Ten film przeraził widzów. Autorzy starali się znaleźć w nim dobro
27 listopada 2024 roku minęło 15 lat od ogólnopolskiej premiery filmu "Dom zły". Był to długo wyczekiwany powrót Wojciecha Smarzowskiego do kin po sukcesie jego "Wesela". Reżyser udowodnił historią Środonia i Dziabasów, że jest jednym z najlepszych i najciekawszych twórców polskiej kinematografii. Natomiast "Dom zły" razem z "Różą" uchodzi dziś za najważniejsze osiągnięcie w jego karierze.
"Dom zły" opowiadał historię śledztwa wokół zbrodni, która dokonała się w jednej z bieszczadzkich wsi. W 1978 roku zootechnik Środoń (Arkadiusz Jakubik) przybył tam do pracy. W ulewną noc zachodzi do chałupy Dziabasów (Marian Dziędziel i Kinga Preis), z którymi urządza libację. Zimą 1982 roku na miejsce przybywają milicjanci wraz z oskarżonym o morderstwo Środoniem, by przeprowadzić wizję lokalną. Dowodzący porucznik Mróz (Bartłomiej Topa) zaczyna szybko podejrzewać, że sprawa skrywa drugie dno.
Smarzowski napisał scenariusz "Domu złego" z Łukaszem Kośmickim jeszcze przed realizacją "Wesela" w 2004 roku. Gdy przymierzał się do nakręcenia swojego pełnoprawnego debiutu fabularnego, stwierdził, że pomysł może napotkać problemy z finansowaniem. Pieniądze na "Dom zły" udało się zebrać dzięki dofinansowaniu z Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej. Gdy fundusze były już zabezpieczone, pozostało oczekiwać na odpowiednią pogodę. Zdjęcia do filmu rozpoczęły się w listopadzie 2008 roku, a zakończyły w styczniu 2009 roku.
"Siłą tej opowieści jest właśnie to, że wszyscy siedzą w bagnie po pachy, że wszyscy są - mniej lub bardziej świadomie - umoczeni, unurzani. Wyszedłem z założenia, że człowiek jest i dobry, i zły" - tłumaczył reżyser w rozmowie z miesięcznikiem "Kino" we wrześniu 2009 roku. Jako idealny przykład wskazał Środonia.
"Ma różne rzeczy na sumieniu, ale próbuje coś zacząć na nowo. Wsiada do pociągu i wierzy, że mu się uda. [...] Jeżeli zdoła podnieść się po kolejnej katastrofie, to prędzej czy później znajdzie też siłę, żeby znowu wsiąść do pociągu. Po prostu zacznie nowy dzień. Ja mam podobnie. Wstaję rano i myślę, że świat jest piękny i dobry. Około południa jest już gorzej, a wieczorem bywa źle. Jednak wstaję z przekonaniem, że świat jest dobry. I każdego ranka wsiadam w pociąg Środonia" - mówił.
Wcielający się w zootechnika Arkadiusz Jakubik nie ukrywał, że jest to "najważniejsza rola" w jego karierze. Mówił o tym podczas Pol'and'Rock Festival w 2021 roku. "Ten film wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Dla mnie to jest Szekspir, Dostojewski, Biblia i pytanie o genezę ludzkiej natury. [...] Ile jest w nas dobra, a ile tej ciemnej materii? Musiałem się skonfrontować z tym wszystkim w trakcie zdjęć i przygotowań do filmu. Zadałem sobie szczere pytanie: 'Jakubik, gdybyś mógł zdobyć dużą sumę pieniędzy, ale musiałbyś zrobić coś bardzo złego, o czym nikt się nigdy nie dowie, zrobiłbyś to'? [...] Na początku pomyślałem, że jestem po tej dobrej stronie. A potem, gdy zacząłem się wkręcać w tę historię, w tego bohatera, to już nie znalazłem tak jednoznacznej odpowiedzi" - mówił aktor.
W pierwszej wersji scenariusza dominował wątek z 1978 roku. Historia wizji lokalnej dopiero się kształtowała. Później także nieco ją modyfikowano. Jakubik nie chciał, by Środoń okazywał się wyrachowanym mordercą. Po rozmowie ze Smarzowskim obaj stwierdzili, że lepiej wypadnie, jeśli aktor będzie grał go przez większość czasu jako niewinnego. Reżyserowi udało się jednak nakręcić ujęcia ze Środoniem jako winnym zbrodni. Wykorzystał je później podczas montażu filmu.
Rola Środonia nie powstała jednak z myślą o Jakubiku. Smarzowski widział w niej Mariana Dziędziela. Ten zapoznał się ze scenariuszem jeszcze przed "Weselem", w którym zagrał główną rolę. "Czas mijał i w końcu zasugerowałem nieśmiało Wojtkowi, że na Środonia jestem już trochę za stary" - wspominał aktor. Tak oto został Dziabasem.
Dla Dziędziela było ogromnym wyzwaniem, by nadać swemu bohaterowi nieco głębi. "Popełnił całą masę strasznych błędów, przeżył skrajne upodlenie, wręcz zezwierzęcenie. Doprowadził do sytuacji, w której pozostało mu tylko jedno [...]. Często zachowywał się nieludzko, a ten ostatni gest jest bardzo ludzki" - utrzymywał. "Przez kilka dni po zdjęciach do 'Domu złego' zadawałem sobie jeszcze tylko pytanie: kogo ja tak naprawdę zagrałem? To zresztą mistrzostwo Wojtka, że wymyślając postać, potrafi w niej zmieścić taką kotłowaninę sprzecznych emocji".
"Dom zły" został po raz pierwszy zaprezentowany publiczności podczas 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Otrzymał trzy nagrody — za reżyserię, scenariusz i montaż Pawła Laskowskiego. Złote Lwy powędrowały wtedy do "Rewersu" Borysa Lankosza.
Dzieło Smarzowskiego okazało się jednym z najczęściej nagradzanych w tamtym sezonie. Operator Krzysztof Ptak otrzymał Srebrną Żabę podczas festiwalu Camerimage. Na Warszawskim Festiwalu Filmowym uhonorowano go Nagrodą Publiczności. Polska Akademia Filmowa przyznała mu także trzy Orły - za reżyserię, montaż i zdjęcia. Czwartą twórcy otrzymali od publiczności.
Po latach "Dom zły" uchodzi za jeden z najlepszych filmów Smarzowskiego. W 2024 roku ukazał się teaser najnowszego filmu reżysera pod tytułem "Dom dobry sen zły". Nie będzie to powrót do tematów z dzieła z 2009 roku. Smarzowski skupi się w nim na kontrowersyjnych tematach, które zachodzą między ludźmi zamkniętymi w czterech ścianach. W rolach głównych wystąpili Tomasz Schuchardt, Agata Kulesza, Arkadiusz Jakubik, Agata Turkot, Maria Sobocińska i Andrzej Konopka. Premiera jest przewidziana na 7 listopada 2025 roku.