gustu Komasie, który szukał materiału na swój trzeci film pełnometrażowy. Doradził, by Daniel był w czasie filmu bardziej zaszczuty, a wykrycie oszustwa nie było najgorszą rzeczą, która miałaby mu grozić. "[Daniel] nie jest głupi, wie, że w końcu go nakryją. Kupuje sobie czas, żeby zrobić coś dobrego, bo stał się idealistą" mówił reżyser w rozmowie z Variety.
Rolę Daniela otrzymał Bartosz Bielenia. Komasa nie był początkowo przekonany do tej decyzji. Bielenia pojawił się na castingu w długich włosach, czapce i swetrze. Był wysoki i bardzo szczupły. Reżyser chciał, by na ekranie wydawał się lepiej zbudowany, cięższy i groźniejszy. Kluczowe okazały się dwa dni, które Bielenia spędził w zakładzie poprawczym w ramach przygotowań do roli. To pozwoliło mu do końca zbudować swoją postać.
"Boże Ciało" miało swoją premierę podczas 76. MFF w Wenecji w sekcji Venice Days. Niedługo później pokazano je w ramach 44. MFF w Toronto, gdzie zebrało świetne recenzje. W Polsce po raz pierwszy pokazywano je w czasie 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, a chwilę wcześniej ogłoszono, że będzie ono reprezentowała nasz kraj w walce o Oscara za film międzynarodowy. W opinii dziennikarzy był to najlepszy obraz w Konkursie Głównym. Wyróżnili go zresztą swoją nagrodą. Podobnego zdania była publiczność, która zagłosowała na niego w corocznym plebiscycie. Poza tym nagrodzono drugoplanową rolę Elizy Rycembel, scenariusz Pacewicza i reżyserię Komasy. Złote Lwy powędrowały jednak do "Obywatela Jonesa" Agnieszki Holland.
Decyzja jury pod przewodnictwem Macieja Wojtyszki spotkała się z żywą reakcją dziennikarzy. "Po obejrzeniu 'Bożego Ciała', a był to mój ostatni film w tegorocznym konkursie, nie dziwiłem się już ani temu, że obraz został ogłoszony polskim kandydatem do Oscara jeszcze przed rozpoczęciem festiwalu w Gdyni (choć moim zdaniem była to potwarz dla innych twórców), ani faktowi, że była to jednogłośna decyzja. Byłem też przekonany, że nie ma innej możliwości niż przyznanie mu Złotych Lwów. Stało się inaczej. Jury w Gdyni znów zaskoczyło, choć właściwsze powinno być tu słowo 'rozczarowało'" - pisał Krystian Zając po ogłoszeniu werdyktu.
13 stycznia 2020 roku poinformowano, że "Boże Ciało" znalazło się w piątce filmów, które powalczą o Oscara za pełnometrażowy film międzynarodowy. Poza dziełem Komasy nominowano "Parasite" Bonga Joon-ho, "Nędzników" Ladja Ly, "Ból i blask" Pedro Almodovara oraz "Kraina miodu" Ljubomira Stefanowa i Tamary Kotewskiej.
"Ja naprawdę, bez sztucznej skromności, nie sądziłem, że się tu znajdziemy" - mówił Komasa w rozmowie z Pawłem Żuchowskim z RMF FM. Zdradził, że do końca nie wierzył w nominację i miał nawet zaplanowany urlop w czasie gali oscarowej. Dodał, że nie myślał o wygranej. "Może dlatego, że on się wydaje taki nierealistyczny i bardziej kojarzy się z jakąś bajką".
Wśród fanów filmu znalazł się między innymi Edgar Wright, twórca "Wysypu żywych trupów" i "Baby Drivera". "Przedostatni nominowany do Oscara film, jaki obejrzałem, to prawdziwy nokaut. To wyreżyserowany przez Jana Komasę polski film 'Boże Ciało'. Realistyczny, mroczny, porywający, z prowokującą rolą Bartosza Bieleni, który przypomina mi Vincenta Cassela, Ewana McGregora, Iana Curtisa i rolę Renée Jeanne Falconetti w 'Męczeństwie Joanny d'Arc'" - napisał na swoim profilu w portalu Twitter (dziś X).
Podczas gali Oscarowej "Parasite" okazał się jednak bezkonkurencyjny. Koreański obraz otrzymał nie tylko statuetkę za film międzynarodowy, ale także za scenariusz oryginalny, reżyserię i tę najważniejszą, za najlepszą produkcję roku. W żadnym przypadku nie można jednak mówić o porażce ekipy "Bożego Ciała". Dla 38-letniego Komasy i innych osób odpowiedzialnych za film nominacja była ogromnym sukcesem.
Natomiast polskie środowisko filmowe naprawiło pomyłkę z Gdyni przy okazji rozdania Orłów. "Boże Ciało" otrzymało 15 nominacji do polskich nagród filmowych. Zwyciężyło w 10 kategoriach, w tym tej najważniejszej. Statuetki odebrali także Komasa za reżyserię, Pacewicz za scenariusz oraz aktorzy: Bielenia, Rycembel, Aleksandra Konieczna i Łukasz Simlat. Wyróżniono także zdjęcia i montaż. Pacewicz otrzymał również tytuł odkrycia roku.
Z perspektywy czasu wszystkie te wyróżnienia wydają się jak najbardziej słuszne. "Boże Ciało" pozostaje jednym z najczęściej nagradzanych i najlepszych polskich filmów ostatnich lat.